RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sytuacja powtórzyła się jeszcze kilkakrotnie.Jakiś gość w malowanym skórzanym przyodziewku i brązowym hełmie wykazał więcej zainteresowania ich końmi niż samym jeźdźcami, ale ostatecznie odprawił ich gestem kciuka.Elryk zaczął mruczeć pod nosem, że dość ma tych barbarzyńców i chyba zaraz poszuka jakiegoś innego sposobu, by wypełnić swe zadanie.Następna wioska wydelegowała starego Cygana w przepasce na głowie, wyszywanym kubraku i czarnych portkach ściśniętych u dołu białymi pończochami.- Koni potrzebujemy - powiedział.- Ale wy wyglądacie mi coś na intelektualistów.Nie trzeba nam kłopotów.Żegnam was.- Widzę, że nie znajdzie tu uznania ani nasza prezencja, ani intelekt - warknął Wheldrake.- Co innego nasze konie, chociaż i to mizernie.- Spokojnie, panie Wheldrake - skrzywiła się Róża.-Musimy jednak odszukać te siostry.Można przypuszczać, że wioska, które je przyjęła, może zainteresować się również i nami.Może nie była to logika najwyższej próby, ale zawsze coś, szczególnie przy braku lepszych pomysłów.Z podobną odprawą spotkali się jeszcze w pięciu następnych wioskach, aż w końcu trafili na osadę mniejszą nieco od pozostałych i jakby lepiej utrzymaną, gdzie wyszedł im na spotkanie mężczyzna wychudzony wprawdzie, ale za to obdarzony parą pogodnych, błękitnych oczu.Starannie dobrany ubiór sugerował, iż ceni się tu doczesne przyjemności i komfort.- Dobry wieczór, dobrzy ludzie - powiedział głosem melodyjnym, z lekka afektowanym.-Jestem Amarine Goodool.Czy macie nam coś ciekawego do zaoferowania? Nie jesteście przypadkiem artystami? A może przynajmniej gawędziarzami? Lub też macie za sobą życie godne uwagi? Jak widzicie, nieco nudzimy się tu, w Trollon.- Jestem Wheldrake, poeta.- Kogucik wystąpił naprzód nie zwracając przy tym zupełnie uwagi na kompanów.- Pisałem już dla królów, królowych, a także i dla ludu.Publikowałem w niejednej epoce i pod niejedną postacią zawsze tak samo zdobywałem sławę wierszopisa.Znam na tyle dobrze metrykę, że zazdroszczą mi umiejętności i równi mnie, i ode mnie lepsi.Posiadam również dar łatwości wersyfikacji.W wolno kroczącej elegancji Trollon, mieszka niejaki Amarine Goodool, znany ze stroju i dowcipu, zadający wiecznie szyku.Dla przyjaciół całej kupy skarb bezcenny, tak i nie zbili mu jeszcze.- Mnie zaś zwą Róża.Wędruję poszukując zemsty.W dotychczasowych podróżach trafiałam do niejednego wymiaru.- Aha! - powiedział Amarine Goodool.- Wielka fala was niosła! Pokonywaliście mur miedzy wymiarami! Niewidzialne granice multiwersum! A ty, panie? Co, bladolicy przyjacielu? Cóż takiego potrafisz?- W moim rodzinnym miasteczku, cichym i sennym, mam reputację kuglarza i filozofa - odparł spokojnie Elryk.- No, co, sir, ale przecież nie byłbyś częścią takiej kompanii, gdybyś był tylko kuglarzem i filozofem.Czy twoja filozofia nosi w sobie coś szczególnego?- Powiedziałbym, że jest dość niekonwencjonalna.- Tak czy inaczej, sir, mniejsza z tym.Macie konie.Zapraszam do środka.Witajcie w Trollon.Chyba wszyscy odnajdziecie tu bratnie dusze.Mieszkańcy Trollon uchodzą za nieco dziwny ludek! - zaśmiał się pogodnie.Poprowadził ich wokół krawędzi platformy ku wnętrzu tak mrocznemu, że w mdłym blasku lamp widać było jedynie kształty sugerujące, iż znaleźli się w wielkiej stajni, której długie przegrody niknęły w oddali.Elryk wyczuł woń koni i ludzkiego potu.Gdy minęli centralną nawę, w dole ukazały się błyszczące grzbiety mężczyzn, kobiet i wyrostków wpierających się w drągi i cal po calu pchających cały pojazd.Gdzie indziej jeszcze pracowały ciężko kopytami konie ciągnące liny przymocowane do belek u stropu.- Zostawcie wierzchowce temu chłopakowi - powiedział Amarine Goodool, wskazując na obszarpanego młodzieńca, który niezwłocznie wyciągnął dłoń po monetę i uśmiechnął się radośnie, zauważając nominał tego, co otrzymał.- Da wam pokwitowanie i tak dalej.Dobrze wam tu będzie przynajmniej przez kilka sezonów, a jak się uda, to może nawet zostaniecie na dobre, jak ja.Oczywiście - obniżył głos wstępując na drewniane schody - mamy tu wszyscy też pewne obowiązki i zasady, których trzeba przestrzegać.Długie, spiralne schody doprowadziły ich na samą górę platformy.Wyszli na wąską uliczkę.Ludzie wyglądali obojętnie z okien, rozmawiali.Widok był całkiem zwyczajny i jakże kontrastujący z tym, co działo się w dole.- Czy ci ludzie pod nami, to niewolnicy? - zaciekawił się Wheldrake.- Niewolnicy?! Skądże! Wszyscy są wolnymi Cyganami, jak ja sam.Wolno im wędrować drogami, które biegną przez świat, oddychać powietrzem swobody.Są kolejną zmianą przy urządzeniach marszowych [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl