[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tu Bernardyn os³abia³ i upad³ na ³o¿e,A Klucznik rzek³ wzruszony: Wielkie s¹dy Bo¿e!Prawda! prawda! wiêc to ty? i ty¿eS to, JackuSoplico? pod kapturem? ¿y³eS po ¿ebracku!Ty, którego pamiêtam, gdy zdrowy, rumiany,Piêkny szlachcic, gdy tobie pochlebia³y pany,Gdy za tob¹ kobiety szala³y! W¹salu!Nie tak to dawno.takeS zestarza³ siê z ¿alu!Jak¿em ciebie nie pozna³ po owym wystrzale,KiedyS tak do niedxwiedzia trafi³ doskonale?317Bo nad ciebie nie mia³a strzelca Litwa nasza,By³eS tak¿e po Maæku pierwszy do pa³asza!Prawda! o tobie niegdyS Spiewa³y szlachcianki:.Zawi¹za³eS ty wêze³ i mojemu panu!NieszczêSniku! i ty¿eS? do takiego stanu?Jacek W¹sal kwestarzem! wielkie s¹dy bo¿e!I teraz! ha! bezkarnie ujSæ tobie nie mo¿e,Przysi¹g³em: kto Horeszków krwi kroplê wys¹czy³.Tymczasem Ksi¹dz na ³o¿u usiad³ i tak koñczy³: Jexdzi³em ko³o zamku; ile biesów w g³owieI w sercu mia³em, kto ich imiona wypowie!Stolnik! zabija dzieciê w³asne, mnie ju¿ zabi³,Zniszczy³ - Jadê pod bramê, szatan miê tam wabi³.Patrz, jak on hula! co dzieñ w zamku pijatyka,Ile Swiec w oknach, jaka brzmi w salach muzyka!I ten zamek na ³ys¹ g³owê mu nie runie.PomySl o zemScie, to wnet szatan broñ podsunie.Ledwiem pomySli³, szatan nasy³a Moskali.Sta³em patrz¹c; wiesz, jak wasz zamek szturmowali.*Bo fa³sz, ¿ebym by³ w jakiej z Moskalami zmowie.318* Patrzy³em; ró¿ne mySli snu³y siê po g³owie,Zrazu z uSmiechem g³upim, jak na po¿ar dziecko,Patrzy³em, potem radoSæ uczu³em zbojeck¹,Czekaj¹c, rych³o zacznie paliæ siê i waliæ;Czasem mySl przychodzi³a: skoczyæ, j¹ ocaliæ,Nawet Stolnika.*BroniliScie siê, ty wiesz, dzielnie i przytomnie.Zdziwi³em siê; Moskale padali wko³o mnie,Bydlêta, xle strzelaj¹! - Na widok ich klêskiZ³oSæ miê znowu porwa³a.- Ten Stolnik zwyciêski!I tak-¿e mu na Swiecie wszystko siê powodzi?I z tej strasznej napaSci z tryumfem wychodzi?Odje¿d¿a³em ze wstydem - w³aSnie by³ poranek,Wtem ujrza³em, pozna³em: wyst¹pi³ na ganekI brylantow¹ szpink¹ ku s³oñcu migota³,I w¹s pokrêca³ dumnie i wzrok dumny miota³,I zda³o mi siê, ¿e mnie szczególniej ur¹ga³,¯e mnie pozna³ i ku mnie rêkê t a k wyci¹ga³,Szydz¹c i gro¿¹c.- Chwytam karabin Moskala;Ledwiem przy³o¿y³, prawie nie mierzy³ - wypala!Wiesz!.*319Przeklêta broñ ognista! Kto mieczem zabija,Musi sk³adaæ siê, natrzeæ, odbija, wywija,Mo¿e rozbroiæ wroga, miecz w pó³ drogi wstrzymaæ;Ale ta broñ ognista, dosyæ zamek imaæ,Chwila, jedna iskierka.*Czy¿ ucieka³em, kiedyS mierzy³ do mnie z góry?Utkwi³em oczy we dwie twojej broni rury,Rozpacz jakaS! ¿al dziwny do ziemi mnie przybi³!Czemu¿, ach, mój Gerwazy, czemuS wtenczas chybi³?£askê byS zrobi³! Widaæ, za pokutê grzechuTrzeba by³o.Tu znowu brak³o mu oddechu. Bóg widzi - rzecze Klucznik -szczerze trafiæ chcia³em!Ile¿ ty krwi wyla³eS twoim jednym strza³em,Ile¿ klêsk spad³o na nas i na tw¹ rodzinê,A wszystko to przez Wasz¹, Panie Jacku, winê!A wszak¿e gdy dziS jegry Hrabiê na cel wziêli,Ostatniego z Horeszków, chocia¿ po k¹dzieli,TyS go zas³oni³, i gdy Moskal do mnie pali³,TyS miê rzuci³ o ziemiê, tak nas dwóch ocali³.JeSli prawda, ¿e jesteS ksiêdzem zakonnikiem,Ju¿ci sukienka broni ciê przed Scyzorykiem.B¹dx zdrów, wiêcej na Waszym nie postanê progu,320Z nami kwita - zostawmy resztê Panu Bogu.Jacek rêkê wyci¹gn¹³ - cofn¹³ siê Gerwazy: Nie mogê - rzek³ - bez mego szlachectwa obrazyDotykaæ rêkê, takiem morderstwem skrwawion¹Z prywatnej zemsty, nie zaS pro publico bono.Ale Jacek, z poduszek na ³o¿e upad³szy,Zwróci³ siê ku Sêdziemu, a by³ coraz bladszyI niespokojnie pyta³ o ksiêdza plebana,I wo³a³ na Klucznika: Zaklinam Waæpana,AbyS zosta³; wnet skoñczê, ledwie mam doSæ mocyZakoñczyæ.Panie Klucznik!.ja umrê tej nocy! Co, bracie? - krzykn¹³ Sêdzia - widzia³em, wszak ranaNiewielka, co ty mówisz? po ksiêdza plebana?Mo¿e xle opatrzono - zaraz po doktora,W apteczce jest.Ksi¹dz przerwa³: Bracie, ju¿ nie pora.Mia³em tam strza³ dawniejszy, dosta³em pod Jena," le zgojony, a teraz draSniono - gangrenaJu¿ tu - znam siê na ranach, patrz, jaka krew czarnaJak sadza; co tu doktor? Ale to rzecz marna;Raz umieramy, jutro czy dziS oddaæ duszê.-Panie Klucznik, przebaczysz mnie, ja skoñczyæ muszê!*321Jest w tem zas³uga: nie chcieæ zostaæ winowajc¹Narodowym, choæ naród okrzyczy ciê zdrajc¹!Zw³aszcza w kim taka, jaka by³a we mnie duma!*Imiê zdrajcy przylgnê³o do mnie jako d¿uma [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]