[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Opowiedział jej również o Uriaszu i o tym, w jaki sposób obawy Judyty mogły się spełnić, gdyby to on wszedł w posiadanie Pasa Samotności.- Moja matka musiała się obawiać, że jest to broń, która spowoduje zniszczenie Miasta, gdyby została znaleziona i gdyby posłużyła się nią niewłaściwa osoba.Pierwotnie myślała, że może ona zablokować niektóre sygnały Bramy Jaźni.Mój ojciec również mógł tak myśleć, chociaż nigdy tego nie powiedział.Tak czy owak.Pas nie działa w ten sposób.Wiedział, że było znacznie więcej spraw, ale jeszcze nie mógł znaleźć odpowiednich słów, by je wyrazić.Miał tę myśl niemal na końcu języka, ale im bardziej usiłował ją uchwycić, tym bardziej mu się wymykała.Matka Judyty wstała, zmęczona długą, ciężką rozmową w Dawnej Mowie.- Porozmawiamy dłużej dziś wieczorem.Teraz pójdziesz do mojego mieszkania i odpoczniesz.Później dostaniesz jeść.Skinął głową, czując że i on jest zmęczony.Podczas tej długiej podróży zapewnił Arinowi niewiele wypoczynku i zapomniał, że trzeba go nakarmić.Ładny ze mnie dzierżawca.Wyprowadziła go z biura na korytarz.Kiedy szli, zapytał ją, jak się nazywa.Uśmiechnęła się, gdyż przypomniało to jej coś.- Jestem Marian Singer, główny administrator Miasta.- Uśmiechasz się.Dlaczego?- To nic takiego.Przypomniałam sobie, jak nazywała mnie twoja matka.- Co?Pokręciła głową.- Obawiam się, że to raczej zuchwałe.Ze zdziwieniem powtórzył nieznane słowo.Marian westchnęła.Wystarczająco trudno było rozmawiać w każdym języku, z wyjątkiem słownej stenografii; a wyjaśnienie znaczenia idiomu z Dawnej Mowy to wyjątkowo niewdzięczne zadanie.Spróbowała jednak:- “Zuchwały” to.rodzaj nonszalanckiego braku poszanowania, lekka ironia, w najgorszym wypadku sarkazm.Ale obawiam się, że w pozbawionej religii społeczności twoja matka była raczej zuchwała, gdyż nazwała mnie “kapłanką”.- Kapłanką?Skinęła głową, zaskoczona i zadowolona, że wspomnienie te zawierało coś więcej niż smutek.- Wpadła w gniew.Kiedy tak się działo, jej oczy stawały się.- Czarne.- Tak.- Omal nie ścisnęła go za rękę.Zamiast tego otworzyła drzwi do jej pokoi, równie surowych i szarych jak jej biuro.- Kiedy Judyta irytowała się, nazywała mnie “kapłanką samotności”.Po raz pierwszy w życiu Bowdeen spotkał człowieka którego chętnie słuchał, szanował, a nawet lubił.Już zapłacił za to uczucie.W tej właśnie chwili czarnoskóry Wengen był rozdrażniony.- Ależ Gariku, do cholery, posłuchaj choć kilku słów rozsądku!- Nie - powtórzył po raz trzeci bóg Szandów - nie pojedziesz ze mną.Obserwuj i czekaj.Reszta może robić co im się żywnie podoba do mego powrotu.- Jeśli wrócisz.- Zamknij się, Bow.Bowdeen westchnął i zrezygnował.- Czy jedziesz teraz?- Po jedzeniu.Spitt jest tutaj, chcę z nim porozmawiać.- A co gdybym pojechał za tobą, niezbyt blisko.- Jadę sam - wypalił Garik.- Arin to mój syn.Szando wszedł do sklepu Korbina, pozostawiając Bowdeena na pustej ulicy z Szalane.- Uparty.Szalane dotknęła jego ramienia.- On jedzie po Arina, prawda?Bowdeen spojrzał na jej młodą smutną twarz, pokrytą zmarszczkami zmęczenia i czegoś jeszcze gorszego, potem wyciągnął rękę i poklepał ją po ramieniu.- Jeszcze nie grzeb Arina.Walczyłem z nim i szedłem jego śladem.Nie ma bystrzejszych od niego.Znacznie bardziej niepokoił się o Garika.Jeśli Arin nie żył, to nic nie mogli na to poradzić, ale bóg Szandów to zupełnie inna sprawa.Garik odchodził od zmysłów z żalu, wyczerpania i bólu, podejmował teraz nierozsądne decyzje.Pod żadnym pozorem nie powinien był jechać sam do miejskiej strefy bezpieczeństwa, ale właśnie to zamierzał zrobić.Miejski pokarm składał się głównie z syntetycznej żywności przeznaczonej do odżywiania się, ale na pewno nie do delektowania się smakiem.Singerowi to nie przeszkadzało, a jeśli Arin miał jakieś zastrzeżenia, nic o tym nie powiedział.Przez kilka ostatnich godzin Marian, o której w żaden sposób nie mógł myśleć jako o swojej babce, pracowała.Wróciła o zachodzie słońca.- Rozmawiałam z doktorem.Odejdziesz jutro.- Dlaczego? Czy odkażanie nie działa dłużej?- Tak, ale niepokoją nas wieści o zarazie.Doktor da ci lekarstwa i pouczy cię, jak należy leczyć tę chorobę, jak kontrolować ją i szczury, które są jej roznosicielami.Pokręcił przecząco głową.- To już nie wystarczy, Marian.- O co ci chodzi? Czyż nie dlatego tu przybyłeś?- Na początek, ale teraz Garik chce czegoś więcej.Powoduje nim pamięć mojej matki.- Nie rozumiem.Judyta opuściła Miasto, żeby nie dopuścić, by przenośne pole siłowe, które nosisz, wpadło w nieodpowiednie ręce.I nic więcej.- Nie, było coś więcej, Marian.Garik wiedział o tym, choć może nie wypowiedział tego w słowach.Potrzebowałem dwudziestu lat, żeby zrozumieć.Czekała, aż wyjaśni swoją myśl.Singer wstał, wykorzystując to, co jak mu się wydawało, mogło zapewnić mu psychologiczną przewagę - wzrost Arina.- Myślę, że kiedy moja matka umierała, usiłowała mi powiedzieć, iż pragnęła sojuszu między Miastem i Kowenami.- To niemożliwe.Jej obojętne zaprzeczenie zirytowało go.- Dlaczego, czy tak musi być?- Singerze, Miasto umyślnie odcięło się od tych, którzy nie mogli przyłączyli się do niego.Z wyjątkiem ery schizmy nikt poza twoją matką i tobą nie opuścił Miasta ani nie wszedł do niego.- Jakiej schizmy?Niecierpliwie machnęła ręką.- To wczesna historia Miasta.Chodzi o tych, którzy nie mogli zaakceptować formy, jaką w nieunikniony sposób musiało przyjąć życie w Mieście.Odeszli.Usiłował dowiedzieć się czegoś więcej, ale Marian nie; chciała tracić czasu na coś innego poza głównym tematem ich rozmowy.- Zjednoczenie - powiedziała - w żaden sposób nie posłuży celom Miasta.Miasto ma stałą liczbę mieszkańców [ Pobierz całość w formacie PDF ]