[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odwróciłem się na pięcie.Szyba przesłonięta była żaluzją.Podszedłem szybkodo okna i pociągnąłem za sznur, unosząc na chwilę żaluzję.Nie było tam nikogo.Przesłuchałem kolejny fragment taśmy.Osiemnaste nazwisko na liście Delacroixbrzmiało Conrad Gensel.Bez wątpienia był to ten krępy dupek z żółtymi oczami i zę-bami lalki.Być może i on brał udział w wyprawie na drugą stroną i jako jeden z nielicz-nych powrócił stamtąd żywy.Może on także ujrzał w tamtym okropnym świecie swojeprzeznaczenie lub ów koszmarny widok przyprawił go o szaleństwo i chciał powrócićtam po swoją śmierć.Z pewnością jednak Randolph nie poznał go na imprezie chary-tatywnej czy festiwalu truskawki.Przeciągnąłem dłonią po twarzy.Choć budynek Magicznego Pociągu został ro-zebrany, obrócił się w nicość, czułem, że ta sprawa nie została jeszcze ostatecznie za-mknięta.John Joseph Randolph nie stał za oknem.Teraz jednak byłem pewien, że to ConradGensel przyciska nos do szyby.Musiałem jeszcze raz podejść do okna.Zawahałem się.Podniosłem żaluzje.Pusto.Pies i kot przyglądały mi się z zainteresowaniem, jakbym specjalnie dla nich odgry-wał jakąś komedię. Najważniejsze pytanie mówiłem do Mungojerriego i Orsona, prowadząc ichdo kuchni brzmi następująco: czy to miejsce, do którego chciał dostać się Johnny, torzeczywiście piekło, czy coś zupełnie innego.Z pewnością nie napisał w podaniu o sfinansowanie projektu, że chce zbudowaćmost do krainy Belzebuba.Był bardziej dyskretny.Ludzie, którzy przyznali mu od-powiednie fundusze, byli zapewne przekonani, że prace Randolpha dotyczą podróżyw czasie.A ponieważ sami są szaleńcami, to wydawało im się realne.Wyciągając z zamrażarki paczkę frankfurterek, mówiłem: Z tego, co opowiadał w tamtym miedzianym pokoju, wynikało, że jednak byłato do pewnego stopnia podróż w czasie.W przeszłość, w przyszłość, ale przede wszyst-kim w bok.345Stanąłem na środku kuchni, zastanawiając się nad tym problemem i trzymającw dłoni zamrożone hot dogi.Orson krążył wokół mnie, niespokojnie. Załóżmy, że w strumieniu czasu rzeczywiście są światy, które płyną obok nas,światy równoległe.Zgodnie z fizyką kwantową, jednocześnie z naszym wszechświatemistnieje nieskończona ilość wszechświatów równoległych, równie rzeczywistych jaknasz.My nie możemy ich zobaczyć.Oni nie mogą zobaczyć nas.Rzeczywistości nigdysię nie stykają.Z wyjątkiem Wyvern.Magiczny Pociąg zmieszał na jakiś czas dwie rze-czywistości niczym gigantyczny mikser.Mungojerrie przyłączył się do Orsona i biegał wokół mnie truchtem. Być może jeden z tych światów równoległych jest tak straszny, że mógłby ucho-dzić za piekło.W takim razie może istnieje też świat, który uznalibyśmy za niebo.Truchtające wokół moich nóg zwierzaki były tak bardzo skupione na hot dogach, żegdyby Orson zatrzymał się raptownie, Mungojerrie wszedłby prosto w jego zad.Otworzyłem paczkę, rozłożyłem kiełbaski na talerzu i ruszyłem w stronę kuchenkimikrofalowej.Jednak w połowie drogi znów się zatrzymałem, wracając myślami dotego samego problemu. Czy nie jest możliwe, by niektórzy ludzie, prawdziwi mistycy, media, potrafili odczasu do czasu zaglądać za tę wielką barierę oddzielającą nasze światy? By oglądali terównoległe rzeczywistości? Może stąd właśnie wzięły się wyobrażenia o życiu pozagro-bowym.W chwili gdy wygłaszałem ostatnią część monologu, do kuchni wszedł Bobby.Słuchał mnie przez chwilę, a potem przyłączył się do Orsona i Mungojerriego. A jeśli rzeczywiście przenosimy się po śmierci do któregoś z równoległych świa-tów? Czy mówimy w tej sytuacji o religii, czy o nauce? My o niczym nie mówimy zauważył Bobby. To ty gadasz jak najęty o reli-gii, nauce i pseudonauce, ale my myślimy tylko o hot dogach.Zrozumiawszy niewyszukaną aluzję, włożyłem talerz do kuchenki mikrofalowej.Kiedy kiełbaski były już gorące, dałem dwie Mungojerriemu.Sześć przeznaczyłem dlaOrsona, bo kiedy poprzedniej nocy wchodziliśmy razem do Wyvern, obiecałem mufrankfurterki, a zawsze staram się dotrzymywać obietnic dawanych przyjaciołom, gdyżoni spełniają swoje.Bobby ego nie poczęstowałem ani jedną, bo zrobił się za cwany. Popatrz, co znalazłem powiedział, kiedy zmywałem z dłoni tłuszcz.Moje palce ociekały jeszcze wodą, kiedy podał mi czapkę z napisem MagicznyPociąg. To nie może istnieć oświadczyłem. Skoro cały budynek, w którym reali-zowano ten projekt, zniknął z powierzchni ziemi, to dlaczego ktoś miałby robić takieczapki?346 To nie istnieje odparł. Ale istnieje coś innego [ Pobierz całość w formacie PDF ]