[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Szkoda, że nie udało nam się jakoś wykręcić z tego zaproszenia na kolację.– Chińczycy mają faktycznie bardzo osobliwy smak.Pamiętam, jak ten znajomek Davasarmana w Chotanie potraktował nas pijawkami w cukrze – powiedział bosman.W kwaśnych humorach wrócili na “Sungaszę”.Niekrasow powitał ich na pokładzie.Okazało się, że Pawłowa jeszcze nie było na holowniku, więc korzystając z okazji, wstąpili na herbatę do kajuty kapitańskiej.Niekrasow z zainteresowaniem wysłuchał relacji o przebiegu wizyty u inspektora policji.Zamyślony, wolno popijał herbatę z arakiem.– To zastanawiające, po co on zaprosił was do tej chińskiej spelunki? – odezwał się w końcu.– Czy pan zna restaurację Czang Sena? – zaciekawił się Wilmowski.– Owszem, znam – potwierdził kapitan.– W lokalu tym mieści się tajna palarnia opium.– W towarzystwie agenta policji chyba nic tam nie będzie nam groziło – powiedział Tomek.– Być może ma pan rację.W każdym razie powinniście tam pójść, skoro przyjęliście zaproszenie – zakończył Niekrasow.Tuż przed wieczorem przybiegł zadyszany Pawłow.W imieniu komisarza zaprosił Niekrasowa na kolację do Czang Sena.Kapitan zgodził się przyjść.Łowcy wydobyli z juków odpowiednie stroje.Nim minęła godzina, razem z Pawłowem i Niekrasowem opuścili holownik.Restauracja Czang Sena zajmowała cały jednopiętrowy dom.Nad wejściem, po obydwóch stronach wąskich drzwi, wisiały oświetlone świecami kolorowe lampiony z papieru.Na parterze, tuż za małą szatnią, znajdowały się dwie obszerne sale, rozdzielone jedynie zasłoną z barwnych, szklanych koralików nanizanych na sznurki.Lampiony zwisające z niskiego, drewnianego pułapu rzucały migotliwe światło na oryginalne chińskie obrazy zdobiąceściany.Wokół obydwóch sal rozmieszczono zaciszne loże ze stołami i miękkimi taboretami.Dwóch Chińczyków wybiegło na powitanie przybyłych.W ukłonach prowadzili wprost do drugiej sali, gdzie przy stolikach siedziało już sporo gości.Pawłow pełnił rolę gospodarza domu, poprosił podróżników, aby rozgościli się w zarezerwowanej loży, a potem bawił ich rozmową o ważniejszych wydarzeniach w mieście.Niekrasow usiadł w głębi niszy, skąd sam niemal niewidoczny, doskonale mógł obserwować całą salę.Tomek ulokował się obok bosmana; z wielkim zadowoleniem stwierdził, że nakryto do kolacji po europejsku na czystym, białym obrusie.Jedynie na oddzielnej tacce leżały długie pałeczki z kości słoniowej, zastępujące w Chinach widelce.Obsługa w restauracjach była niezwykle sprawna.Zaledwie goście zdążyli zasiąść przy stole, zaraz pojawiły się na nim zimne zakąski: pokrajane mięso w żółtej galarecie, grzyby, sałata z cebuli i ziół, pędy brzozowe, wędlina w cienkich plasterkach, jaja o kolorze safianu, pieczone szyjki raków, jasnozielona trawa morska.Wszystkie te potrawy należało skrapiać zabarwionym na ciemno octem, podanym w małych czarkach obok każdego talerza.W pobliżu stołu służba postawiła trójnóg z miedzianą misą napełnioną rozżarzonymi węglami; na nich to podgrzewało się niskie, płaskie wiaderko z gorącą wodą, w której z kolei umieszczono srebrne dzbany z wódką majgalo, sporządzoną z ryżu