RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skąd one się tu wzięły?– Nie mam pojęcia.Trull Sengar zamknął wieko i podniósł szkatułkę.– Wolałbym miecz, ale będą musiały nam wystarczyć.Czułem się nieswojo, tak długo chodząc bez broni.– Tam dalej jest jakaś konstrukcja.Łuk.Tiste Edur wyprostował się i skinął głową.– Aha.Tego właśnie szukamy.Ruszyli w tamtą stronę.Łuk stał na piedestałach pośrodku brukowanego placu.Powódź zaniosła ił aż do jego wylotu, gdzie wysechł, tworząc dziwaczne, wyszczerbione fałdy.Gdy dwaj wędrowcy podeszli bliżej, przekonali się, że glina stwardniała na kamień.Choć brama nie zdradzała swej obecności w żaden dostrzegalny sposób, z przestrzeni pod łukiem buchały fale ciepła.„Kolumny były pozbawione jakichkolwiek ozdób.Onrack przyjrzał się uważnie bramie.– Wyczuwasz coś? – zapytał po chwili.Trull Sengar pokręcił głową, a potem podszedł bliżej.Zatrzymał się na wyciągnięcie ręki od bramy.– Nie sądzę, by dało się przez nią przejść.Bije z niej straszliwy żar.– Może to osłona – zasugerował Onrack.– Aha.A my nie wiemy, jak ją skruszyć.– Nieprawda.Tiste Edur obejrzał się na Onracka.Potem popatrzył na skrzynkę, którą trzymał pod pachą.– Nie rozumiem, jak niemagiczna eksplozja mogłaby zniszczyć osłonę.– Czary opierają się na regularnościach, Trullu Sengar.Jeśli zniszczy się regularności, magia przestaje działać.– Proszę bardzo, spróbujmy to zrobić.Odsunęli się dwadzieścia kroków od bramy.Trull otworzył szkatułkę i z wielką ostrożnością wyjął jedną z glinianych kul.Spojrzał na bramę i cisnął pocisk.Wybuch spowodował, że z portalu buchnął roziskrzony płomień.Pod łukiem zatańczyły białe i złote ognie.Potem burza się uspokoiła, przechodząc w złotą, kłębiącą się ścianę.– To jest sama grota – stwierdził Onrack.– Osłona uległa zniszczeniu.Nie poznaję jej jednak.– Ja również nie – mruknął Trull, zamykając skrzynkę z pociskami.Uniósł głowę.– Coś się zbliża.– Tak.– Onrack umilkł na długą chwilę.Nagle uniósł miecz.– Uciekaj, Trullu Sengar.Na drugą stronę mostu.Uciekaj!Tiste Edur odwrócił się i zerwał do biegu.Onrack cofał się krok po kroku.Wyczuwał moc tych, którzy znajdowali się po drugiej stronie bramy, bezwzględną i obcą.Ktoś zauważył zniszczenie osłony i zza bariery napływały fale gwałtownego oburzenia.Obejrzał się szybko za siebie i przekonał, że Trull Sengar dotarł już na drugą stronę mostu i nigdzie go nie widać.Jeszcze trzy kroki i Onrack również dojdzie do mostu.Tam podejmie walkę.Spodziewał się, że czeka go zagłada, chciał jednak dać towarzyszowi czas na ucieczkę.Brama zamigotała oślepiającym blaskiem i wypadło z niej galopem czterech jeźdźców na białych, długonogich koniach o splątanych grzywach koloru rdzy.Zakuci w zdobne, emaliowane zbroje wojownicy harmonizowali wyglądem ze swymi wierzchowcami.Byli wysocy i jasnoskórzy, a ich twarze zasłaniały hełmy o wąskich wizurach, wyposażone w policzki i podbródki.W skrytych w stalowych rękawicach dłoniach ściskali zakrzywione bułaty, które wyglądały na wyrzeźbione z kości słoniowej.Spod hełmów wysuwały się długie, srebrne, falujące na wietrze włosy.Pędzili prosto na Onracka.Z galopu w cwał.Z cwału w szarżę.Sfatygowany T’lan Imass rozstawił szerzej nogi i uniósł obsydianowy miecz, czekając na przeciwników.Na wąskim moście jeźdźcy mogli go atakować tylko dwójkami.Mimo to nie ulegało wątpliwości, że zamierzają po prostu stratować Onracka.T’lan Imass służył jednak Imperium Malazańskiemu, walcząc w Falarze i w Siedmiu Miastach, więc nieraz mierzył się z konnymi wojownikami.Gdy dwaj pierwsi jeźdźcy byli już blisko, Onrack skoczył naprzód.Między wierzchowcami.T’lan Imass zignorował miecz, który uderzył weń z lewej, i wyprowadził cięcie na tułów drugiego wojownika.Dwa miecze z kości słoniowej uderzyły jednocześnie.Ten z lewej przeciął obojczyk, wbił się głęboko w łopatkę i przeszył ją na wylot, sypiąc wokół odłamkami.Bułat z prawej trafił T’lan Imassa w twarz, zdzierając z niej skórę od skroni aż po żuchwę.Onrack poczuł, że jego obsydianowy miecz wbił się w zbroję przeciwnika, krusząc emalię.Potem obaj pierwsi napastnicy minęli go i przybyli dwaj następni.T’lan Imass przykucnął, unosząc miecz poziomo nad głową.Para białych oręży spadła na klingę, wstrząsając ciałem Onracka.Wszyscy czterej jeźdźcy znaleźli się za nim i zawrócili na bulwarze.Skryte pod hełmami głowy zwróciły się w stronę samotnego wojownika, który jakimś cudem wyszedł cało z ich ataku.Kopyta stukały głośno o pokryty gliniastym błotem bruk [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl