[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Wskrzesił dawno martwe Kurash Plenethor.Strzaskane skały, krew i kości, spalona ziemia wydobyły się z głębi ziemi.Otoczył ścianą pradawnego pustkowia Revelwood i zawrócił wody.Jakże to możliwe? Czy naruszono czas? Jedno uderzenie Kamienia obróciło w niwecz całe wieki uzdrawiania.Nagle Amatin stężała w przeraźliwym krzyku: – Callindrill!W następnej chwili lomillialor zamilkł; moc opadła z niego niczym trafiony ptak.Lord Amatin zatoczyła się, niemal padła na kolana.Mhoram schwycił ją za ramię, aby się nie przewróciła.W nagłej ciszy dziedziniec wydał się martwy i zimny na podobieństwo grobu.Powietrze pulsowało echami udręki niczym pod uderzeniami czarnych skrzydeł.Na lasce Mhorama bielały jego zaciśnięte palce.Wtem Amatin wzdrygnęła się, odzyskała panowanie nad sobą.Wielki lord cofnął się i uprzytomnił sobie obecność innych ludzi na dziedzińcu.Quaan stał kilka kroków za nim, a na obrzeżu błyszczącej posadzki stało kilku służących.Garść widzów obserwowała ich z lękiem z balkonów na ścianie groty.Wielki lord odwrócił się w lewo ku stojącemu wraz z Faer, małżonką Callindrilla, Corimini, najstarszemu Loresraatu.Najstarszy trzymał ramiona Faer w swych starych pomarszczonych rękach.Pod jego ciężkimi powiekami błyszczały łzy, a długa biała broda drżała z boleści.Szczera twarz Faer była bez wyrazu i blada niczym rzeźba z kości.– A zatem on nie żyje, wielki lordzie? – zapytała cicho.– Śmierć zbiera plon piękna tego świata – odparł Mhoram.– On spłonął.– Szatańska Pięść jest furią.Nienawidzi wszystkiego co zielone.Głupotą było łudzić się, że Revelwood może być oszczędzone.– Spłonął – powtórzyła.– Tak, Faer.– Nie potrafił znaleźć słów, które wyraziłyby ból, jaki czuł w sercu.– Walczył, by zachować Revelwood.– Wielki lordzie, w nim było zwątpienie.tutaj.– Wskazała na swą pierś.– On się zapomniał.Mhoram słyszał prawdę zawartą w jej słowach, ale nie potrafił pominąć milczeniem jej wyznania.– Być może, ale nie zapomniał o Krainie.Lord Amatin z cichym jękiem odwróciła się i zbolała pośpiesznie poszła do swej komnaty.Faer nie zwracała na nią uwagi.Nie patrząc w pełne napięcia oczy Mhorama, zapytała:– Czy to możliwe?Nie miał odpowiedzi na to pytanie.Miast tego odparł jakby powtarzając krzyk Asuraki.– Prawo śmierci zostało złamane.Któż potrafi powiedzieć, co jest teraz możliwe?– Revelwood – jęknął Corimini.Głos drżał mu ze starości i smutku.– Zginął śmiercią walecznego.– Zapomniał się.– Faer odsunęła się od najstarszego, jakby na nic nie zdało się jego pocieszenie.Odwróciła się od wielkiego lorda i odeszła sztywno do swych komnat.Chwilę później Corimini poszedł za nią, bezskutecznie próbując powstrzymać łzy.Mhoram z wysiłkiem zwolnił uścisk na swej lasce, rozginając palce zaciśnięte niczym szpony.Zdecydowanie, rozmyślnie podjął decyzję.Odwrócił się do Quaana.Usta miał zaciśnięte.– Zwołaj radę – powiedział, jakby spodziewał się protestu dowódcy.– Zaproś na posiedzenie powierników Mądrości i każdego z rhadhamaerl i lillianrill, kto będzie miał ochotę przybyć.Nie możemy dłużej zwlekać.Quaan właściwie pojął ton Mhorama.Zasalutował z werwą wielkiemu lordowi i natychmiast począł wykrzykiwać rozkazy służbie.Mhoram nie czekał aż dowódca skończy.Trzymając laskę w prawej dłoni, przeszedł zamaszystym krokiem jasną posadzkę i ruszył korytarzem, który oddzielał komnaty mieszkalne lordów od reszty Revelstone.Skinął strażom na końcu korytarza, ale nie zatrzymał się, aby odpowiedzieć na ich pytające spojrzenia.Każdy, kogo spotkał, odczuwał zmianę, jaka zaszła w atmosferze Revelstone, a oczy miał pełne lęku.On nie zwracał na nikogo uwagi.Wystarczająco szybko otrzymają odpowiedź na swe pytania.Z surowym wyrazem twarzy począł wspinać się przez kolejne piętra twierdzy lordów w kierunku nawy.Wokół niego narastał pośpiech, w miarę jak rozprzestrzeniały się w murach miasta wiadomości przekazane przez Asurakę.Codzienna krzątanina, którą pulsowała skalna twierdza, nadając życiu jej mieszkańców jednaki rytm, ustąpiła miejsca wrażeniu skupienia, tak jakby samo Revelstone mówiło ludziom o tym, co się wydarzyło i jak na to zareagować.W ten sam sposób skalne ściany pomagały zaprowadzać ład w życiu mieszkańców skalnego miasta od pokoleń, od stuleci.Jednakże w głębi swej zbolałej duszy Mhoram wiedział, że nawet ta skała może doczekać się swego końca.Przez wszystkie lata swego istnienia nigdy nie była zdobyta, ale teraz lord Foul był dostatecznie potężny.Mógł powalić te masywne mury, obrócić ostatni bastion Krainy w ruinę.I wkrótce spróbuje to uczynić.Przynajmniej z tego Callindrill zdawał sobie jasno sprawę.Nadszedł czas ryzykownych, desperackich decyzji.W wielkim lordzie wszystko wrzało na myśl o zniszczeniach, jakich już dokonał Szatańska Pięść w swym długim marszu z Ridjeck Thome.Zdecydował się już na podjęcie ryzyka.Miał nadzieję, że obróci złamanie prawa śmierci na korzyść Krainy.Spieszył się, choć wiedział, że i tak będzie musiał czekać w nawie.Podjęta decyzja przyśpieszała jego krok.Pomimo to, gdy Trell wykrzyknął pozdrowienie z bocznego korytarza, zatrzymał się i odwrócił na spotkanie potężnego skaleningasa [ Pobierz całość w formacie PDF ]