RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chociaż jak mógłby nie zauważyć, skoro tych dwoje udawało się na długie przechadzki w świetle księżyca o dokładnie tej samej porze.Z drugiej strony mężczyźni są nieraz bardziej nieświadomi niż ko­biety, tak przynajmniej słyszała.Wyśliznęła się z namiotu, pustego namiotu.Mero udał się już na swój spacer dla “treningu”, Keman i Kalamadea polowali.Dwóch elfów zabawiało swoich panów i w najlepszym razie wrócą dopiero koło północy.Nie było nikogo, kto mógłby zauważyć jej wyjście.Jednakże Kala zauważyła jej przybycie, kiedy tłumaczyła się przed strażnikami strzegącymi wejścia do namiotu Dirica.Mądra kobieta uśmiechnęła się tylko i zapewniła strażnika, że kapłan spodziewa się przyjścia demona, po czym skinęła na dziewczynę ręką, żeby weszła do środka.Dirica, rzecz jasna, nie udało się znaleźć, a Kala odeszła do swej części namiotu, uśmiechając się pod nosem.Shana była szczęśliwa, że nie nalegała, by jej towarzyszyć.Cała sprawa i tak była dostatecznie trudna.Lorryn czekał w wejściu do swego pomieszczenia, przytrzy­mując dla niej otwartą klapę przepierzenia.Jego włosy w świetle lampy miały połysk prawdziwego metalu.- Słyszałem cię na zewnątrz - wyjaśnił.Prześliznęła się obok niego, wchodząc do środka, a on opuścił klapę, wziął swą ulubioną poduszkę i zachęcił ją gestem do wzię­cia innej.- Cóż tak ważnego stało się, że musiałaś ze mną o tym po­rozmawiać późnym wieczorem? - uniósł przebiegle brew - bez Reny.I bez Mera.Zresztą zdaje się, że oni obydwoje mają niezwykle pilne sprawy do załatwienia gdzie indziej.A może mam zgadywać?- Myślę, że już zgadłeś - powiedziała, czując zarówno ul­gę, jak i lekki zawód po tym, jak się zbierała na odwagę, by zakomunikować mu tę rewelację.- Zatem moja wspaniała siostra bliska jest zakochania się w mieszańcu, o ile już się to nie stało.- Potrząsnął ze smutkiem głową.- O przodkowie, do czego ten świat zmierza? To już ko­niec cywilizacji, którą znamy! Nienaturalne! Zdeprawowane! - Przybrał żałosny wyraz twarzy i ciągnął się za wyimaginowaną brodę z udawanym podnieceniem, doskonale parodiując wstrząś­niętego staruszka jakiejkolwiek rasy.Było to tak świetnie odegrane, że nie mogła się powstrzymać od chichotu; Lorryn uśmiechnął się i przestał udawać.- Jeśli tobie to nie przeszkadza, to mnie tym bardziej - odparł.- Mero jest w końcu twoim przyjacielem i nie wiem, kim był dla ciebie przedtem.I nie pytam o to - dodał pospiesznie, zanim zdążyła się odezwać.- Rena jest panią samej siebie i ma prawo decydować o tym, z kim się chce związać.Przodkowie wiedzą, że sporo zapłaciła za to prawo.Siedział przez chwilę w milczeniu, lecz czuła, że ma coś je­szcze do powiedzenia.- Tuż przed naszą ucieczką Rena została zaręczona z kom­pletnym kretynem.To był pomysł lorda Tylara, przymierze przez małżeństwo z rodziną starszą i posiadającą większą władzę od naszej.Gotów był poddać jej umysł przemianie, gdyby to było potrzebne, by doprowadzić do tego małżeństwa.Tak mi powie­działa i patrząc wstecz, wierzę jej.Dlaczego miałbym nie życzyć jej wszystkiego, co najlepsze?Shana wzruszyła ramionami.- Mero i ja nigdy nie byliśmy niczym więcej niż parą przyjaciół, chociaż jego kuzyn próbował odegrać rolę swata w sto­sunku do nas.Nie udało się.A im mniej będzie się o tym mówiło, tym lepiej.Wiem, że Mero naprawdę lubi Renę i nigdy nie będzie traktował jej jak kogoś gorszego od siebie.A co potem? Któż to może wiedzieć? Co ma być, będzie.Nie musisz jednak martwić się o to, jak czarodzieje przyjmą Renę, kiedy wrócimy do cytadeli; nie po tym, co zrobił dla nas Valyn.Westchnął.