[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miałeś doskonały motyw.Chciałeś ją uciszyć, żebytwoje chujowe zagranie z Izą Cieślak nie wyszło na jaw, co? rzuciła Klementyna Kopp gniewnie.Miała ochotę go uderzyć.Nienawidziła takich jak on. Okej, no dobra.Podejdzmydo tego na spokojnie.Gdzie byłeś we wtorek rano? Byłem na plebanii w Lipowie ksiądz Piotr zaczynał siępowoli uspokajać. Razem z panią Eugenią Solicką, która jesttam gospodynią, i z księdzem Józefem, moim dalekimkrewnym.Przyjechałem wieczorem w poniedziałek.Nie byłojuż czasu na wspólny posiłek.Józef wcześnie się kładziez powodu podeszłego wieku.Dlatego zjedliśmy razem wspólneśniadanie następnego dnia po przyjezdzie.Dwie osoby mogąpotwierdzić, że byłem wówczas z nimi.Nie zabiłem Moniki.Klementyna westchnęła zirytowana.Wyglądało na to, żeksiądz mówi prawdę.Prokurator dał znak policjantomschowanym za weneckim lustrem pokoju przesłuchań.Mielina bieżąco sprawdzać prawdziwość słów księdza.Jeżeli paniSolicka i ksiądz Józef potwierdzą to, co mówił Piotr, nie będziemożna oskarżyć go o zabicie siostry Moniki. Stop.Czekaj! O której zaczęło się to całe wspólneśniadanie? zapytała komisarz Kopp, czekając na efekty pracykolegów. O której usiedliście przy stole? Mogło być koło ósmej rano.Może kilka minut wcześniej.Po śniadaniu pomogłem pani Solickiej w zmywaniu.Pózniejsiedzieliśmy z księdzem Józefem w bawialni i rozmawialiśmy wyjaśniał Piotr coraz pewniejszym tonem. Ja nie zabiłemsiostry Moniki.Skrzywdziłem Izę Cieślak i za to chcęodpowiedzieć przed Panem Bogiem, przed nią i przed prawem.Siostry Moniki nie zabiłem.Nie kłamię.W jego głosie brzmiała całkowita pewność.Klementynazaklęła w duchu siarczyście.Wbrew sobie zaczynała muwierzyć. Spoko.A jak wytłumaczysz swoją znajomość z BlankąKojarską? Nie znałem nikogo takiego odparł równie pewnymtonem ksiądz Piotr. Wiem oczywiście, że ona została zabita.O niczym innym nie mówi się teraz w Lipowie.W każdym razieja jej nie znałem.Nie osobiście. Jak wytłumaczysz w takim razie swój telefon do niej? zapytała komisarz Kopp.Była to drobna prowokacja.Niewiedzieli przecież, kto z parafii na Ursynowie dzwoniłdo Blanki, ale postanowiła zaryzykować. Dzwoniłeś do niejw poprzednią niedzielę. Ja do niej na pewno nie dzwoniłem.Mówię przecież, że jejnie znałem.Kiedy miał miejsce ten telefon? zapytał ksiądzzaciekawiony.Klementyna podała mu dokładną datę i godzinę.Zaczynałamieć dość tego przesłuchania.Wydawało się, że złapali nie tęosobę, co trzeba.Ksiądz odpowie za gwałt na dziewczynce, aleto nie Klementyna będzie się tym dalej zajmować.Wyglądałona to, że ich zabójca jest ciągle na wolności. Celebrowałem wówczas mszę! krzyknął ksiądz. Kilkadziesiąt osób może to potwierdzić! Do nikogo wtedy niemogłem dzwonić.Do pokoju wsadził głowę jeden z mundurowych.ProkuratorCzarnecki wyszedł za nim z pokoju przesłuchań.Wrócił pochwili i skinął głową w stronę Klementyny Kopp.Ksiądz niekłamał, rzeczywiście nie mógł zamordować zakonnicy.Niewyglądało też na to, żeby był w jakikolwiek sposób powiązanyz Blanką Kojarską.Pani komisarz westchnęła cicho. Spoko.A gdzie byłeś w nocy z dwudziestegona