[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powieczerzy, przesiedziawszy jeszcze jaką chwilę przy stole, rozeszliśmy się, każdy w swojąstronę, na miły spoczynek.Moja izba była w południowej części domu; troje drzwi w niej było, jedne wychodziły doantykamery, drugie do dziadka pokoju, trzecie do pokoju graniczącego ze salą; okno patrzałona ogród.Kiedym wszedł do siebie, zastałem już tam mego Węgrzynka, który pościeliwszymi łoże, siedział na stoliku pod piecem i drzemał.Rozebrawszy się i wypytawszy o wygodę,którą dają ludziom i koniom, i wyrozumiawszy, że uczciwą jest, wpędziłem go, sam czymprędzej przytulając się do poduszki; bo kiedy myśli mam wiele w głowie, to ona pierzanababa najlepszą mi jest powierniczką i najmądrzejszą rajczynią.I różne ważne myśli mi siępoczęły zrazu, to ów mnich Murdelio, który mnie teraz coraz bliżej poczynał obchodzić, toów staruszek niepospolity, którego mózg wyschnięty i serce zakrzepłe już tylko mocny trunekmógł w jakąkolwiek czynność wprowadzić, to na koniec Konopka, człek osobliwejskromności, który, mając wolny wybór pomiędzy groszem i dukatem, grosz wybrał i jeszczedrwił sobie z dukata, że delikatny.Jednak niedługo mogłem się nad tym namyślać, bo tużstanęły nade mną błękitne oczy Zosi, tuż za oczyma biała twarz, jak lilia dopiero corozwinięta, nad nią owe cudne warkocze, które porównywałem do wieńca czarnych róż.Abyto lepiej widzieć, przymknąłem oczy, począłem marzyć.i to mi mignął rękaw Zosinegokontusza.to niebieska polista66 sukienka.to oczu dwoje, to Zosia cała, która stanęła nademną, w jednej ręce trzymając sznurek pereł maleńkich z krzyżykiem, a w drugiej z kolcami iliściem, świeżo co gdzieś zerwaną, różę czarną.I podczas kiedy przed oczyma moimi robiło się coraz ciemniej, postać owa anielskawystępowała coraz jaśniej i zawiesiwszy się, jakby sen nieskończony, nad moim łożem, tylkoco już nie przemówiła do mnie; nagle szmer jakiś dał się słyszeć w pokoju leżącym pomiędzyizbą moją a salą.Porwałem się, słucham: szept jakiś chrypliwy długie prawił kazanie, którechociaż często podnosiło się do ferworu, nierzadko przerywane było przerażającym każącegośmiechem, jednak cale mi było niezrozumiałe.Dopiero głos się odezwał kobiecy: Nigdy bym się na to zdecydować nie mogła, nigdy, nigdy.Raczej wszystkie męczarnie! To będą odpowiedział głos mocny. Raczej śmierć! Ho, ho! śmierć; ba! i ja bym ją może przyjął.Ale nie! niechaj żywot się wlecze, jakczłek do końskiego ogona przypięty, niech się ciągnie jak rzemień tortury, niechaj codziennienowa kropla krwi się zapieka przy sercu, co nocy nowy duch cię przestrasza, a co porankubudz się z nową łzą w oku, tak gorzką, jak pieprz, a tak palącą, jak iskra! Kiedy nie chceszprzyjąć tego, co zamiast zemsty sam ci dobrowolnie podaję, kiedy nie chcesz przyjąć miłościi poddaństwa mojego, kiedy nie chcesz wziąć całej magnackiej fortuny mojej dla dziecitwoich i mnie samego dla siebie, iżbym się stał sługą i niewolnikiem, iżbym odżył jakczłowiek przy ludzkim życiu, iżbym uspokojony wewnątrz pogodził się z światem i z ludzmii zyskał czas do przebłagania Boga za winy moje, których nie kto inny, jeno tyś się stałaprzyczyną to żyj! żyj sto lat, żyj dwieście lat i cierp, cierp i doświadcz tego wszystkiego zmojej własnej ręki, czego ja doświadczyłem od ciebie! %7łyj i cierp, a męki twoje niech sięprzedłużają na dzieci twoje, na wnuki i na dziesiąty płód twego pokolenia! Boże! miejże litość nade mną! cóżem ci winna! Nie winna! cha, cha, cha! a któż mnie raj pokazał na ziemi, a potem drzwi do piekiełotworzył? kto przyrzekał i zawiódł? kto na nowo głowę zapalił, a potem truciznami ją gasił,66polista mająca duże, sute poły.54żem owariował na nic, żem się na wieki już stał wyrzutkiem i trądem między ludzkością, żeja, pan pięćdziesięciu wsi, dzisiaj w habit się ubrał i jakby żebrak. Boże! cóżem winna! myślałam, że potrafię wymóc to na ojcu i sobie.jam nie miała i dodziś dnia jeszcze nie mam mej woli. Kłamiesz! krzyknął głos mocny. Ach! to okropne! miejże przynajmniej wzgląd na dzieci moje.na ojca zgrzybiałego,któren już się tyle nacierpiał z twojej przyczyny. Milcz! dzieci twoje to trąd stary to łotr! Panie! Milcz! mówię ja nad starym jeszcze nie taką pomstę wezmę przed śmiercią! jużem mupół serca wydarł spod żeber, jutro mu wydrę drugą połowę! a po śmierci! cha, cha, cha! [ Pobierz całość w formacie PDF ]