[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zapomniałem o pięknej kuzynce, a zacząłem myśleć o ma-chinach latających.A ponieważ myśląc, muszę chodzić, więc wsta-łem z ławki i bez pożegnania opuściłem kuzynkę!.Na drugi dzieńpanna Flora nazwała mnie impertynentem, pan Łęcki oryginałem,a kuzynka przez tydzień nie chciała ze mną rozmawiać.I żebymjeszcze co wymyślił; ale nic, literalnie nic, choć byłbym przysiągł, żenim z tego pagórka zejdę do studni, urodzi mi się w głowie przynaj-mniej ogólny szkic machiny latającej.Prawda, jakie to głupie?.„Więc oni tu przepędzają wieczory przy księżycu i śpiewie sło-wika?.- pomyślał Wokulski i poczuł straszny ból w sercu.- PannaIzabela już kocha się w Ochockim, a jeżeli się nie kocha, to tylkoz winy jego dziwactw.No i ma słuszność.piękny człowiek i nie-zwykły.“- Naturalnie - prawił dalej Ochocki - ani słówka nie wspomnia-łem o tym mojej ciotce, która ile razy bodaj wpina mi jakąś szpilkęw odzienie, ma zwyczaj powtarzać: „Kochany Julku, staraj się podo-bać Izabeli, bo to żona akurat dla ciebie.Mądra i piękna; ona jednawyleczyłaby cię z twoich przywidzeń.“ A ja myślę: co to za żona dlamnie?.Gdyby chociaż mogła być moim pomocnikiem, jeszcze półbiedy.Ale gdzieżby ona dla laboratorium mogła opuścić salon!.Ma rację, to jej właściwe otoczenie; ptak potrzebuje powietrza, rybawody.Ach, jaki piękny wieczór!.- dodał po chwili.- Jestem dziśpodniecony jak rzadko.Ale.co panu jest, panie Wokulski?.- Trochę zmęczyłem się - odparł głucho Wokulski.- Może byśmysiedli, choćby o! tu.226LALKAUsiedli na stoku wzgórza, na granicy Łazienek.Ochocki oparłbrodę na kolanach i wpadł w zadumę, Wokulski przypatrywał musię z uczuciem, w którym podziw mieszał się z nienawiścią.„Głupi czy przebiegły?.Po co on mi to wszystko opowiada?“-myślał Wokulski.Musiał jednak przyznać, że gadulstwo Ochockiego miało tesame cechy szczerości i roztargnienia, jak jego ruchy i cała wreszcieosoba.Spotkali się pierwszy raz i już Ochocki tak z nim rozmawiał,jak gdyby znali się od dzieci.„Skończę z nim“ - rzekł do siebie Wokulski i głęboko odetchnąw-szy spytał głośno:- Zatem żeni się pan, panie Ochocki?.- Chybabym zwariował - mruknął młody człowiek wzruszającramionami.- Jak to?.Przecież kuzynka pańska podoba się panu?- I nawet bardzo, ale to jeszcze nie wszystko.Ożeniłbym się z nią,gdybym miał pewność, że już nic w nauce nie zrobię.W sercu Wokulskiego obok nienawiści i podziwu błysnęła ra-dość.W tej chwili Ochocki przetarł czoło jak zbudzony ze snu i pa-trząc na Wokulskiego nagle rzekł:- Ale, ale.Nawet zapomniałem, że mam ważny interes do pana.„Czego on chce?.“ - pomyślał Wokulski podziwiając w duszymądre spojrzenie swego rywala i nagłą zmianę tonu.Zdawało się,że przez jego usta przemówił inny człowiek.- Chcę zadać panu pytanie.nie.dwa pytania, bardzo poufne,a może nawet drażliwe - mówił Ochocki.- Czy nie obrazi się pan?.- Słucham - odparł Wokulski.Gdyby stał na szafocie, nie doznałby tak strasznych wrażeń jakw tej chwili.Był pewny, że chodzi o pannę Izabelę i że w tym samymmiejscu zdecydują się jego losy.- Pan był przyrodnikiem? - spytał Ochocki.- Tak.227Bolesław Prus- I w dodatku przyrodnikiem entuzjastą.Wiem, co pan prze-szedł, od dawna szanuję pana z tego powodu.To za mało; powiemwięcej.Od roku wspomnienie o trudnościach, z jakimi szamotałsię pan, dodawało mi otuchy.Mówiłem sobie: zrobię przynajmniejto, co ten człowiek, a ponieważ nie mam takich przeszkód, więc -zajdę dalej od niego.Wokulski słuchając myślał, że marzy albo że rozmawia z wariatem.- Skąd pan to wie?.- spytał Ochockiego.- Od doktora Szumana.- Ach, od Szumana.Ale do czego to wszystko prowadzi?.- Zaraz powiem - odparł Ochocki.- Byłeś pan przyrodnikiementuzjastą i.w rezultacie rzuciłeś pan nauki przyrodnicze.Otóżw którym roku życia osłabnął pański zapał w tym kierunku?.Wokulski poczuł jakby uderzenie toporem w głowę.Pytanie byłotak przykre i niespodziewane, że przez chwilę nie tylko nie umiałodpowiedzieć; ale nawet zebrać myśli.Ochocki powtórzył, bystro przypatrując się swemu towarzyszowi.- W którym roku?.- rzekł Wokulski.- W zeszłym roku.Dziśmam czterdziesty szósty rok.- A zatem ja do kompletnego ochłodzenia się mam jeszcze prze-szło piętnaście lat.To mi trochę dodaje odwagi.- rzekł jakby dosiebie Ochocki.I znowu po chwili dodał:- To jedno pytanie, a teraz drugie, ale - nie obraź się pan.W któ-rym roku życia zaczynają mężczyźnie obojętnieć kobiety?.Drugi cios.Był moment, że Wokulski chciał schwycić mło-dzieńca za gardło i udusić.Upamiętał się jednak i odparł ze słabymuśmiechem:- Myślę, że one nigdy nie obojętnieją.Owszem, coraz wydają siędroższymi.- Żle! - szepnął Ochocki.- Ha, zobaczymy, kto mocniejszy.- Kobiety, panie Ochocki.228LALKA- Jak dla kogo, panie - odpowiedział młody człowiek wpadającznowu w zamyślenie.I zaczął mówić jakby do siebie.- Kobiety, ważna rzecz.Kochałem się już, zaraz, ileż to?.Czte-ry.sześć.ze siedem, tak, siedem razy.Zabiera to dużo czasui napędza desperackie myśli.Głupia rzecz, miłość.Poznajesz, ko-chasz, cierpisz.Potem jesteś znudzony albo zdradzony.Tak, dwarazy byłem znudzony, a pięć razy zdradzony.Potem znajdujesznową kobietę, doskonalszą od innych - a potem ona robi to samo, comniej doskonałe.Ach, jakiż podły gatunek zwierząt te baby!.Ba-wią się nami, choć ograniczony ich mózg nawet nie jest w stanie naspojąć [ Pobierz całość w formacie PDF ]