[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Myślę, że szukasz.- To widać?- Tylko dla kogoś, kto jest do tego przyzwyczajony.- A ty jesteś?- Wielu mężczyzn myślało, że jestem tą, której szukali.Brak emocji w jej słowach sprawił, że zabrzmiały one jak zaproszenie.Jej uśmiech, jeśli się uśmiechała, skrywały włosy.- Oceniając z mojego punktu widzenia - powiedział powoli Alan - przynaję, że rozumiem ich.Pochylił się, odsunął jej włosy i pocałował w kącik ust.Powoli opuściła lornetkę, odwróciła ku niemu twarz, aż złączyli się w długim, namiętnym pocałunku.Springer leżał na plecach, patrząc na bezchmurne niebo.Jego myśli snuły się leniwie.Wokół śpiewały ptaki, bzykały owady.Jego ciało przebiegało drżenie.Przeżywał raz jeszcze ich zbliżenie.Coś nagle zakłóciło ten spokój.Ellen poruszyła się koło niego i przypomniał sobie, jak ją posiadł.Miała przyjemność i dała mu przyjemność.Jeszcze nigdy jego ciało nie było tak pieszczone, a dusza tak pusta.Wrócił do rzeczywistości.Alan zerwał się gwałtownie na dźwięk bliskich głosów, przestraszony, że sekciarze wyszli poza swój teren, później zły, że mogło go to zaniepokoić.Ellen spojrzała na polanę szeroko rozwartymi oczami.Byli jeszcze sami, ale głosy zbliżały się coraz bardziej.- Tam, na łące - powiedział Springer.Podczołgali się bliżej i wyjrzeli znad krawędzi grzbietu.Trzy metry niżej i dwadzieścia dalej dwie pary rozkładały koce na piknik.Doktor widział ślad, który wydeptali w wysokiej trawie, idąc od zachodu, wzdłuż płotu ośrodka Bractwa.- Letnicy - stwierdził.- Na Rock Road, jakieś półtora kilometra w tamtą stronę, jest parę domków.Ellen skinęła głową zamiatając włosami mech, na którym leżeli nago.- Poszłam tam w zeszłym tygodniu.Przybysze rozebrali się do kostiumów kąpielowych.Jeden z nich cicho grał na gitarze, a pozostali rozkładali jedzenie i wino, zachowując się na luzie, jak bliscy przyjaciele.Springer i Ellen przyglądali się im przez parę minut ze swojego punktu obserwacyjnego, dopóki nie upewnili się, że tamci nie zamierzają spacerować po okolicy.Wycofali się na własny koc.Brzmienie gitary i odległe, radosne śmiechy były miłym dodatkiem do głosów ptaków i szumu wiatru w liściach drzew.Doktorowi poprawił się humor.Ellen znów zbliżyła się do Alana upierając się, że najpierw ona doprowadzi go do rozkoszy.- Zepsujesz mnie - protestował.- Za dużo myślisz - odparła.Pomyślał, że jest bardzo piękna.Później, kiedy zapadali w kolejną drzemkę, jej obraz migotał mu przed zamkniętymi oczami, aż musiał je otworzyć, żeby potwierdzić to, co zdawało mu się, że pamiętał.Gdy znów się obudził, z głową na ramieniu Ellen, słońce stało niżej.Zamrugał, zastanawiając się, co wybiło go ze snu.Gitary już nie było.I głosy wydawały się inne - zamiast słów dolatywały dźwięki.Usłyszał jęk.Ellen otworzyła oczy.- Co to?- Nie wiem - odparł.- Zobaczymy.- Przyczołgali się do krawędzi grzbietu i spojrzeli na łąkę.- No, to dopiero prawdziwy piknik - stwierdził Alan.Pośród pustych butelek po winie i pozostałości po lunchu letnicy tworzyli pofalowany, wijący się kłąb nagich ciał.Jeden z mężczyzn usiadł, uwolnił rękę, aby zaciągnąć się głęboko fajką, i ponownie wrócił do orgiastycznej zabawy.Do wzniesienia dotarł słodkawy zapach marihuany.Springer przyglądał się krytycznie, przesuwając rękę po plecach Ellen.- Amatorzy.- Mhmm.- mruknęła Ellen.- Popatrz! - rzuciła nagle.Przestraszony nagłą zmianą w jej głosie, Springer spojrzał tam, gdzie wskazywała.- O, nie! - przylgnął do mchu i pociągnął za sobą Ellen.Drżała.Wzdłuż płotu wspinali się Błękitni Bracia.W sile trzydziestu czy czterdziestu osób wyszli na łąkę szeroką, nierówną ławą.- Ach! - wyszeptała Ellen.