[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Och! - zawołała Kitty.- Jak pan to zrobił? Wszystko wyglądało całkowicie normalnie.- Szybkość ręki zwodzi oko - odparł sentencjonalnie Poirot i zauważył nagłą zmianę wyrazu twarzy pułkownika.Wyglądało tak, jakby nagle zdał sobie sprawę z tego, że przez chwilę się nie pilnował.Poirot uśmiechnął się.Spod maski dżentelmena wyjrzał kuglarz.Statek dobił do Aleksandrii o świcie następnego dnia.Wracając ze śniadania, Poirot spotkał dwie dziewczyny gotowe do wyjścia na brzeg.Rozmawiały z pułkownikiem Clappertonem.- Powinnyśmy już iść - nalegała Kitty.- Straż graniczna zaraz zejdzie ze statku.Pan idzie z nami, prawda? Przecież nie puści nas pan samych? Mogłoby nas spotkać coś strasznego.- Jestem przekonany, że nie powinnyście iść same - odparł z uśmiechem Clapperton.- Ale nie jestem pewien, czy moja żona czuje się dość dobrze, by nam towarzyszyć.- To smutne - zauważyła Pam.- Choć przecież mogłaby zostać i porządnie sobie odpocząć.Pułkownik Clapperton Wyglądał trochę niezdecydowanie.Widać było, że miał ogromną ochotę pójść na wagary.Zauważył Poirota.- Halo, panie Poirot, schodzi pan na brzeg?- Raczej nie - odparł detektyw.- Ja.porozmawiam z Adeline - zdecydował się pułkownik.- Idziemy z panem - powiedziała Pam.Puściła oko do Poirota.- Może zdołamy ją namówić, żeby też poszła? - dodała poważnym tonem.Pułkownik ochoczo przyjął tę propozycję.Najwyraźniej poczuł ulgę.- No to chodźcie - rzekł lekko.Cała trójka oddaliła się.Poirot, którego kabina znajdowała się naprzeciw Clappertonów, wiedziony ciekawością, poszedł za nimi.Pułkownik trochę nerwowo zapukał do drzwi kabiny.- Adeline, moja droga, wstałaś już?- O co chodzi, do licha? - odpowiedział senny głos pani Clapperton.- To ja, John.Nie chcesz zejść na ląd?- Oczywiście, że nie.- Jej głos brzmiał teraz ostro i zdecydowanie.- Źle spałam w nocy.Postanowiłam spędzić dzień w łóżku.- Och, pani Clapperton - wtrąciła szybko Pam - tak nam przykro.Miałyśmy nadzieję, że pani pójdzie z nami.Jest pani pewna, że nie czuje się pani na siłach?- Zupełnie pewna - odparła jeszcze ostrzejszym tonem pani Clapperton.Pułkownik bez skutku przekręcał gałkę drzwi.- O co chodzi, John? Drzwi są zamknięte.Nie chcę, żeby stewardzi mi przeszkadzali.- Przepraszam, moja droga, chciałem tylko wziąć baedekera.- Trudno, obejdziesz się bez niego - ucięła pani Clapperton.- Nie zamierzam wychodzić z łóżka.Idź już, John, i zostaw mnie w spokoju.- Oczywiście, oczywiście, kochanie.- Pułkownik odsunął się od drzwi.Zaraz zbliżyły się do niego Pam i Kitty.- Chodźmy od razu.Dzięki bogu kapelusz ma pan na głowie.Och! Ale paszport nie został chyba w kabinie, prawda?- Prawdę mówiąc, mam go w kieszeni.- zaczął pułkownik.Kitty schwyciła go za ramię.- Chwała Bogu! - powtórzyła.- No to chodźmy!Przechylając się przez burtę, Poirot przyglądał się, jak pułkownik i dziewczyny schodzą ze statku.Nagle tuż obok usłyszał westchnienie.Odwrócił głowę i zobaczył pannę Henderson, wpatrzoną w oddalająca się trójkę.- Zatem zeszli na ląd - powiedziała.- Tak.A pani?Panna Henderson miała kapelusz, elegancką torebkę i wyjściowe buty.Ubrała się jak do zejścia na ląd.Mimo to, po krótkiej chwili, pokręciła głową.- Nie - odparła.- Zostaję na pokładzie.Mam dużo listów do napisania.- Odwróciła się na pięcie i odeszła.Zaraz zjawił się generał Forbes, sapiący po porannej turze czterdziestu ośmiu okrążeń pokładu.- Aha! - zawołał na widok oddalających się postaci pułkownika z dziewczynami.- Takie buty! A gdzie żona?Poirot wyjaśnił, że pani Clapperton postanowiła spędzić dzień w łóżku.- Niech pan w to nie wierzy! - stary wojak puścił do Poirota oko.- Wstanie na tiffin[64], a jak zauważy, że mężuś oddalił się bez pozwolenia, zrobi mu piekło.Ale przepowiednie generała się nie spełniły.Pani Clapperton nie pojawiła się na lunchu i w ogóle nie pokazała się do godziny czwartej, kiedy to pułkownik z pannami wrócili na statek.Poirot w swojej kabinie słyszał, jak skruszony pułkownik puka do swojej żony.Jeszcze raz zapukał, poruszał klamką i w końcu zawołał stewarda.- Przepraszam, ma pan może klucz? Żona nie odpowiada na moje pukanie.Poirot szybko wstał z koi i wyszedł na korytarz.Wiadomość rozprzestrzeniła się błyskawicznie.Z przerażeniem podszytym niedowierzaniem przekazywano sobie, że panią Clapperton znaleziono martwą na koi, ze sztyletem w sercu.Na podłodze kabiny leżał sznur korali.Pogłoska goniła pogłoskę.Wszyscy sprzedawcy paciorków, którzy tego dnia weszli na pokład, zostali wezwani na przesłuchanie.Z szuflady w kabinie zginęła duża suma pieniędzy.Podobno trafiono na ślad banknotów! A właśnie, że nie.Zginęła ogromnie cenna biżuteria! W ogóle żadna biżuteria nie zginęła! Zaaresztowano stewarda, który przyznał się do morderstwa!- Co z tego jest prawdą? - spytała panna Ellie Henderson, blada i zmartwiona.Specjalnie zaczaiła się na Poirota, żeby się tego dowiedzieć.- Droga pani, skądże mam wiedzieć?- Ależ pan na pewno wie.Był późny wieczór.Większość pasażerów udała się już do swoich kabin.Panna Henderson poprowadziła Poirota ku leżakom, rozłożonym pod daszkiem.- Teraz może mi pan powiedzieć - rzekła.Poirot zmierzył ją zamyślonym spojrzeniem.- To ciekawa sprawa - odparł [ Pobierz całość w formacie PDF ]