[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bardzo cię przepraszam, i obiecuję, żadnych tajemnic.Całuje moje włosy, ja muskam ustami jego szyję, jego zapach mnie odurza i nagle wiem,że go pragnę, tu i teraz.Lekko gryzę go w ucho, odgarniam jego piękne włosy.Zsuwa dłonie na moje pośladki,przyciąga mnie do siebie, aż czuję między nogami jego nabrzmiały członek, jeszcze ukryty wspodniach.– Chcę cię – szepczę mu do ucha i czuję, jak przeszywa mnie płomień, gdy odpowiadagardłowym odgłosem.Oplatam jego szyję ramionami, wędruję ustami wzdłuż szczęki, całuję go,najpierw lekko, pieszczotliwie.Patrzę mu w oczy, błękit łączy się z szarością.Wplata mi dłoń we włosy, przechyla mi głowę i przejmuje kontrolę nad pocałunkiem, pogłębia, jednocześnie kładzie drugą dłoń u nasady moich pleców i przyciąga mnie do siebie.Odsuwam się, ściągam bluzkę przez głowę, a Nate uwalnia moje piersi ze stanika i bierzedo ust nabrzmiałe sutki, najpierw jeden, potem drugi.Odruchowo wyginam się do tyłu, napieram na niego.W końcu wstaje, stawia mnie na posadzce, ściąga ze mnie spodnie i stringi, a ja rozpinammu koszulę i spodnie.Łapie mnie za pośladki i unosi, oplatam go nogami w pasie i całuję goznowu, namiętnie, desperacko.Chyba nigdy nie będę miała dość jego ust.To jakieś czary.Nate podchodzi do ściany; gdy czuję pod plecami jej chłodną powierzchnię, unosi mnieodrobinę wyżej.Główka jego członka jest tuż przy mojej cipce.– Nie chcę powoli.Za bardzo cię pragnę.Oplatam go nogami w pasie, przyciągam do siebie.Przyjmuje moje zaproszenie.Wchodziwe mnie jednym silnym ruchem i jego wielki członek w połączeniu z metalowymi kulkami nawierzchołku doprowadza mnie na skraj rozkoszy.– Jezu, Nate – szepczę.Uśmiecha się z ustami na moich, a potem odsuwa, żeby spojrzećmi w oczy.Wysuwa się i wchodzi we mnie ponownie, nieruchomieje, obserwuje mnie.Dyszęgłośno, jestem zarumieniona i rozpalona.– Jeśli jeszcze raz to zrobisz, zaraz skończę – szepczę.Uśmiecha się szerzej, wysuwa się i wchodzi we mnie jeszcze mocniej, zataczając przytym koła biodrami, napiera na moją łechtaczkę i szczytuję, dygocę na całym ciele, płonę,wykrzykuję jego imię.– Tego potrzebowałaś? – pyta i obsypuje mnie delikatnymi pocałunkami.– Hm… – odpowiadam.– Otwórz oczy.Odnajduję jego wzrok.Uśmiecha się czule, odgarnia mi włosy z czoła.– Wszystko w porządku?Całuję go delikatnie.– Tak.– To dobrze, bo jeszcze nie skończyłem.– Nagle zdaję sobie sprawę, że nie dość, żeciągle jest we mnie, to rzeczywiście jeszcze nie skończył i nadal jest twardy i nabrzmiały.Otwieram szeroko oczy z wrażenia i ciaśniej oplatam go nogami i rękami, gdy odrywa nas odściany, idzie na górę, cały czas podtrzymując moje pośladki.– Jezu, ależ ty jesteś silny.– Wsuwam palce w jego włosy, zachwycona, że niesie mniebez najmniejszego wysiłku.– Nie, to ty jesteś malutka, skarbie.Niesie mnie do sypialni, odsuwa narzutę, kładzie mnie w miękkiej, chłodnej pościeli,nakrywa sobą.– Ty chciałaś ostro, ja chcę tak.– Nasze palce splatają się, podnosi nasze ręce wysoko nadmoją głowę i porusza się we mnie powoli, wycofuje się prawie całkiem i wchodzi głęboko,leniwie, ospale.Doprowadza mnie do szaleństwa wargami, kąsa kąciki moich ust, muska językiem płatekucha, aż przeszywa mnie ogień.– Szybciej – ponaglam, ale on tylko uśmiecha się czule i przecząco kręci głową.