[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oczekiwano po mnie jednak, że oprę się wszelkim pokusom pójścia na skróty.Mnóstwo żołnierzy przyszło popatrzeć.Taglianie byli zdjęci grozą, kiedy okazało się, że człowiek, który nie był ani kapłanem, ani czarownikiem, potrafi czytać.Sprawiali, że czułem się niczym wybryk natury.Zasadniczo rzecz biorąc, wskazówki Pani dotyczyły tego, by położyć pasy uplecionej ze skórzanych rzemieni liny w półkola wokół najbardziej dotkliwie zagrożonych punktów, w miejscu, gdzie kiedyś stała pierwotna Brama.Większa część liny miała posłużyć jako rodzaj szprych do tych półkoli.Wszystko musiało być zrobione dokładnie według przepisów.Jednak one nie brały pod uwagę obecności sztandaru.Jeżeli nawet Pani zdała sobie sprawę z jego szczególnych właściwości, nigdy nie uwzględniła ich w swych magicznych kalkulacjach.Nerwowo badałem wnętrze bunkra, który zajęliśmy.Klepisko od powały dzieliły ledwie trzy stopy.Było w nim miejsce dla czterech ludzi i sterty bambusów.Wnętrze mocno śmierdziało.Nikt nie wychodził na zewnątrz po zmroku, niezależnie od tego, jak bardzo go przypiliło.A jako schronienie dostarczało nieznacznych doprawdy wygód w porównaniu z siedzeniem bezpośrednio na deszczu.Nakazałem wszystkim uważną obserwację.- Kiedy cienie przejdą nad jedną ze skórzanych lin, ona rozbłyśnie iskrą, wtedy dowiemy się nie tylko, że jeden z nich tam jest, ale na dodatek będziemy mogli śledzić jego poruszenia.Póki będziemy siedzieć tu spokojnie, możemy je obserwować i nie marnować żadnych kul ognistych.Sytuacja jednak zaczynała się robić ponura.Ewentualna powtórka zeszłej nocy oznaczała, że niezbyt wielu chłopców doczeka kolejnego wschodu słońca.- W niewielkim stopniu przypomina to materace - zwróciłem się do Thai Deia i poklepałem ziemię.- Dlaczego nie odpoczniesz trochę? - Cokolwiek się zdarzy, później i tak musiałem zasnąć, aby być zdolnym do wyprawienia się na łowy.Jeżeli uda mi się powtórnie dokonać wyczynu z ubiegłej nocy.Wypełzłem na zewnątrz, rozmościłem się na wygodnym bloku pochodzącym ze starych murów.Przyjrzałem się dachowi mego nowego domu.Został wykonany z namiotu zdobytego na armii Cienia.Wszędzie wokół siebie widziałem łupy odebrane naszym wrogom.Tak wiele, za jakiś miesiąc zapewne będziemy równie wychudzeni i udręczeni chorobami, jak wówczas kiedy przerwane zostało oblężenie Dejagore.Jedyną przewagą, jaką mieliśmy nad wrogiem, było chyba tylko to, że wciąż jeszcze tu byliśmy.Mogliśmy dalej udawać, że jeszcze stanowimy armię.Po nich została już tylko partyzantka Mogaby.Co zrobi Mogaba, kiedy dowie się o katastrofie Długiego Cienia?- Jeśli już mowa o katastrofach.- Nadchodziły naprawdę złe wieści.U dołu zbocza, gdzie droga wiodąca na południe przestawała już ostatecznie udawać prawdziwą drogę i zamieniała się w zniszczony, błotnisty trakt, stał Wujek Doj i wpatrywał się w Bramę Cienia.Gdyby pojawił się choćby chwilę później, byłoby już zbyt ciemno, by go spostrzec.Matka Gota znajdowała się jakieś pięćdziesiąt jardów zanim, wciąż jeszcze szła naprzód, przeklinając go tak głośno, że z miejsca, gdzie siedziałem, mogłem odróżnić konkretne słowa.Oboje nieśli jakieś pakunki, co pozwalało wnioskować, że mają zamiar ponownie wprowadzić się do mnie.Robili się z nich zawodowi dzicy lokatorzy.Cisnąłem kamieniem we wronę.Nie przyłożyłem się specjalnie, zaś ptak też nie okazał szczególnego entuzjazmu, gdy schodził z drogi pocisku.Zwyczajnie się uchylił.Teraz, kiedy zmierzch powoli gęstniał, wokół można ich było zobaczyć już niewiele, chociaż i za dnia nie występowały szczególnie licznie.Ciekawe.Nie byłem w stanie stwierdzić, co mogłoby wyjaśnić nieobecność zwyczajowego stada.Nikt jeszcze nie zaczął ich przecież zjadać.Być może wszystkie opiekowały się mamusią [ Pobierz całość w formacie PDF ]