[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie protestował.Pozwolił jej się wygadać.Własne słowa działały na nią kojąco.Starała się za wszelką cenę odwlec moment, w którym będzie musiała stawić czoło nieszczęściu.- Chcesz, abym wezwał lekarza? Da ci coś na uspokojenie.- Nie trzeba, Rhys.Jestem tylko trochę zmęczona.Muszę się położyć.- Czy mam zostać z tobą?- Nie, to nie będzie konieczne.Elżbieta odprowadziła go do drzwi i spokojnie patrzyła, jak wsiada do samochodu.- Rhys?- Słucham.- Dziękuję, że przyjechałeś.Elżbieta przez kilka godzin leżała nieruchomo, wpatrując się w sufit.Była pogrążona w rozpaczy i nic nie mogło uśmierzyć bólu, jaki odczuwała.Myślami uparcie powracała w przeszłość, przywołując w pamięci obraz ojca, aż do chwili, gdy widziała go po raz ostatni.W pewnej chwili zadzwonił telefon.Elżbieta odruchowo podniosła słuchawkę w nadziei, że usłyszy głos ojca.I wtedy tym boleśniej dotarło do niej, że już nigdy go nie ujrzy, że Sam już nigdy do niej nie zadzwoni.“Przepaść bez dna” - słowa Rhysa huczały jej w głowie.Zamknęła oczy, próbując pozbierać skołatane myśli.Rozdział 7Narodziny Elżbiety Rowane Roffe były podwójną tragedią.Na stole położniczym zmarła jej matka.Jeszcze większym jednak dramatem był fakt, że urodziła dziewczynkę.Nadzieje Sama, że spadkobiercą jego potężnej fortuny zostanie syn, rozwiały się w jednej chwili.Patrycja, żona Sama, była kobietą wyjątkowej urody.Poślubiła Sama z miłości.Inne kobiety, które chciały się za niego wydać, widziały w nim jedynie prezesa ogromnej korporacji i właściciela wielomiliardowego majątku.Patrycja popełniła jednak błąd.Sam traktował małżeństwo z nią jak kolejne handlowe zobowiązanie.Nie miał czasu ani ochoty przebywać na łonie rodziny.Nie było dla niego niczego ważniejszego od “Roffe & Sons”.Całe swoje życie poświęcał korporacji i wymagał tego samego od innych.Patrycja była dla niego warta tyle, ile mogła wnieść do jego majątku.Chciał, aby była idealną żoną i gospodynią, i nie zawiódł się.Powierzone jej role wykonywała znakomicie.Sam nie kochał jej i ona z czasem nauczyła się nie okazywać mu uczuć.Czuła się pracownikiem “Roffe & Sons”.Wiedziała też, że dla Sama znaczy tyle, co któraś z jego sekretarek.Towarzyszyła mu podczas wszystkich spotkań, zawsze gotowa zająć się gośćmi.Bardzo dbała o własny wygląd.Dzięki spartańskiej diecie zachowała idealną figurę.Doskonale leżały na niej stroje Novell z Nowego Jorku, Chanel z Paryża, Hartnell z Londynu czy młodej Sybil Connolly z Dublina.Przywiązywała też wielką uwagę do biżuterii.Specjalnie dla niej Jean Schlumberger i Bulgari projektowali brylantowe kolie.W jej życiu nie było jednak miejsca na radość.Praca, puste i monotonne dni.Dopiero ciąża odmieniła wszystko.Sam był ostatnim męskim potomkiem rodziny Roffe i z tego powodu tak bardzo pragnął syna.Patrycja miała teraz wrażenie, że los Sama spoczywa w jej rękach.W ciągu tych kilku miesięcy ciąży jej notowania wzrosły tak bardzo, że można je było porównać do wartości akcji “Roffe & Sons” na światowych giełdach.Była królową, która lada dzień powije księcia, a ten w przyszłości zostanie władcą farmaceutycznego imperium.Kiedy jechała na salę porodową, Sam klasnął w dłonie i powiedział:- Dziękuję, Patrycjo.Zrobiłaś to, co do ciebie należało.Pół godziny później zmarła wskutek rozległych zatorów w naczyniach krwionośnych.Bogu dzięki, że nie dowiedziała się, jak bardzo rozczarowała męża.Sprawy związane z pogrzebem tylko na krótko oderwały Sama od pracy.Na małą Elżbietę nie zdążył nawet popatrzeć.Nie miał już na to czasu.Wkrótce została jej przydzielona niania, pierwsza z wielu, jakie zajmowały się nią w dzieciństwie.Do piątego roku życia rzadko widywała ojca.Był tylko gościem, który pojawiał się od czasu do czasu i prawie natychmiast wyjeżdżał.Życie upływało mu na podróżach i córkę traktował jak podręczny bagaż, który trzeba przewieźć i złożyć w bezpiecznym miejscu.Często zdarzało się, że jednego dnia Elżbieta pluskała się w basenie na zapleczu domu w Long Island, a już następnego piastunka w pośpiechu pakowała rzeczy, aby przewieźć ją do willi w Biarritz z pięćdziesięcioma pokojami, po których nieustannie błądziła.Czuła się jak przybysz, który pojawia się w miejscach, gdzie nikt na niego nie czeka.Gdy dorosła, zrozumiała, co to znaczy być córką wielkiego Sama Roffe'a.Podobnie jak jej matka, była jego ofiarą.Otaczający ją ludzie darzyli ją miłością proporcjonalną do kwoty wynagrodzenia, jakie otrzymywali od tego obcego mężczyzny, którego nazywali jej ojcem.Mężczyzny, dla którego poza korporacją nie liczyło się nic.Patrycja zdolna była zaakceptować taki porządek rzeczy.Dla Elżbiety jednak było to nie do zniesienia.Czuła się niekochana i niechciana [ Pobierz całość w formacie PDF ]