– Nie, właśnie tak.Oddaje mi hołd swoim ciałem, mówi bez słów, ile dla niego znaczę, że mu przykro zpowodu tego, co dzisiaj zaszło.Unoszę nogi wyżej, przesuwa się, tak że kładę mu łydki nabarkach.Cały czas trzyma mnie za ręce.Wchodzi we mnie jeszcze głębiej.– Och, Nate.– Tak, skarbie.To wolne tempo doprowadza mnie do szału.Zaciskam na nim wewnętrzne mięśnie.Natezamyka oczy.Przy każdym pchnięciu zaciskam się na nim z całej siły, aż w końcu przyśpiesza.– Taka ciasna… – Nasze dłonie cały czas są splecione, ciągle mam nogi na jego barkach.Porusza się coraz szybciej, mocniej, aż pot spływa mu po twarzy.Czuję, jak jeszcze nabrzmiewa i wiem, że zaraz skończy.– No, chodź, skarbie – szepczę.Gwałtownie otwiera oczy.Całuje mnie mocno i szczytujez krzykiem, napierając na mnie biodrami, kończy we mnie.– O Boże.– Puszcza moje ręce, zdejmuje sobie moje nogi z barków, wplata mi palce wewłosy.Oplatam go nogami w pasie, błądzę dłońmi po jego plecach, mokrych od potu.Całujemnie czule, nasz oddech stabilizuje się powoli.Odsuwa się ode mnie na tyle, żeby widzieć moje oczy, i mówi czule:– Liczysz się tylko ty, Julianne.Zawsze będziesz tylko ty.Nate jest w ogrodzie za domem, nadzoruje ekipę, która ustawia specjalny namiot nadzisiejsze przyjęcie.Właściwie sama nie wiem, jak to się stało, i trochę zbija mnie to z tropu.Jakim cudem ten fantastyczny facet stał się częścią mojego życia i pomaga mi w takichsprawach?I dlaczego na samą myśl nie umieram ze strachu?Poprawiam sobie makijaż i z aprobatą przyglądam się swojemu odbiciu: szare spodnie oszerokich nogawkach, biała koszula, czarny pasek w talii.Do tego czarne szpilki od Jimmy’ego Choo, włosy upięte w luźny kok, skromny makijaż i brylantowe kolczyki, prezent urodzinowy, wuszach.Jezu, jak ja kocham ciuchy.Schodzę do kuchni i rozglądam się z uśmiechem.Na naszych rodzinnych imprezachzawsze jest za dużo jedzenia.Cały parter spowijają miękkie odcienie różu i szarości.Z sufitu zwisają bibułkowe pompony w tym samym odcieniu, co obrusy na stole i blacie kuchennym.Uwagę przykuwa też wielka patera babeczek z różowym lukrem i mały różowy tort.Wychodzę na zewnątrz, do namiotu, który stanowi niejako przedłużenie domu, i zwrażenia zapiera mi dech w piersiach.Rany, jak tu ładnie.Organizatorka zapewniła grzejniki do namiotu.Jakkolwiek by było, to wiosna w Seattle.Jej ekipa ułożyła prowizoryczną posadzkę, żebyśmy nie musieli chodzić po wilgotnej trawie.Stołki i krzesła są, ma się rozumieć, różowo-szare, w rogach namiotu spod sufitu spływająmiękkie pasy białego, szarego i różowego płótna.Nad stolikami kołyszą się pompony.Pamiętali nawet to tym, by wpleść w materiał malutkie lampki, spowijając pomieszczenie miękkimświatłem.Alecia, moja nowa organizatorka imprez, zasłużyła na sowity bonus.– Zadowolona? – pyta Nate, obejmując mnie w pasie od tyłu.Całuje mnie w kark.– Jest pięknie.Natalie będzie zachwycona.Uśmiecha się z ustami na mojej szyi.– To ty jesteś piękna.Odwracam się do niego, patrzę mu w oczy, przesuwam palcami po miękkich ciemnychwłosach.Ma na sobie szarą koszulę i ciemne spodnie.Zakasał rękawy, odsłaniając skrawektatuażu.Mam ochotę go polizać.– Ty też nie najgorszy – uśmiecham się i całuję go lekko.– Zaraz przyjdą goście.Gotowy?Poważnieje, widząc niepokój w moich oczach.– Tak.– Polubią cię.Ale najpierw skopią ci tyłek.Uśmiecha się znów, śmieje głośno.– Dlaczego mieliby skopać mi tyłek?– Bo jesteś facetem i mnie dotykałeś, a oni mnie kochają.Wydaje mi się też, że ma to cośwspólnego z posiadaniem penisa [ Pobierz całość w formacie PDF ]