[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Terranin nie sądził, żeby protest odniósł jakiś skutek.Jego towarzysze uznali, że musi całkowicie wrócić do sił, zanim znów obejmie dowództwo nad wojskami, i największa nawet niecierpliwość z jego strony nie zmieniłaby ich zdania.Na wszystkie poziomy czasu, jak dobrze jest czuć się zdrowym i kierować swobodnie swym losem.A przecież po drugim nawrocie gorączki Murdock przez moment myślał, że jedyne, co mu zostało w tym życiu, to dola inwalidy.Ale i tę obawę, choć była w swoim czasie bardzo silna, zwalczył.Teraz było to tylko przykre wspomnienie.Nie stracił nawet zbyt wielu walk.Jego miecz przez długie miesiące spoczywał w pochwie, ale to samo dotyczyło jego pozostałych wojowników.Przez trzy tygodnie po tym, jak został ranny, odbywały się jeszcze partyzanckie wyprawy, ale potem zima pokazała całą swoją moc.Była bardzo ciężka, taka, jakiej można było się spodziewać po oznakach, które ją zapowiadały; z dużymi opadami śniegu i całymi tygodniami zabójczo niskich temperatur.Zarówno w górach, jak i na nizinach zamarł wszelki ruch.Nadejście wiosny zakończyło ten wymuszony rozejm.Gdy tylko Korytarz znów stał się przejezdny, najeźdźcy wznowili dostawy zaopatrzenia na południe, a wojownicy Krainy Szafiru zaczęli schodzić ze swego górskiego gniazda, żeby im w tym przeszkadzać.Murdock poprowadził cztery wyprawy zakończone tak dużymi sukcesami, że wbrew woli i życzeniom Zanthora I Yoroca, zarówno konfederaci, jak i wojownicy wroga przekonali się, że Ognista Ręka żyje i działa nadal, a niektórzy zaczęli nawet powątpiewać, czy kiedykolwiek był ranny.Ross przestał marzyć.Do obozu przybył właśnie jeździec.Galopował szybko.Być może to było tylko złudzenie, ale Murdock zawsze uważał, że jeśli jeździec niesie wiadomość o potencjalnym celu ataku, to uderzenia kopyt jego wierzchowca brzmią inaczej niż zazwyczaj, i akurat teraz słychać było w stukocie kopyt tę nieuchwytną nutę.Ross nie czekał, aż kurier wstrzyma wierzchowca przed jego chatą, lecz przemierzył pokój w trzech susach i otworzył drzwi.Na zewnątrz stał zwiadowca.Była to Marri.Kobieta właśnie zsiadała, kiedy do niej dobiegł.— Masz jakieś wiadomości? — Pytanie było oczywiście zbędne.Dziewczyna miała zaczerwienione policzki.Mogło to być spowodowane wciąż jeszcze ostrym powietrzem, ale wyraz twarzy i podniecenie w oczach miały inne źródło.— Tak, kapitanie.Jeźdźcy, wielka kolumna jeźdźców.— Konwój wozów? Pokręciła głową.— Nie.Mają ze sobą juczne zwierzęta, ale one niosą zapasy tylko na jakieś kilka tygodni.— Zmierzają na południe?— Tak, i jadą szybko.— Mówisz, że to długa kolumna?— Stu wojowników i oficerowie.Ściągnął wargi.— Mogą się podzielić i zostać na nizinie, żeby nas nękać.— Wątpię, żeby mieli taki zamiar, kapitanie.Skład kolumny jest dziwny.Prawdopodobnie jest wśród nich bardzo wielu oficerów.To dlatego wspomniałam o nich oddzielnie.— Prawdopodobnie?— Teren był za bardzo odsłonięty.Nie odważyliśmy się podjechać bliżej.Ross popatrzył na Eveleen, stojącą obok wraz z pozostałymi oficerami.— Może chodzi o zmianę dowódców na froncie?— Możliwe — zgodziła się Eveleen.— Bardzo możliwe.Zanthor bardzo potrzebuje jakichś zwycięstw.Niewiele ich zakosztował w pierwszym roku wojny.Murdock znów zwrócił się do zwiadowcy.