- Muszę przyznać, że martwiłem się tym.Jeżeli nie przyję­libyście jej do siebie, musiałbym odejść wraz z nią.Nie mogę opuścić również jej.Również?Paliła ją ciekawość, a jednak nie mogła go zapytać.Nie mogła, widząc w jego oczach tyle cierpienia.Lorryn spojrzał na nią spo­nad splecionych dłoni i dał jej odpowiedź na to nie wypowiedziane pytanie.- Matka, elfia dama Viridina jest moją prawdziwą matką, to mój ojciec był człowiekiem - wyjaśnił jej cicho.- Matka okrywała mnie złudzeniem, dopóki nie byłem na tyle duży, by to zrozumieć.Wtedy powiedziała mi, kim jestem i nauczyła, jak sam mam się chronić.Mówiłem ci już, dlaczego musieliśmy uciekać: mieli przybyć magowie z Rady, by sprawdzić, czy pod iluzją peł­nej krwi elfa nie ukrywa się mieszaniec.Ojciec wie przecież, że sam jest elfem.Nie mogłem zostać i czekać, by mnie zdemasko­wano, lecz z drugiej strony, uciekając, praktycznie przyznałem, że jestem półelfem.A więc nasuwa się oczywisty wniosek.- Że twoja matka wzięła sobie ludzkiego kochanka - sze­pnęła Shana.- I to musiało być rozmyślne zajście w ciążę, pra­wda?- To oznacza dla niej koniec wszystkiego - potwierdził smutno.- Może pozorować niepoczytalność; może na użytek członków Rady stworzyć sobie fałszywe wspomnienia tego, jak to jej prawdziwe dziecko urodziło się martwe i akuszerka podłożyła na jego miejsce półelfa.Jeśli uprą się drążyć dalej ten temat, to trudno jej będzie wyjaśnić, dlaczego od początku wyglądałem jak elf pełnej krwi.W sytuacji jednak, gdy będzie udawała, że popada w obłęd, nakażą tylko, by pozostała w zamknięciu pod pieczą lorda Tylara.Będzie wtedy musiała do końca swych dni pozostawać w trzech małych pokoikach, jako więzień w swym własnym domu, pozbawiona wszystkiego oprócz najpotrzebniej­szych rzeczy.Lord Tylar nigdy nie wybaczy jej tego, że go oszu­kała, a przede wszystkim wypływającego z całej sprawy wniosku, że nie był w stanie spłodzić syna.Czuł się znacznie bardziej zaniepokojony i miał większe po­czucie winy, niż to okazywał; Shana wyraźnie to wyczuwała.Drę­czyło go przekonanie, że wszystko, co teraz spotyka matkę, jest w pewnym sensie jego winą.Niestety, nie nasuwały jej się na myśl żadne słowa pociechy, a to co ewentualnie mogłaby powie­dzieć, i tak nie złagodziłoby jego wyrzutów sumienia.Zamiast więc wygłaszać banały, siedziała w milczeniu, zacho­wując swe myśli dla siebie i licząc na to, że sama jej życzliwa obecność przyniesie mu pewną ulgę.W końcu zerknął na nią znad złożonych rąk z bladym uśmiechem.- Chciałbym ci zadać pewne pytanie, Shano, lecz obawiam się, iż jest ono zbyt osobiste i zuchwałe, a ja nie mam prawa cię pytać.- W takim razie spokojnie możesz je zadać.Jestem ekspertem, jeśli chodzi o impertynencję.- Czy kochałaś Valyna?Ponieważ sama dopiero co rozważała na wszystkie strony to pytanie, Lorrynowi udało się ją zaskoczyć; odpowiedziała, zanim zdążyła się ugryźć w język:- Gdybyś spytał mnie o to miesiąc temu, odparłabym, że tak - powiedziała ze szczerością, która zaszokowała ją samą, gdy do­tarło do niej znaczenie wypowiadanych stów.- Teraz.nie jestem pewna.Zaczynam nawet sądzić, że być może nie.- Och! - wykrzyknął, a jego uśmiech nie był już taki bez­barwny.- To dobrze.- Dobrze? - spytała ostro.- Dlaczego dobrze?- Bo to znaczy, że mam szansę.- Jego otwartość wstrząs­nęła nią jeszcze bardziej, on tymczasem wziął jej rękę w swoją [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl