RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale okazało się, że po pierwsze nikt nie ma alibi, a po drugie - wiadomo było, że ten, kto ją znajdzie, dostrzeże posążek i pułapkę, i całe modus operandi stanie się jasne.Oczywiście gdyby morderca usunął ślady, zanim znaleziono Josephine, dałby nam do myślenia.Ale tak, jak to się stało, cała sprawa nie miała sensu.Wyciągnął dłoń.- A obecne wyjaśnienie? - zapytałem.- Element osobowości.Osobistej idiosynkrazji.Idiosynkrazja Laurence’a Browna.On nie IM przemocy, nie potrafi się do niej zmusić.Nie mógłby stanąć za drzwiami i uderzyć dziecka w gło­wę.Mógł zastawić pułapkę i nie widzieć efektów jej działania.- Tak, rozumiem - powiedziałem powoli.- To jakby jesz­cze raz zamiana insuliny na eserinę.- Właśnie.- Sądzisz, że zrobił to bez wiedzy Brendy?- To by wyjaśniało, dlaczego nie wyrzuciła fiolki po za­strzyku.Oczywiście mogli wymyślić razem tę miłą, łatwą śmierć dla jej męża zmęczonego życiem na tym najpiękniej­szym ze światów! A być może wymyśliła to sama, bo to typo­wo kobiecy trick.Ale założę się, że pułapka to nie jej sprawka.Kobiety nigdy nie wierzą w działanie mechanizmów.I mają rację.Ona należy do osób, które unikają robienia czegokolwiek podejrzanego i zachowują czyste sumienie.Przerwał na chwilę.Zapakował koperty z powrotem w szary papier, po czym wskazując na pakunek, powiedział:- Myślę, że z tymi listami uzyskamy nakaz prokuratora.Wy­jaśniają wszystko! Jeżeli dzieciak się z tego wykaraska, zakończe­nie będzie szczęśliwe.- Rzucił mi zaciekawione spojrzenie.- Jak czuje się człowiek, gdy jest zaręczony z milionem funtów?Popatrzyłem na niego nieprzytomnym wzrokiem.W natłoku wydarzeń ostatnich godzin zupełnie zapomniałem o testamencie.- Sophia jeszcze nie wie - zauważyłem.- Czy mam jej powiedzieć?- Myślę, że Gaitskill ogłosi tę smutną lub radosną nowinę -zależy jak dla kogo - jutro rano.- Tavemer zrobił pauzę i popatrzył na mnie w zadumie.- Zastanawiam się -powiedział - jakie będą reakcje rodziny.20.Rozprawa, tak jak przepowiadałem, została odroczona na prośbę policji.Byliśmy w radosnych nastrojach, bo otrzymaliśmy dobre wieści ze szpitala.Okazało się, że obrażenia Josephine nie są tak poważne, jak się tego obawialiśmy, i dziewczynka szybko wróci do zdrowia.Doktor Gray zabronił jednak na razie odwie­dzin, nawet matce.- Szczególnie matce - wymruczała Sophia do mnie.- Poin­struowałam go o tym.Zresztą zna matkę.Musiałem mieć powątpiewający wyraz twarzy, bo zapytała ostro:- Cóż to, widzę dezaprobatę?- Z pewnością matka.- Cieszę się, że jesteś taki staromodny, Charlesie.Ale nie wiesz, do czego matka jest zdolna.To silniejsze od niej.Musia­łaby odegrać wielką, dramatyczną scenę, a dramatyczne sceny nie są najlepsze dla osób, które dochodzą do siebie po uderze­niu w głowę.- Myślisz o wszystkim, kochanie.- Ktoś musi to robić po śmierci dziadka.Popatrzyłem na nią uważnie.Zrozumiałem, że wyczucie stare­go Leonidesa nie zawiodło go.Brzemię odpowiedzialności spo­czywało już na ramionach Sophii.Po rozprawie Gaitskill towarzyszył nam do Trzech Szczy­tów.Kiedy znaleźliśmy się w domu, poinformował wszystkich uroczyście, że jego obowiązkiem jest złożyć pewne oświadcze­nie.W tym celu cała rodzina zebrała się w salonie Magdy.Czu­łem się jak widz, który ogląda przedstawienie w teatrze.Wie­działem już, co Gaitskill miał zamiar oznajmić, mogłem więc spokojnie obserwować reakcję członków rodziny.Gaitskill zachowywał się powściągliwie i oschle.Na jego twarzy nie dostrzegłem ani śladu osobistych uczuć i irytacji.Najpierw odczytał list Aristide Leonidesa, później zaś jego testamentByło to interesujące przedstawienie.