[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Tam będą czekać moi bracia.Pora.Wskazała ręką na przeciwległy brzeg, gdzie wojownicy Oktina, puściwszy konie, zbi-li się w ciasne kółko.Wzniosła się nad nimi czarna smużka dymu, która wciąż grubiała i strzelała corazwyżej.Potem czarownik coś wrzucił do ogniska i dym nabrał pomarańczowej barwy.45 Co oni robią? zapytał Andrew. To znak odparła Białka. Robią znak dla swoich ludzi na tym brzegu.Oni wi-dzą znak i spieszą nas schwytać. Rozumiem powiedział Andrew.Tym razem wskoczył na konia już za pierwszym razem, i koń też już widocznie siędo niego przyzwyczaił.Wkrótce pościg znikł im z oczu, ale słup czarnego i pomarańczowego dymu był jesz-cze długo widoczny.* * *Konie szły dość ostrym kłusem, ranek był chłodny i wilgotny.Kwitnące jeszcze tra-wy wypełniały powietrze ciężkim aromatem.Jaskrawe motyle i gigantyczne ważki lata-ły nad stepem.Jedna z ważek skrzydła miała przynajmniej pół metra długie leni-wie uciekała przed archeopteryksem, który chybiał raz za razem, zmylony powolnościąowadziego lotu.Białka kierowała się nie wprost ku wzgórzom, lecz trzymała się w po-bliżu rzeki.Andrew zrównał się z nią i pojechał obok. Nie chcę prosto powiedziała dziewczyna. Oni myślą, że pojedziemy prosto.Oni tam czekają.Machnęła ręką w stronę wzgórz. Jak długo będziemy jechać? zapytał Andrew. Długo.Ale nie bardzo.Twoja horda zginęła powiedziała Białka. Teraz jesteśw hordzie Białego Wilka.Mój ojciec umrze, ty będziesz nasz wódz.Dobrze? Myślę, że moja horda nie zginęła powiedziała Andrew. Przylecą po nas. To dobrze ucieszyła się Białka. Oni przyjdą i razem zabijemy Oktina Hasza.Nie było sensu z nią dyskutować. U Oktina Hasza został Jean powiedział Andrew po krótkiej pauzie. Muszęgo uwolnić. Oni go pewnie nie zabiją powiedziała Białka. Oktin Hasz będzie go trzymał.Jean zna język.To czarownik.Andrew uwierzył Białce.To było rozsądne tłumacz mógł się przydać OktinowiHaszowi, który był nad podziw przewidujący.Ale Białka zaraz rozwiała te iluzje. Tylko teraz on chyba odda Jeana wiedzmom powiedziała w zadumie. Dlaczego? Ty jesteś wielki wódz.Ciebie chcą wiedzmy.A jeśli ciebie nie ma, to kogo ma od-dać? Trzeba dać innego.Bardzo proste. Jeana złożą w ofierze zamiast mnie? Oktin Hasz nie ma więcej ludzi z twojej hordy wyjaśniała Białka. Bardzoszkoda Jeana.On jest dobry.Uczył mnie.46 Możemy go uwolnić? Nie wiem odparła Białka. Nie mamy ludzi.Zupełnie mało moich braci.Zgodzili się uwolnić ciebie, bo powiedziałam, że jesteś moim mężczyzną i wielkim wo-dzem. Jean też będzie mężczyzną w naszej, waszej hordzie. Nie jesteś mądry zachmurzyła się Białka. %7łeby uwolnić Jeana trzeba, żebyzginęli wszyscy moi bracia. Dlaczego muszą zginąć? Bo teraz Oktin Hasz sam zawiezie Jeana do świątyni.On nie chce się dwa razy po-mylić.Nie wolno rozgniewać wiedzm. Oktin Hasz też tam jedzie? On jedzie wolno.Mnóstwo wozów, mnóstwo ludzi, idą wolno.A ciebie posłaliprzodem, żeby szybko.Trzeba rozumieć!Białka uderzyła piętami konia, który przeszedł w galop.Koń Andrewa popędził zanim.Sytuacja bez wyjścia, kretyńska sytuacja.Okazało się, że swoją ucieczką naraził naśmierć Jeana.Diabli by wzięli tę planetę. Szybciej! krzyknęła Białka. Gnała konia w stronę niewielkiego wzgórka, któ-ry niczym głowa zakopanego po szyję olbrzyma wznosił się nad stepem.W jej głosie brzmiał niepokój.Białka miała znakomicie skonstruowany układ ner-wowy przejmowała się dokładnie tak długo, jak długo było trzeba.Ani sekundy dłu-żej.%7ładne dodatkowe niepokoje, którymi z pomocą wyobrazni katuje się człowiek cy-wilizowany, nigdy jej nie dręczyły.Konie, ciężko dysząc, wjechały na szczyt wzgórza. Patrz powiedziała Białka.Andrew niczego nie widział. Jesteś jak ślepy starzec oburzyła się Białka. Jak zostałeś wodzem, kiedy je-steś taki głupi?I w tym momencie Andrew zobaczył.Przez step, rozsuwając wysoką trawę, płynęło brunatne cielsko. Tyle mięsa! powiedziała z żalem Białka. Tyle dobrego mięsa.Bardzo trud-no go złapać.Gigantyczny mastodont wielkie cielsko na grubych nogach, trąba wyciągnięta doprzodu, trzymetrowe kły zawinięte do góry zbliżał się do pagórka.Dopiero w tym momencie Andrew zobaczył obławę.Najpierw wydało mu się, że to wielkie małpy, rude i szare, które biegły, opadając cza-sem na czworaki, a czasem prostując się i poruszając na dwóch nogach.Biegły w mil-czeniu i step, dopiero co rozświergotany i rozbrzęczany zamilkł w oczekiwaniu na47wynik pogoni [ Pobierz całość w formacie PDF ]