— Marri, czy to byli najemni wojownicy, czy jego własna drużyna?— Tylko ludzie z Dworu Kondora.Świetnie się prezentowali.Podziękował jej i zwrócił się do oficerów.— Jedzie oddział Eveleen i mój.Allran ubezpiecza Korytarz.Muszę mieć pewność, że nikt się nie prześliźnie, jeśli to przynęta.Korvin umacnia przełęcze prowadzące do obozu.To mało prawdopodobne, ale być może to jest ich właściwy cel.Reszta zostaje tutaj.Bądźcie gotowi do wymarszu na wypadek, gdybyśmy was wezwali.W obozie zostawicie wtedy podwójnie wzmocnioną straż.Niech kurierzy przez cały czas będą gotowi na wypadek, gdyby trzeba było przekazać informację o rozwoju wydarzeń.Allran A Aldar zachmurzył się, gdy usłyszał te rozkazy.— To duża kolumna.Może powinieneś zabrać ze sobą jeszcze jeden oddział?— Rozegram to tak, jak powiedziałem.Jeśli będzie potrzeba, wezwę pomoc, ale nie mogę zostawić nas bez obrony przed jakimś chytrym manewrem Zanthora.On wie najlepiej, że my przyczyniamy się najbardziej do jego bliskiego końca.Jeśli zamierza zmieniać losy wojny, to zrobi to właśnie teraz.Musimy być gotowi na jego wszystkie posunięcia, bo inaczej poniesiemy ogromne straty.— Na moment ściszył głos.— A możemy stracić wszystko.26.Partyzanci jechali szybko trasą wskazaną im przez Marri.Tędy mogli jechać następni kurierzy.Tak mobilny oddział wroga, którego cel pozostawał nieznany, mógł w każdej chwili zmienić kierunek jazdy.Kolumna nieprzyjaciela jechała jednak swoim pierwotnym szlakiem, nie oddalając się od środka niziny, trzymając się najdalej, jak to możliwe, od oskrzydlających ją gór.Jeźdźcy rozwijali maksymalną szybkość, starając się przy tym oszczędzać wierzchowce.Okolica, którą jechali, choć mniej dzika niż góry, była i tak dość surowa, szczególnie w miejscu, w którym nizina przechodziła w Lej.Teren pozwalał dowódcom partyzantów jechać blisko nieprzyjaciela bez zdradzania swojej obecności.Oddział robił duże wrażenie.W ruchach wojowników widać było militarną biegłość niezbyt często spotykaną nawet wśród żołnierzy domen.Ich postawa emanowała spokojną pewnością siebie charakterystyczną dla doświadczonych weteranów.Była w nich także duma.To byli ludzie, dzięki którym Zanthor dokonał swoich pierwszych podbojów, to oni stworzyli jego imperium zdolne utrzymać kolumny najemników, którzy obecnie przejęli na swoje barki główny ciężar wojny.Nie z ich winy najemni wojownicy nie zdołali utrzymać pędu, który oni nadali tej wojnie.Murdock skupił uwagę na oficerach.Zmrużył powieki.Marri miała rację.Kolumna aż się od nich roiła.Mogli być dowódcami oddziału, ale wyglądało na to, że kolumna wojowników Dworu Kondora jedzie jako ich ochrona.Znajdowali się w środku, osłaniani przez wojowników, choć ten typ ludzi trudno oskarżyć o tchórzostwo.Większość przywódców wroga znana była partyzantom.Murdock skupił się na identyfikowaniu tych, których teraz widział.Dobór ludzi może zdradzić rodzaj misji.Ross był jednak coraz bardziej pewien, że kolumna jechała na front po to, żeby dokonać zmiany albo wzmocnienia struktury dowodzenia armii stacjonującej na południu.To było śmiałe posunięcie w kontaktach z najemnikami, którzy mogli się okazać skrajnie nielojalni, gdyby odczuli, że ktoś zagraża ich pozycji albo przywilejom.Ale takie rzeczy robiono już wcześniej i to czasami z dobrym skutkiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]