Żałowałem tylko, że nie mogłem równocześnie obserwować wszystkich.Nie zwracałem uwagi na Brendę i Laurence'a.Zapis na rzecz Brendy pozostał nie zmieniony.Obserwowałem przede wszystkim Rogera i Philipa, a także Magdę i Clemency.Początkowo zachowywali się bardzo spokojnie.Philip zacisnął wargi i odchylił głowę w tył.Milczał.Magda wprost przeciwnie: gdy tylko Gaitskill skończył, natychmiast wybuchnęła potokiem słów.- Sophio, kochanie! - zawołała - to coś wyjątkowego! Jak romantycznie! Słodki dziadzio był sprytny i podstępny jak dziecko.Czyżby nam nie ufał? Czy sądził, że ta decyzja nas rozgniewa? Nigdy nie okazywał Sophii szczególnego uczucia.Traktował ją jak nas wszystkich.To wyjątkowo dramatyczne.Nagle Magda poderwała się na nogi i zaczęła tańczyć wokół Sophii, gnąc się w ukłonach.- Madame Sophio, twoja pozbawiona środków do życia, stara matka błagała cię o jałmużnę.- Jej głos przybrał cockneyowskie akcenty.- Daj choć miedziaka.Mama chce iść do kina.Wyciągnęła w stronę Sophii zgiętą w geście prośby dłoń.Philip nie poruszył się, a jedynie warknął przez zaciśnięte wargi:- Magdo, proszę, nie ma powodu do błaznowania.- Och, ale Roger! - krzyknęła nagle Magda.- Biedny, kochany Roger.Dziadzio zamierzał mu pomóc i zmarł, zanim zdołał tego dokonać.A teraz Roger nie dostał nic.Sophio -zwróciła się władczo do córki - musisz mu pomóc.- Nie - odezwała się Clemency, robiąc krok do przodu.Jej twarz miała buntowniczy wyraz.- Nic.Zupełnie nic.Roger zbliżył się do Sophii jak wielki, niezgrabny niedźwiedź.- Nie chcę ani pensa, kochana dziewczynko.Kiedy tylko ta sprawa zostanie wyjaśniona.albo ucichnie, co jest bardziej prawdopodobne, Clemency i ja wyjedziemy do Indii Zachod­nich.Jeżeli znajdę się w sytuacji ekstremalnej, poproszę o po­moc głowę rodziny.- Uśmiechnął się ujmująco.- Ale na razie nie chcę ani pensa.Jestem prostym człowiekiem, kochanie.zapytaj o to Clemency.Nieoczekiwanie przemówiła Edith de Haviland.- Wszystko pięknie - powiedziała.- Ale musisz wziąć pod uwagę jeszcze coś.Jeżeli zbankrutujesz i ukryjesz się na końcu świata, to ludzie zaczną mówić nieprzyjemne rzeczy o Sophii, która ci nie pomogła.- Jakie znaczenie ma opinia publiczna? - zapytała Clemen­cy pogardliwie.- Dla ciebie żadnego - odparła ostro Edith.- Ale Sophia żyje w tym świecie.Ma bystry umysł i dobre serce i bez wątpienia Aristide miał rację, wybierając ją na głowę rodzi­ny, chociaż pominął swoich synów, co jest dziwne w stosun­ku do naszych angielskich tradycji.Sądzę, że Sophia nie pozwoli, by Roger zbankrutował tylko dlatego, iż nie udzie­liła mu pomocy.Roger podszedł do ciotki.Objął ją i uściskał mocno.- Ciociu Edith - powiedział - jesteś kochana i uparta, ale nic nie rozumiesz.Clemency i ja wiemy, czego chcemy, a cze­go nie chcemy!Clemency zarumieniła się ze złości i zawołała wyzywająco:- Nikt z was nie rozumie Rogera.Nigdy go nie rozumieli­ście! I nie sądzę, byście kiedykolwiek zrozumieli! Chodź, Rogerze!Oboje opuścili pokój.Gaitskill odchrząknął i zaczął porząd­kować papiery.Jego twarz wyrażała głęboką dezaprobatę.Wi­dać było, ze nie przepadał za scenami tego typu.Wreszcie spojrzałem na Sophię.Stała przy kominku wypro­stowana, z lekko wysuniętym podbródkiem i stanowczością w oczach.Otrzymała olbrzymią fortunę, ale myślałem przede wszystkim o tym, jak bardzo się stała nagle samotna.Pomiędzy nią a rodziną wyrósł mur [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl