[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Myślałem o ludzkości, gdy ta pieśń o marności i bezowocnej daremności wypełniała moją głowę.Czy zawsze tak musi być? Czy wszystko kruszy się i rozpada? I nadeszła odpowiedź: TAK.Zdruzgotane marzenia, nadzieja, która nie wraca.Tylko pył i popioły.Odwróciłem się do Pancho.Szlochał otwarcie, łzy ciekły mu po policzkach.On także słyszał tę pieśń.JEST TYLKO TA PIEŚŃ.Otarłem łzy i spróbowałem coś powiedzieć.Słowa więzły mi w gardle.Schwyciłem Pancho za ramię i popchnąłem w kierunku śluzy.Nie zaprotestował, przebywał myślami gdzieś daleko.Ogromnym wysiłkiem woli wsunąłem klucz w drzwi.Byłem rozbity, zniewolony tą pieśnią o nieuniknionej śmierci.Trafiała wprost do mojej duszy, wciągając mnie, próbowała mnie zniszczyć.Drzwi otworzyły się.Ostatnim desperackim wysiłkiem wszedłem, wciągając za sobą Pancho.Drzwi zasunęły się i pieśń się urwała.Pomimo że już jej nie było, ciągle jednak rozbrzmiewała w mojej głowie z niewiarygodnym natężeniem.Pancho siedział na podłodze z oczami pełnymi rozpaczy.Trwaliśmy tak dłuższą chwilę w bezruchu, odrętwiali po tym, co przeżyliśmy, spowici w szczelną skorupę naszych myśli.Sanie ciągle czekały.Cicho wsiedliśmy i w milczeniu wróciliśmy do domu.* * *Przygniatającą nas rozpacz rozpędziło dopiero radosne podniecenie Alegrii, która zwiedziła wraz z B'oosa sektor zamieszkany przez istoty podobne motylom, istoty o głosach przypominających, w zależności od nastroju rozmówcy, delikatne dźwięki dzwoneczków lub melodie wygrywane przez pozytywki.Żyły w prawie niematerialnym, przesyconym światłem świecie, a ich delikatne i kruche z pozoru ciała, przez dziwny kaprys natury, odznaczały się niewiarygodną twardością.Nawet B'oosa stracił swoją zwykłą powściągliwość i był wyraźnie pod ich wrażeniem.Spytaliśmy Przewodnika o sektor, który zwiedziliśmy z Pancho, a który nami tak wstrząsnął.- To królestwo Talubar.Czy spodobał wam się ten świat?- Nie.Był przygnębiający, przerażający.Opowiedziałem wszystkim, co widzieliśmy i co przeżyliśmy.- To typowa reakcja, jakiej doświadcza większość żywych istot podczas zwiedzania tego sektora.Zamieszkuje tam jeden samotny Talubar, ostatni przedstawiciel swojej rasy.Istnienie swoje zawdzięcza skomplikowanemu systemowi podtrzymywania życia, dzięki któremu żyć jeszcze będzie przez kilka stuleci.Jest całkowicie pogrążony w melancholii, a sprawę pogarsza fakt, że jest empatą emanującym intensywnie swoje uczucia.Wiele istot zwiedzających ten sektor popełniło samobójstwo.- Zakrył twarz rękoma i zagwizdał.- Reagując jak zwierzęta, zrobili niezły dowcip.- Nie widzę w tym żadnego dowcipu - powiedziałem.- To było niezwykle przygnębiające przeżycie.- Wam ludziom brakuje dostatecznie rozwiniętego poczucia humoru.Nie powinno wam być z tego powodu szczególnie przykro, jako że jest to typowa cecha młodych, prymitywnych ras.Miałem kilka pytań dotyczących stopnia rozwoju rasy dowcipkującej na tematy związane ze śmiercią i rozpaczą, ale zachowałem je dla siebie.Miko zaczął opowiadać o świecie, który on zwiedził, mroźnym świecie lodu i śniegów.Mówił właśnie o ludziach, którzy tam żyją, gdy uderzyła mnie nagła myśl: brakowało dziekana M'Bisa.Miko opowiadał jakby zwiedzał ten świat wyłącznie z Przewodnikiem, a wiedziałem przecież, że dziekan wyruszył razem z nimi.Przerwałem mu przy pierwszej okazji.- Gdzie jest dziekan, Miko? Nie wrócił razem z tobą?Miko spojrzał na mnie z dziwnym wyrazem twarzy.- Nie, nie wrócił ze mną.Myślałem, że poszedł z tobą.Spojrzałem na Pancho, a on z kolei na Miko, nie wierząc własnym uszom.Odezwał się B’oosa:- Wszyscy widzieliśmy, że wychodził z tobą i Przewodnikiem.Co się stało?Miko wyglądał na zdezorientowanego.- Ja.ja.nie pamiętam - zaczął.- Nie jestem pewien.Myślę, że na początku był z nami.wydaje mi się, że pamiętam.nie do końca, ale na samym początku był.Może gdzieś poszedł samotnie? Pamiętam, pomyślałem, że poszedł do was albo że ma coś innego do zrobienia.Był jakiś powód, dla którego odszedł, już nie pamiętam jaki, ale musiał być.I to z pewnością dobry, bo wydawało mi się całkiem naturalne, że go nie ma.Aż do tej chwili nie martwiłem się jego nieobecnością.B’oosa odwrócił się do Lingwisty.- Gdzie jest dziekan? - zapytał.- Nie mogę powiedzieć wam tego, do czego powinniście dojść sami.- Wyszedł z tobą, prawda? - spytałem go.- Tak.- Czy powrócił z tobą?- Nie.- Zatem musiał zostać gdzieś po drodze.- Rozsądne przypuszczenie.- Gdzie?- Być może znam odpowiedź na to pytanie, a być może nie.W każdym razie nie mogę wam powiedzieć tego, do czego powinniście dojść sami.- Czy opuścił was z własnej woli? - wtrącił B'oosa.- Rozsądne przypuszczenie.- I tym razem uniknął jasnej odpowiedzi.- Czy opuścił was wbrew własnej woli? - spytałem.- To także jest rozsądne przypuszczenie.- Nie rozumiem - powiedział Pancho.- Co jest prawdą? Czy odszedł gdzieś z własnej woli, czy go porwano?- Nie mogę wam powiedzieć tego, do czego powinniście dojść sami - powtórzył Przewodnik.- Jeśli go porwano, czy nie powinieneś nam przynajmniej o tym powiedzieć?- Ludzie mają dziwaczne poglądy na temat powinności i obowiązków.Są całkowicie niekonsekwentni.Gdyby jakaś inna rasa chciała porwać jednostkę znaną jako dziekan M'Bisa, czy byłoby moim “obowiązkiem” im pomóc?- Oczywiście nie - odparł B'oosa.- Ale to jest dokładnie to, do czego prowadzi wasza tak zwana logika.Jeśli założymy, że mam obowiązek pomagać jednej rasie, czy nie powinienem tym samym pomagać wszystkim pozostałym?- To co innego - powiedział Pancho - porwanie jest rzeczą złą.- Wy, ludzie, macie również dziwne poglądy na temat tego, co jest dobre, a co złe.To są terminy niejednoznaczne i ich znaczenie zależy od interpretacji.My wolimy całkowicie unikać takich pojęć.- Ale porwanie to czyn nielegalny, sprzeczny z prawem.- Nadal nic nie rozumiesz.Tu nie obowiązują żadne prawa ani reguły poza tymi, które sami na siebie nakładacie.Nie ma więc czynów sprzecznych z prawem.To takie proste [ Pobierz całość w formacie PDF ]