dwudziestego pierwszego stycznia, czyli w ostatniąniedzielę? zapytała jeszcze na wszelki wypadek KlementynaKopp, odnosząc się do momentu, kiedy zginęła BlankaKojarska. Również na plebanii.Z tymi samymi osobami.Komisarz Kopp wstała gwałtownie.Niech prokurator bawisię w kończenie tego przedstawienia, ona już nie miała ochotytam siedzieć.Księdza przejmie policja z Warszawy, żebyodpowiedział za molestowanie nieletniej.Klementyna, niestety,nadal miała na głowie zabójcę.Wiera weszła do swojego cichego mieszkania nad sklepemw Lipowie.W środku było nieprzyjemnie duszno.Nikt przecieżnie otwierał okien podczas jej nieobecności.Poczuła sięsamotna.Całe życie budowała obraz silnej, samowystarczalnejkobiety, ale teraz przez chwilę zapragnęła, żeby ktoś się niązajął.Nikogo takiego jednak nie miała.Otworzyła okno i usiadła na parapecie.Wdychała świeżewiejskie powietrze.Czuła, jak tlen wypełnia jej płuca.Tego jejbrakowało w celi, w której ją trzymano przez te kilka dni.Dobrze, że wszystko niezle się skończyło.Dopiero terazzrozumiała, że wcale nie była gotowa poświęcić się całkowiciedla syna.Junior Kojarski był dla niej ważny, ale może nie ażtak? Chciała żyć dla siebie samej.Tak naprawdę Junior byłprzecież dla niej obcym człowiekiem.Wiera żyła dla Wiery.Sklepikarka zaśmiała się gorzko.Uczucie osamotnienia prawieminęło.Włożyła płaszcz i ruszyła na wędrówkę po lesie.Kochała nocwśród drzew i pohukiwanie sów.To był jej żywioł.Poszłana polanę, gdzie znaleziono Blankę.Czuła, że musi jeszcze razzobaczyć to miejsce.Chciała poczuć jego niepowtarzalnąenergię.Znieg wokół topniał.Księżyc schował się za szarymichmurami, przez co las wydawał się jeszcze ciemniejszy niżzwykle.Wkroczyła na polanę pewnym krokiem.Zamknęła oczyi wsłuchała się w pulsowanie tego miejsca.Niemal słyszałakrzyk, jaki towarzyszył śmierci blondynki.Nagle bardziej wyczuła, niż usłyszała, ruch po drugiej stroniepolany.Spojrzała w tamtą stronę.Wyglądało na to, żemężczyzna również ją zauważył.Jego ciało wydawało się spięte,jakby Wiera go na czymś przyłapała. Spodziewałam się ciebie powiedziała powoli sklepikarka.Nie czuła strachu.ROZDZIAA 28Warszawa 1986 rokJakub wracał do domu, zataczając się.Pomylił drogę kilkarazy, ale w końcu trafił na swoją ulicę.Próbował skupić myśli,ale nie było to łatwe.Stało się.Stracił pracę.Jedyne zródłoutrzymania.Co gorsza, odebrali mu też możliwośćwykonywania zawodu.Wszystko przez trochę krwi.Trochękrwi i już nigdy nie będzie lekarzem.Jak przez mgłę pamiętał,że Eugeniusz %7ływiecki reanimował pacjentkę.Jakub nie byłpewien, czy przeżyła.Musiał chyba wtedy odpłynąć.Zatoczył się na ścianę budynku.Oparł się o nią i stał takchwilę, oddychając ciężko.Był już prawie w domu.Nie wracałtam od kilku dni.Zżerała go ciekawość, jak poradził sobiepotwór.Jakub miał nadzieję, że nie przeżył.To by wieleułatwiło.Nie miał odwagi go zabić, mimo że kilka razypróbował.Potwór był na razie silniejszy.Na razie wygrywał.Z bramy wyszedł sąsiad z czwartego piętra.Prawnik ubranybył jak zwykle w elegancki garnitur i krawat.Kiedyś Jakub samtak się stroił.Teraz było mu już wszystko jedno [ Pobierz całość w formacie PDF ]