- Co oni zamierzają zrobić? Twarze sekciarzy były jak nieruchome maski.Podchodzili coraz bliżej i bliżej, aż ludzie na kocach zorientowali się, że nie są sami.Patrzyli z niedowierzaniem i przestrachem na gromadę o kamiennych obliczach, która ich otoczyła.Powoli doszli do siebie; kobiety zaczęły sięgać po ubrania, mężczyźni przykucnęli w defensywnych pozach.Jedna z członkiń Bractwa, surowa, energiczna kobieta o szorstkim głosie, krzyknęła:- Bójcie się Boga i oddajcie Mu chwałę, bo nadchodzi godzina Jego sądu.Dołączyło do niej kilka innych, równie nieprzyjemnych głosów:- Babilon upadł, a wszystkie narody piją wino gniewu, spowodowanego cudzołóstwem tego miasta.Macie nienawidzić nierządnicy, pożreć jej ciało i spalić ją w ogniu.Jeden z siedzących mężczyzn zerwał się na nogi.Był wysokim, dobrze zbudowanym człowiekiem o mięśniach pływaka.Twarz miał czerwoną od gniewu.- Spieprzajcie stąd!Sekciarze przyglądali mu się w milczeniu.Całe jego ciało poczerwieniało.Zacisnął pięści.- Spieprzajcie, świrusy! Zostawcie nas w spokoju!Wpadł w krąg otaczających go ludzi i pchnął jednego z nich.Pierścień Braciszków zafalował, ale pozostali na miejscach.Nagi mężczyzna wyprowadził cios, ale człowiek, w którego celował, usunął się i uderzenie trafiło w powietrze.Rozwścieczony napastnik rzucił się na sekciarzy waląc obiema pięściami.Kobiety na kocu zaczęły krzyczeć, a drugi mężczyzna pobiegł za przyjacielem, aby go powstrzymać.Krąg zablokował mu drogę i skoncentrował się na pierwszym napastniku.Popychali go, podchodzili z tyłu, a cofali się z przodu - zorganizowali sprytną samoobronę; kołysali się prawie tanecznym ruchem, znajdując się poza zasięgiem jego ciosów.Rzucał się coraz bardziej nerwowo, w miarę jak jego wściekłość wzrastała z powodu nieskuteczności prowadzonego ataku.Zaczynał się już męczyć, a Błękitni Bracia napierali coraz bardziej, aż wreszcie zmęczony opadł na kolana; jego urywany oddech dochodził aż do uszu Springera i Ellen, leżących na wzniesieniu.Sekciarze zacieśnili krąg i czekali.Jedna z kobiet na kocu przyniosła nagiemu człowiekowi spodnie i buty.Zaczął protestować, potrząsając spoconą głową, ale w końcu dał za wygraną i się ubrał.Bracia patrzyli w milczeniu, jak cała czwórka zwinęła koce, spakowała bagaże i zebrała się do marszu.Dopiero wtedy krąg rozstąpił się, ale tylko na tyle, żeby pozwolić im przejść.20Mieszkańcy miasteczka plotkowali następnego dnia o pikniku letników.Dwóch kilkunastoletnich chłopców podglądało orgię i jej przedwczesne przerwanie przez wyznawców sekty.Alan spędził nerwowe popołudnie, aż wreszcie brak wymownych spojrzeń w jego kierunku przekonał go, że nie zostali z Ellen zauważeni.Ponieważ była mowa o seksie grupowym oraz o ludziach z miasta, całe wydarzenie wzbudzało śmiech i odciągało uwagę mieszkańców od sprawy najścia na kościół.Niektórzy porównywali obydwa incydenty i doszli do wniosku, że niepokoją ich one z tych samych powodów - wyznawcy sekty działali zazwyczaj jak jeden mąż, robili co im się tylko podobało, byli całkowicie zdeterminowani, by osiągnąć swoje cele.Co nowego zrobią? Jakie narzucą sobie granice? Czy będą coraz zuchwalsi?Doktor zaczynał się zastanawiać, czy nie powinny zostać podjęte jakieś działania przeciwko sekcie.Nie bardzo wiedział jakie, ale coś mówiło mu, że mieszkańcy powinni się bronić.Dlatego podziałał na niego tego wieczora telefon od Franka Bissela, który poprosił, żeby przyszedł do pokoju Ellen w motelu.Bissel przywitał go serdecznie.Był ubrany całkowicie na czarno, od obcisłego puloweru aż po sięgające do kostek buty.Ellen siedziała na łóżku.Uśmiechnęła się do Springera i klepnęła w materac na znak, żeby usiadł koło niej [ Pobierz całość w formacie PDF ]