i zaprawioną różanym olejkiem.Po każdym daniu służący obnosił dzban i w malutkie porcelanowe filiżaneczki nalewał ciepłego majgalo.Po jakiejś godzinie służba uprzątnęła resztki zakąsek.Teraz przyszła kolej na gorące potrawy.Najpierw podano małe kawałki cielęciny w cieście, potem pieczone kluski z mięsa, paszteciki i gotowany drób w gęstym, białym sosie, w którym pływały poczerniałe w czasie gotowania ślimaki.Na widok tego przysmaku Tomek pod stołem trącił bosmana kolanem.Ślimaki w sosie przypominały wyglądem upieczone robaki.Na szczęście filiżaneczka mocnego majgalo ułatwiła im dopełnienie chińskiego zwyczaju, w myśl którego należało skosztować każdej potrawy.Coraz to nowe wyszukane dania pojawiały się na stole.Po pieczonym prosięciu przyniesiono kawałki baraniny pieczone na rożnie, potem kurę krajaną w paski, rosół, gotowany ryż, makaron, główki kurze z szyjkami oraz rozmaite zupy.Tomek dawno już przestał liczyć podawane potrawy, a obdarzony nie lada apetytem bosman westchnął głęboko i dyskretnie popuścił pasa.Po trzech godzinach służba jeszcze raz uprzątnęła stół i wyniosła trójnóg z dzbanem majgalo.Podano cukrzone owoce, różne ciasta, ciasteczka, orzechy, oryginalną, zieloną, gorzką chińską herbatę i białe musujące wino.Był to znak, że obiad nareszcie dobiega końca.W tej właśnie chwili jakiś mężczyzna w ciemnym, wciętym płaszczu i z melonikiem w dłoni usłużnie zbliżył się do rozochoconego Pawłowa.Pochylił się do jego ucha.Mówił coś osłaniając usta dłonią.Rozbawienie znikło z twarzy agenta.Uważnie wysłuchał krótkiej relacji swego współpracownika, po czym skinął głową.Obcy mężczyzna szybko się oddalił, a wtedy Pawłow powstał i rzekł:– Bardzo mi przykro, ale muszę panów opuścić na kilkanaście minut.Otrzymałem wiadomość, że isprawnik właśnie wrócił do miasta, lecz jutro rano znów wyjeżdża.Przeprowadza pilne dochodzenie.Skorzystam więc z jego obecności, by załatwić nasze sprawy.Jednocześnie dowiem się, czy termin audiencji wyznaczonej dla panów u ekscelencji nie uległ zmianie.– Chyba czas już skończyć nasze miłe spotkanie – zauważył WiImowski.– Broń Boże! To nie potrwa długo, zaraz wrócę.Pokażę panom najciekawszy zakątek tego lokalu – zaoponował Pawłow.– Za kotarą w rogu sali są ukryte kręte schodki.Czy byli panowie już kiedyś w palarni opium?– Nie wiedziałem, że tutaj wolno utrzymywać takie lokaliki – zdziwił się bosman.– Ależ skąd, panie Brol! – zaprzeczył Pawłow, domyślnie mrugając okiem.– Palarnia jest nielegalna, a wstęp jedynie dla wtajemniczonych!Wszyscy roześmiali się, słysząc to wyjaśnienie z ust agenta policji.– Skoro tak, to poczekamy – powiedział Smuga.– Widziałem kilkakrotnie palarnie opium, ale dla moich towarzyszy będzie to nowością.– Świetnie! Tymczasem częstujcie się panowie! Postaram się szybko wrócić.Pawłow minął stojące w przejściu do drugiej sali stoliki.Znikł w szatni.– Ciekaw jestem, co on nowego wymyślił? – zagadnął kapitan Niekrasow.– Więc nie wierzy pan w powrót isprawnika? – zapytał bosman.Niekrasow wzruszył ramionami.– Czort go wie! Od samego początku dziwi mnie to zaproszenie do spelunki przez inspektora policji [ Pobierz całość w formacie PDF ]