RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dopiero po kilku sekundach konsyliarz zrozumiał, że jemu samemunie wyrządziła ona żadnej krzywdy.Liliowe skry zgasły, pozostawiając po sobie dziwną woń, a orokuen wolno zwalił siębokiem na kamienne osypisko.Dał się przy tym słyszeć jakiś niespotykany głuchystukot.Haladdin spróbował unieść kaprala i nie dał rady wobec dziwnego ciężaru jegociała.- Co się ze mną dzieje, doktorze? - Na zazwyczaj uśmiechniętym i spokojnym obliczuorokuena pojawiły się strach i niepewność.- Ręce i nogi.nie czuję.zupełnie.Co mijest?Haladdin chwycił go za nadgarstek i - zaskoczony - oderwał palce od ciała Cerlega: jegonadgarstek i cała ręka były zimne i twarde jak kamień.Boże miłosierny, przecież towłaśnie jest kamień! Na drugiej ręce orokuena przy upadku ułamały się dwa palce, i terazdoktor wpatrywał się w świeże, iskrzące się kryształami miejsce złamania - śnieżnobiałyporowaty wapień kośćca i ciemnoróżowy marmur mięśni z purpurowo-granatowymiżyłami w miejscu naczyń krwionośnych - oszołomiony niewiarogodną dokładnościąkamiennej kopii.Szyja i ramiona orokuena jednakże pozostawały na razie ciepłe i żywe.Obmacawszy dokładnie jego rękę, Haladdin zrozumiał, że granica między kamieniem iciałem przechodzi w tej chwili nieco powyżej łokcia, wolno przesuwając się po bicepsiedo góry.Już miał powiedzieć coś raznego na temat "tymczasowej utraty czucia z powodu283 KIRYA J.YESKOV - OSTATNI WAADCA PIERZCIENIAuderzenia ładunkiem elektrycznym" , zasypać istotę rzeczy lawiną mądrych medycznychterminów, jednakże zwiadowca wypatrzył swoją okaleczoną dłoń i sam wszystkozrozumiał:- Tylko nie porzucaj mnie w takim stanie, słyszysz? Dobij "ciosem łaski".Najwyższyczas.- Co tam się stało, Haladdinie? - odżył w palantirze zaniepokojony głos Sarumana.- Co?! Mój przyjaciel przekształca się w kamień, oto co! To wasza robota, szubrawcy?!- Czy on dotknął palantira? Po coś mu pozwolił?- %7łeby cię diabli! Odczaruj go natychmiast, słyszysz?- Nie mogę tego uczynić.To nie moje zaklęcie.Sam pomyśl, po co mi to? A usunąćcudzego zaklęcia po prostu nie mogę, nawet ja.Pewnie moi poprzednicy postanowilitakim sposobem powstrzymać ciebie.- Nic mnie to nie obchodzi, czyje to zaklęcia! Odczaruj go jak potrafisz, albo dawaj doswojego palantira tego, który to uczynił!- Nie ma już ich tu ze mną.Bardzo żałuję, ale nic nie mogę zrobić dla twojegoprzyjaciela, nawet za cenę własnego życia.- Posłuchaj mnie, Sarumanie.- Haladdin wziął się w garść, rozumiejąc, że krzykiemniczego nie osiągnie.- Mój przyjaciel, jak mi się wydaje, stanie się kamieniem za jakieśpięć, sześć minut.Jeśli potrafisz zdjąć w tym czasie zaklęcie - uczynię jak chciałeś:zablokuję swój palantir na "nadawanie" i cisnę go do Orodruiny.Jak to uczynisz, to twójproblem.Jeśli jednak tego nie dokonasz, postąpię tak, jak zamierzałem, chociaż, prawdęmówiąc, prawie mnie przekonałeś.No i jak?- Bądz rozsądny, Haladdinie! Chcesz zniszczyć cały Zwiat - właściwie, dwa Zwiaty - byuratować jednego jedynego człowieka? I nawet go nie uratujesz: przecież ten człowiekpotem i tak zginie, wraz z całym Zwiatem.- Sram na te wszystkie wasze Zwiaty, jasne?! Ostatni raz pytam: Będziesz czarował, czynie?- Mogę tylko powtórzyć to, co powiedział pewien bałwan z Białej Rady: "To, cozamierzasz zrobić - to gorzej niż przestęps- two.To błąd".- Tak?! No więc wrzucam kulę do krateru! Spadaj więc, jeśli zdążysz.A ile maszsekund do dyspozycji, oblicz sobie sam, według wzoru na swobodne spadanie: ja zawszebyłem słaby w ustnych obliczeniach.Porucznik Tajnej Straży Rosomak w tym samym momencie został postawiony przedtrudnym wyborem.284 KIRYA J.YESKOV - OSTATNI WAADCA PIERZCIENIADotarł już do tarasów Anduiny i miał spore szansę na dotarcie do zbawczego czółna, gdydepczące mu po piętach elfy zapędziły go do kamiennego kurumu - osypiska dużychkamieni, gdzie tak lubią urządzać swe legowiska prawdziwe rosomaki.W nadziei, że udamu się przeciąć kurum po skosie, porucznik ruszył żwawo, skacząc z kamienia nakamień; przy takim sposobie poruszania najważniejsza rzecz, to nie stracić rozpędu i podżadnym pozorem nie zatrzymywać się: skok-skok, skok-skok, skok-skok.Kiedy jestsucho, nie jest to takie skomplikowane, ale teraz, po wielodniowych deszczach,przywarte do głazów porosty, plamy czarnej i pomarańczowej farby na kamieniachnasiąkły wodą i rozmiękły, a każda taka plama kryła w sobie śmiertelneniebezpieczeństwo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl