[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uważam, że to szaleniec, i koniec. W tym szaleństwie jest metoda.Nareszcie dokładnie rozumiem sens tegozdania, podróże kształcą, Szekspir do mnie przemówił.Jestem ciekawa, czegoszaleniec szuka, i zamierzam się tego dowiedzieć!W głosie Tereski zadzwięczał ton tak granitowego zdecydowania, że Okrętkęna moment ogarnęła rozpacz.Uświadomiła sobie nagle, jak dobrze i spokojnieżyło jej się dotychczas.%7ładnych kłopotów, zmartwień i trosk, żadnych niebez-pieczeństw, kojąca atmosfera pogodnej beztroski i rozleniwienia, słońce, jeziora,łąki i lasy, życzliwi ludzie, życzliwe ryby, łagodny opryszek, który zadowala sięprzewracaniem kamieni, nie czyniąc żadnej większej szkody.Co, na litość bo-ską, zrobi się z tym wszystkim, jeśli Tereska uprze się odgadywać jakieś ponurei makabryczne tajemnice?Przygnębiona, podniosła się i sięgnęła po garnek.78 Ciekawe, jakim sposobem zamierzasz się czegokolwiek dowiadywać powiedziała ostrożnie. Miałyśmy zbierać maliny.Zapytasz go osobiście czykorespondencyjnie? Czy sama zaczniesz rozgrzebywać kurhany?Tereska zakończyła przelewanie herbaty do termosów i butelek, wytrząsnęłafusy w krzaki, wypłukała garnek i wytarła go ściereczką. Bezpośredni kontakt z głupkiem lekceważę oświadczyła. Idziemy namaliny.Zaczyna mi się to wszystko razem kojarzyć i teraz już wyraznie widzę, żepęta się koło nas jakaś tajemnica.Od samego początku coś się dzieje. Naprawdę uważasz, że przez nasz przyjazd tutaj od razu coś się zaczęłodziać? Nie przez nasz przyjazd, tylko w ogóle się działo, a my to widzimy odpierwszej chwili i jak takie ślepe komendy nie zwracamy uwagi.Musiałyśmy byćchyba ogłuszone.Przypomnij sobie, jak ci ludzie na wodzie rozmawiali.Miałaśrację, to wcale nie byli kłusownicy.Mówili o pilnowaniu i że coś będzie, jak goktoś zobaczy, i tym podobnie.Dwóch ich było i arystokrata też się plątał do-okoła namiotu w dwie osoby, wiesz, wtedy kiedy mu konie poniosły w tej twojejśredniowiecznej karecie.Dwóch ludzi szuka tu czegoś pod kamieniami, a najważ-niejsze jest to, co mówił tamten strażnik.On nas rzeczywiście ostrzegał, z czegownoszę, że nie jest to czyjaś niewinna rozrywka, tylko jakaś poważna, podejrzanasprawa.%7łyczę sobie odgadnąć, o co tu chodzi.Okrętka poczuła się tak zdener-wowana, że przestała odróżniać maliny od pokrzyw.Z przyjemnością odwołałabywszystko, co sama powiedziała o kłusownikach i strażniku.Nie miała najmniej-szych wątpliwości, że Tereska słusznie wnioskuje i w pogodnym plenerze kłębisię wokół nich jakaś krew w żyłach mrożąca zagadka.Niczego nie pragnęła bar-dziej, niż trzymać się od niej z daleka. Jak to chcesz odgadywać, na litość boską?! I w ogóle po co ci to?! Co cięto obchodzi?! Co zamierzasz zrobić?! Nic na razie.Najrozsądniej będzie spokojnie poczekać.Poszukać następ-nych kamieni i postępować tak samo jak dotychczas.Zobaczyć, co z tego wynik-nie, a ewentualnie podejrzeć, co on zrobi i co wygrzębie.A zastanowić się potem,jak już będziemy miały więcej materiału do przemyślenia.Pospieszmy się, bomamy mało czasu.Okrętka, która już doznała ulgi na myśl, że właściwie nic nie ulegnie zmianie,zaniepokoiła się na nowo.Tereska wydawała się nieco zniecierpliwiona i jakbyz lekka rozgorączkowana. Dlaczego mamy mało czasu? Co będziemy robić? Jak to co, przecież dzisiaj odpływamy.Będziemy szukać nowego miejscana nocleg.Okrętka stanęła jak wryta. Na litość boską! Dlaczego?!!! Tereska zdziwiła się tak, że aż wylazła z ma-lin, żeby spojrzeć na przyjaciółkę.79 No przecież sama chciałaś! Sama się upierałaś, żeby odpłynąć, skoro tenarystokrata się tu pęta! %7łeby się od niego odczepić! Ale już się nie upieram.Tu jest bardzo dobrze.I jeżeli już raz rozwaliłnam te kamienie, to może drugi raz nie przyjdzie.Wcale nie wiem, czy jest sensodjeżdżać. Oczywiście, że jest sens, i oczywiście, że on tu drugi raz nie przyjdzie.Je-żeli mamy podpatrzyć, co wygrzebuje, musimy rzecz jasna poszukać następnychkamieni! Specjalnie zużytkuję je na kuchnię, nawet jeśli się kompletnie nie będąnadawały.Tu się już nic nie zdarzy, trzeba jechać dalej. Wcale nie chcę go podpatrywać i wcale nie chcę, żeby się cokolwiek zda-rzało wyjęczała Okrętka cichutko, z głową w malinach. Na diabła mi tenzakopany trup czy syn trupa, czy wszystko jedno co! Tu jest lepiej niż w domu. Co tam mamroczesz? spytała Tereska niecierpliwie. Mówisz do zie-mi, nie nie słyszę. Mówię, że co cię pcha, za dobrze ci tu było? Takie idealne miejsce i wresz-cie przestałam się bać arystokraty, i co ty widzisz w tym błąkaniu się po zaka-zach. Miałyśmy płynąć na południe! Co ty widzisz w tym południu?! Tereska spojrzała na nią dziwnie i nie od-powiadając wlazła głębiej w gąszcz.To fakt, pchało ją na południe.Nie wiadomodokładnie co, dość, że ją pchało.Natężenie pchania wzmogło się bardzo wyraz-nie od wczoraj, ale przecież widok płynącego na południe młodego człowieka niemógł mieć z tym żadnego związku! W tamtej stronie były lasy, wielkie lasy, a niejakieś tam nędzne zagajniki; były, sądząc z mapy, jakieś skomplikowane i roz-członkowane jeziora, były Zniardwy i zachwalana przez Janeczkę leśniczówka,i w ogóle było jakoś bardziej interesująco.Tu już wszystko poznały, obejrzałyi nie miały nic do roboty, tam zaś mogło je spotkać coś nowego.Nieznanego.Nie-spodziewanego.Właściwie tam mogło je spotkać wszystko.Na niejasną i mglistąmyśl o tym wszystkim czuła miłe piknięcia w sercu i pchanie urastało do rozmia-rów i siły trąby powietrznej [ Pobierz całość w formacie PDF ]