[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przypomniał sobie o tym, kiedy był już za drzwiami.Ale wtedy zdecydował ponamyśle, że najlepsze będzie zignorowanie tego tym razem, gdyż wśród trudności, któreniewątpliwie pojawią się, zanim odstawią księcia z powrotem do jego armii Anglików, nie będzieczasu na etykietę.Równie dobrze mogli zacząć obywać się bez niej już teraz.Wszyscy podążyli za nim.Jim stanął naprzeciw trojga pozostałych drzwi.Zamierzał użyćtego samego przeniesienia sygnału ostrzegawczego przy każdych drzwiach, żeby można byłobezpiecznie wejść do innych pokoi i je przeszukać.Przez chwilę bawił się pomysłem jakiegośuniwersalnego rozkazu, który otworzyłby mu wszystkie drzwi od razu.Zdecydował się jednakgrać ostrożnie.Zbliżył się do pierwszych drzwi po lewej i napisał sobie wewnątrz czoła magicznepolecenie przełączenia ostrzeżenia z Malvinne'a na niego, jeśli drzwi zostaną otwarte.Tym razem wszedł bez wahania.Komnata była zupełnie pusta.Pozostali weszli za nim,zostawił więc ich, żeby ją przeszukali, a sam poszedł sprawdzać następną.Ta też była całkowiciepusta.Ujrzał tam kamienną zewnętrzną ścianę ze szczelinami okien - zakrzywiona ściana samejwieży - i trzy boczne ściany, także z kamienia.Nigdzie nie było czerwonej barwy, którawskazywałaby, że użyto Magii, aby strzec czegoś takiego jak sekretne przejście.Wyszedł z niej i poszedł sprawdzić czwartą komnatę.Odkrył, że była prawie trzykrotniewiększa niż pozostałe, włącznie z tą, w której trzymano księcia.Najwyrazniej była onaczternastowiecznym odpowiednikiem laboratorium.Pewna liczba osobliwie wyglądającychprzyrządów i naczyń, niemal wyłącznie ze szkła, rozstawiona była na stole i półkach przy ścianie.Na większości z tych pojemników widniały tajemnicze znaki.Jim przypuszczał, że pewnie istniałjakiś magiczny sposób odczytania tych znaków, ale naprawdę nie było teraz czasu na takierzeczy.Cokolwiek by znalazł w tych naczyniach, pewnie i tak nie pomogłoby im w ucieczce.Poza tymi sprzętami i stołami, na których były one rozłożone, w bałaganie komnaty niekryło się nic żywego oprócz czegoś, co wyglądało jak spora, żółta klatka na ptaki, a w czymznajdowało się sześć dość pospolicie wyglądających domowych myszy.Jim otworzył drzwiczki klatki, wychodząc z założenia, że przynajmniej tym myszom daszansę uwolnienia się od czarnoksiężnika.Ale myszy skryły się w kącie i w ogóle nie próbowaływyjść.Zostawił więc je w klatce z uchylonymi drzwiczkami.Wcześniej czy pózniej, jak sądził,zbiorą się na odwagę, żeby wystawić głowy na zewnątrz, a wkrótce potem znajdą się nawolności.Reszta będzie zależeć od nich.Wrócił na otwarty korytarz piętra łączący wejścia do czterech komnat.Pozostali zebralisię wokół niego, czekając na dalsze rozkazy.Zdziwiło go, że książę nie stawiał żadnych pytańani żądań.Choć częściowo już się na to przygotował.W tym społeczeństwie jeśli ktokolwiek wjakimś czasie przewodził, ten był przywódcą.Oczywiście można było rzucić mu wyzwanie, ipewnie często tak robiono, ale dopóki to się nie zdarzyło, wszyscy szli za przykładem reszty iautomatycznie dostosowywali się, gotowi do posłuchu.- Sir James jest Magiem, Wasza Wysokość - usłyszał, jak Brian wyjaśnia księciu.- Todlatego mógł bezpiecznie otworzyć drzwi.W przeciwnym razie Magia prawdopodobniezniszczyłaby nas i ostrzegła Malvinne'a.- Doprawdy! - powiedział książę spoglądając na Jima z rosnącym szacunkiem.- Czarodziejem, ale, jak się obawiam, o wiele niższej rangi i o mniejszych zdolnościachniż Malvinne, Wasza Wysokość - dodał Jim.Nie należało pozwalać księciu tworzyć sobie jakichśfałszywych pojęć o tym, czego mógł dokonać.- Słuchajcie, tu na górze najwyrazniej nie mażadnego przejścia.Zbadamy, jak się sprawy mają na dole, w tych, jak się zdaje, prywatnychkwaterach Maga.Pośpieszył na dół po schodach, a pozostali ruszyli za nim.Powtarzał sobie, że najpierwpowinien był rozejrzeć się na dole.Było bardziej prawdopodobne, że jakieś prywatne przejścieznajdowało się w prywatnych komnatach czarnoksiężnika, a nie w jego laboratorium czy też winnych pomieszczeniach, których używał jako cel czy też dla innych potrzeb.Piętro niżej znów zadziwiło go bogactwo umeblowania.Wszystkie meble były staranniewykonane, bogato rzezbione i ozdobnie wykończone.Co więcej, oprócz kilku niskich stolików istosów poduszek, które nadawały temu pomieszczeniu niemal orientalny wygląd, nie było tamżadnych zwykłych stołków czy stołów skonstruowanych wyłącznie dla użytku.Na posadzceleżały grube warstwy kobierców, a ciężkie gobeliny zwisały nieruchomo ze ścian, nawet nieporuszane przeciągami, które od czasu do czasu hulały po pustej w środku wieży.- Sądzę, że wszyscy powinniśmy szukać, żeby jak najszybciej zbadać jak największąpowierzchnię - powiedział Jim.- Także Wasza Wysokość, jeśli bylibyście tak łaskawi.Wy maciewiększe szansę niż któryś z nas, gdyż mogliście usłyszeć od niego coś, czego nie przypominaciesobie od razu, ale co mogłoby wam coś zasugerować, kiedy będziecie na to patrzeć.Reszta niechszuka wszystkiego, co przypomina drzwi - kasetonów, skrzyń lub czegokolwiek w tym rodzaju.Rozproszyli się, żeby zrobić, jak powiedział.On sam ruszył na poszukiwania, wypatrującnie tyle jakichś szczególnych znaków wskazujących na istnienie przejścia, ile czegokolwiek, comiałoby czerwony kolor.Jeśli miałoby tu być sekretne wyjście, jak to sobie wyobrażali, toprawie na pewno będą go strzegły czary.Podczas gdy inni z bliska przyglądali się każdej zkomnat, a Aragh w rozmaitych miejscach używał swego nosa, Jim przeszukiwał ściany, a nawetposadzkę, żeby znalezć choć błysk czerwieni [ Pobierz całość w formacie PDF ]