RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ująwszy się pod ręce, szły potem słoneczną ulicą, a pani Opolska aż oczy mrużyła z radości, widząc ze każdy przechodzień patrzy na Irenkę tak, jak gdyby zobaczył przed sobą cudo, jak na ślicznego ptaka, co zleciał na śnieg zbierać okruszyny słońca.- Babciu! - rzekła Irenka, nazywając tak panią Opolską wedle murowanej umowy.- To za piękne dla mnie.- Nie ma na świecie takiej rzeczy, która by była za piękna dla ciebie - odrzekła pani Opolska z taką serdeczną przesadą, jakby od razu chciała odrobić wszystkie zaniedbania.- Wszyscy na mnie patrzą!…- To dobrze, bo przy sposobności może kto spojrzy i na mnie - zaśmiała się pani Opolska.- Oj, babciu! - szepnęła nagle Irenka.- Co się stało?- Nic, nic… Zaraz będzie wielka heca!Pani Opolska spojrzała przed siebie w sam czas, aby ujrzeć wyborne widowisko.Naprzeciwko nich szedł młodzieniec, w którego nagle piorun strzelił i tak dziwnie go poraził, że młodzieniec otworzył oczy i cokolwiek otworzył usta.- Dzień dobry panu! - zakrzyknęła Irenka mijając ów słup soli.- Kto to był, ten niemowa, co ci nawet nie odpowiedział na przywitanie? - spytała pani Opolska.- Ten? To sławny śpiewak, Zadora - odrzekła Irenka tak, jakby z każdego rękawa mogła wytrząść dziesięciu słynnych poetów, malarzy, tenorów, a na ostatek księcia Walii.- Ale go wzięło, co? - dodała z mrugnięciem lewego oka.Nie tylko jego „wzięło”.W „Ustroniu” patrzono na nią jak na księżniczkę, co do tej pory udawała kopciuszka.Jeden tylko oparł się zjawisku, jeden, i to ten, który… Ech!… Zbyszek znowu spojrzał na nią jak na powietrze, po którym tułają się resztki kolorowej tęczy.Było to tym okrutniejsze, ze pani Opolska wyjeżdżała z Irenka wieczorem tego dnia do Warszawy.A on o tym wiedział…Już niedaleka była godzina odjazdu; Irenka siedziała w salonie i rozgarniając wzrokiem liliowy zmierzch, chciała raz jeszcze spojrzeć na góry.Pani Opolska rozmawiała z panią Milecką w pokoju obok; Irenka słyszała wyraźnie, jak jej nowa babcia mówi o czymś ze śmiechem.Nagle rozległ się wielki tupot ciężkich narciarskich butów i gwałtowne trzaskanie drzwi, nieomylny znak, że wraca Zbyszek.Zawsze wkraczał z hałasem, w tej chwili jednak awanturował się z nadprogramowym dodatkiem przeraźliwych odgłosów.Zdejmując w przedpokoju płaszcz, najwyraźniej śpiewał.Było to tak niezwykłe u tego melancholika, że Irenka zaczęła nadsłuchiwać, zdziwiona.Zdziwiłby się każdy, usłyszawszy, że na ten przykład zaczął śpiewać kamień albo lód.Zbyszek wpadł do pokoju rozpromieniony i burzliwy.- Irenka, ty tu? - zaśmiał się wesoło.- Taka jesteś kolorowa, że nie wiedziałem w pierwszej chwili, czy to ty sterczysz, czy lampa z kolorowym abażurem.Wyjeżdżacie?- Wyjeżdżamy - rzekła ona głucho.- Czy dlatego jesteś taki rozradowany?- Bynajmniej.Możesz tu siedzieć przez cały rok… Mam inne powody do radości!- Można wiedzieć jakie?- Można! Wiedziałaś, dlaczego byłem smutny, możesz dowiedzieć się, dlaczego jestem wesoły.Zresztą, za godzinę wyjeżdżasz, więc wszystko pojedzie z tobą.Irenko, jestem szczęśliwy!- Och, to dobrze, to dobrze! - szepnęła Irenka gorąco.- A wiesz, czemu? Odkochałem się! Z Gretą Garbo koniec, amen, finis.Może do mnie pisać na Berdyczów!Liliowy świat zakręcił się z Irenka.Z serca spadł jej ogromny kamień i bez szelestu potoczył się po dywanie.- Zbyszku! - rzekła z radością.- Już nie będziesz cierpiał?- Tego jeszcze nie wiem - odpowiedział z nagłą chmurą na czole.- Wprawdzie odeszło mnie tamto, ale przyszło nowe.Ja nie mogę żyć bez miłości.Zakochałem się na nowo…- W kim? - zakwiliła Irenka.Zbyszek wydobył z kieszeni na piersi fotografię jasnowłosej niewiasty, tak szeroko uśmiechniętej, jak gdyby prosiła publiczność o staranne policzenie jej zębów.Irenka spojrzała rysim wzrokiem.Widzisz? To jest Liliana! - mówił Zbyszek.- To jest czupiradło! - krzyknęła Irenka.Chciał ja od razu zabić wzrokiem, ale ze zdumieniem spostrzegł, ze jeszcze żyła.Usiłował przeto dobić ja jadowitym śmiechem jak gwałtowną trucizną.Śmiech silniej podziałał, bo Irenka cokolwiek zbladła i rzekła głosem zataczającym się z osłabienia:- A co będzie ze mną?- Jak to z tobą? - zdumiał się Zbyszek.- Przecież ja… przecież ja… ja jestem zakochana.Zbyszek najpierw otwarł usta z wielkiego zdumienia; poznawszy zaś wielką tajemnicę Irenki, zamiast chwycić się za serce, chwycił się niespodziewanie za brzuch.Ze śmiechu zarżał jak młody źrebak, ze śmiechu zatoczył się na najbliższą kanapę i wił się tez ze śmiechu.- Ludzie, ratujcie mnie, bo zginę! - ryczał wesoło.- Ten pędrak jest we mnie zakochany!- To to tak? - zapytała Irenka swego zrozpaczonego serca [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl