RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Polecieliśmy w górę, wzdłuż wielkiego ramienia mechanicznego strażnika, który, bardziej dlaozdoby niż z rzeczy wistej potrzeby, pilnował wraz z trzema kompanami naszego świata.Gdyznalezliśmy się na wy sokości naramiennika, przy witały nas cztery drony TIO, latająceminikamery, które postanowiły nam towarzy szy ć.Ustawiły się na zewnątrz naszej armadyi mknęły razem z nami.Wy konaliśmy wiraż i spiralą pomknęliśmy jeszcze wy żej, ku jednejz wewnętrzny ch platform, która dla nieprzy spieszony ch mieszkańców realium leniwie żeglowaław pomieszczeniu Arki, a dla nas po prostu stała w miejscu.Gdy wzlecieliśmy nad jej krawędz,zobaczy liśmy wiszącego w powietrzu Charona Dana White a.Giganty czny siwawy mężczy zna, odziany w karmazy nowo-złoty pancerz ty pu Czempion, miał nieruchomą twarz i właśniezamy kał oczy.Miałem wrażenie, że się uśmiecha.Obniży łem lot i musnąłem skórę na grzbieciejego wielkiej dłoni.Nasz ent zahaczy ł o kilka ciemny ch włosków wy rastający ch spomiędzygruby ch, sinawy ch ży ł.Lecący za nami rój zrobił to samo.Połaskotaliśmy go.Tak, uśmiechał się.Na lewo od niego wisiało koło teleportu.Miało metr średnicy.Dla nas to i tak za dużo.Zatrzy maliśmy się kilkanaście centy metrów przed urządzeniem.Na prawo unosiła sięplatforma z dronami obronny mi przeznaczony mi wy łącznie dla nas.By ły to aparaty wielkościi kształtu pięści humanoidalnego drona, które od rzeczy wistej pięści różniło ty lko to, że otoczoneby ły tuzinem czujników i dry fujący ch miniluf.By ły, podobnie jak drony TIO, czarno-szaro-srebrne.Cztery podleciały do naszej gromadki i podobnie jak latające kamery, zajęły pozy cje naobwodzie.By ła to niezbędna ochrona.W świecie gigantów takie osy jak my potrzebują jej.Podałem teleportowi koordy naty skoku.Potwierdził i ży czy ł udanej podróży.Charon przesłałmen zapewniający o pełny m skupieniu.Lubiłem go i szanowałem.W Czasach Szczęśliwościmógł się wy legiwać gdzieś pod palmą, pić drinki i upajać towarzy stwem przy jaciół, ty mczasemz własnej woli czuwał przy naszej świętej skrzy ni.Jestem pewien, że często podglądał światWeenów.Musiał mieć specy ficzną psy che.Z drugiej strony przeby wanie w PałacuImperatorskim, który stał się pałacem bez Imperatora, jest czy stą przy jemnością.Cudownewnętrza, które od czasu do czasu ulegają mody fikacji, fenomenalny widok z okien, świetnakuchnia i wcale częste odwiedziny pracujący ch tu naukowców z pewnością osładzały mu ży cie.Pozdrowiłem go.Odpowiedział ży czeniem udanego skoku. Gotowi?  rzuciłem do Taldów.Gdy wy łoniliśmy się nad Dharmą, pierwszą rzeczą, jaką poczuliśmy, by ł wiatr.Zwolnionydziesięciokrotnie, ale jednak.Enty naty chmiast ustabilizowały lot, uży wając swoich owadzichskrzy deł, lecz sły szałem, że mikrosilniki napędzające te przezierne powierzchnie nośne pracują nawy sokich obrotach.Kabina zaczęła lekko się trząść. Aaaale planetka!  rzucił Robert. Noo  skomentował Herman. Miło się przewietrzyć!Atmosfera Worplanu huczała wy ziewami fabry k, bzy czała milionami minidronów.Tu nie by łocichego, nieruchomego powietrza Pałacu Imperatorskiego.Tu by ły gromy, ogień i gorącestrumienie gazów.Odlecieliśmy kilkanaście metrów od wielkiego pierścienia teleportacy jnegoznajdującego się w pobliżu siedziby głównego inży niera i podleciały do nas minidrony porządkowe wy glądające jak złoto-karmazy nowe, ustawione poziomo płatki śniegu.Ludzieprakty cznie ich nie zauważają, bo są niewiele większe od kamer TIO, ale to one de facto regulująży cie Way Empire.Tworzą sieć kontrolującą ruch powietrzny na planetach Imperium, dozorująotwieranie i zamy kanie barier grawitacy jny ch, pracę minibotów naprawczy ch i wiele inny chrzeczy, na przy kład sprawdzają, co wy pluł teleport.Mają większe uprawnienia niż większośćminiaparatów i gdy by nie ręka Buddy, naty chmiast zgłosiły by naszą obecność główny mrejestrom planety.Ty m razem tego nie zrobiły.Przeciwnie, nadały nam sy gnatury aparatówporządkowy ch, czy li takich maszy nek jak one.Chociaż entoptery wy glądają inaczej, zupełnieinaczej niż większość przedstawicieli mikroświata Imperium Drogi, miały się teraz  wtopićw tłum.Od tej pory, ktokolwiek zerknąłby w naszy m kierunku i wy konał powiększenie opty czne,zobaczy łby ty lko kilka śnieżkopodobny ch, złoty ch dronów porządkowy ch.Właśnie tak ImBuwpły nąłby na jego percepcję.Gdy by zaś zainteresował się nami jakiś układ zaopatrzonyw sztuczną inteligencję, wiedziałby ty lko, że nie powinien nam przeszkadzać, za to otwieraćwszy stkie drzwi, nie py tając o cel.W taki oto prosty sposób możesz w naszy m świecie stać sięniewidzialny.I pomy śleć, że dawno temu szukano jakichś materiałów przewodzący ch światło [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl