[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mam nadzieję, że uda nam się porozumieć - rzekł Mathias.- Ja również.- Może.gdyby poszło dobrze.znalazłby pan czas, by poznać niektórych moich towarzyszy.przyjaciół.- To byłoby ciekawe - odparł Mantisowiec, w myśli już wyobrażając sobie, jak upiorne muszą być te zebrania modlitewne.Ale czego się nie robi, by wykopać dyktatora z zagrzanego miejsca.Mathias uśmiechnął się nagle.Ciepło i dziwnie serdecznie.- Zapewne sądzi pan, że zwykliśmy siadać z przyjaciółmi w kółko i godzinami roztrząsać zdania z Księgi Talameina?Sten na wszelki wypadek odwrócił spojrzenie.- Słowa proroka znamy na pamięć.Uważamy jednak, że jego posłanie należy realizować.z dala od miast.Ćwiczymy te umiejętności, które pomogły Talameinowi odnaleźć wolność.Nie jesteśmy, rzecz jasna, profesjonalistami, ale może mógłby pan nam nieco pomóc.Zatrzymali się u krańca korytarza i podwójne odrzwia otworzyły się głośno.Sten wszedł do pomieszczenia, które najbardziej kojarzyło się z salą tronową.Nader obskurną, ale zawsze.Gobeliny były tu grubsze i bogaciej zdobione, posągi gęściej rozstawione.W drugim końcu pomieszczenia, usadzony na stosie poduszek, trwał na kamiennym tronie prorok Theodomir.Za nim wisiała panoramiczna mapa Sanctusa - planety, której większość terytorium zajmowały zbiorniki wodne.Jedyny kontynent tkwił niczym wyspa pośród bezmiaru wód.Zwał się on, rzecz jasna, Najświętszy Talamein.Rubinowy pierścień znaczył położenie Miasta Grobów.Z boków mapy widniały dwie imponujące pochodnie, jako że w tej religii ogień oznaczał oczyszczenie.Nagle Sten zauważył, że młody człowiek już nie stoi, tylko klęczy z opuszczoną głową.- Theodomirze - zaintonował potomek proroka.- Twój syn wita cię w imię Talameina.Sten zawahał się, niepewny, czy też winien uklęknąć.Ostatecznie poprzestał na dwornym utonie.- Któż jest z tobą, Mathiasie?Prorok mówił głosem cienkim; szeleścił niczym suche trawy.Mathias zerwał się na równe nogi i pchnął gościa bliżej tronu.- Pułkownik Sten, ojcze.Ten, o którym ci opowiadałem.Mantisowiec zdumiał się tym nagłym wyróżnieniem, ale ruszył paradnym krokiem ku starszemu panu.W końcu strzelił obcasami i przystanął.- Ubogi żołnierz wita cię, Theodomirze - wyrecytował.- I przynosi ci skromny, żołnierski podarunek.Sten sięgnął pod tunikę.Kilka obecnych w sali osób aż jęknęło, Theodomir zaś pobladł, zapewne ze strachu, gdy w dłoni przybysza błysnął nóż.Strażnicy napięli wszystkie mięśnie, by w razie potrzeby zareagować należycie.Darczyńca jednak roześmiał się w duchu i ostrożnie, wystudiowanym gestem, ułożył broń u stóp proroka.Sam nóż był bardzo cenny, ale nie nadawał się nawet do strugania marchewki.Mienił się klejnotami, lśnił od szlachetnych metali.Sten zerknął na wytarte szaty świętego i zastanowił się, czy szanowny Theodomir spienięży cenny przedmiot jutro czy jeszcze dzisiaj.Jeśli zawarte w aktach informacje o doczesnych pragnieniach Theodomira nie mijały się z prawdą, to nóż powinien znaleźć nowego właściciela już za godzinę.Prorok przyszedł do siebie i skinął na podczaszego, by ten podał mu pucharek wina.Siorbnąwszy głośno napoju, wybuchnął śmiechem.- Ładne kwiatki.Świetnie, tylko tak dalej.Rozumiem, że przeniosłeś ten nóż przez wszystkie kontrole i posterunki.Mimo skanerów oraz czujników.- Śmiech urwał się nagle.Prorok zerknął z ukosa na kogoś stojącego w pobliżu tronu.- Zajmij się tym.Pomagier skłonił się, po czym zniknął jak duch.Prorok znów łyknął wina i ponownie zachichotał.Spojrzał na wiszące obok zasłony.- Co o tym sądzisz, Parralu? Czy przyda nam się taki bystrzak, jak pułkownik Sten?Kurtyny rozsunęły się nieco.Wyjrzała zza nich twarz ciemnoskórego mężczyzny, który skłonił się lekko Theodomirowi, z uśmiechem popatrzył na przybysza, a następnie rzekł:- Tak.Chyba dobrze będzie pogadać.Przysiedli w niewielkiej, pełnej kurzu bibliotece, gdzie krzesła, choć stare i skrzypiące, okazały się nader wygodne.Miast ścian stały regały z zapisanymi na kasetach książkami.Sten kątem oka dostrzegł, że kurz leżał po równi na tekstach religijnych, jak i naukowych.Wyraźne ślady lektury nosiły tylko pozycje ze skromnej kolekcji erotyków.Mathias nalał ponownie wina, swoją szklanicę wszakże omijając.Syn proroka wolał popijać wodę.- Zaiste, mamy szczęście, że znalazł się wreszcie ktoś taki, jak pan, pułkowniku - powiedział z uśmiechem Parral i upił wina.- Ale wciąż trochę trudno jest mi uwierzyć w ten niezwykły dar losu.Jak to się stało, że ktoś o tak wysokich kwalifikacjach oraz wspaniałych referencjach trafił do Gromady Wilka - zakątka bardzo odległego.- To proste - odparł Sten.- Jak wszystko w armii.Kiedy już zrezygnowałem ze służby.- A czy przypadkiem nie zwolniono pana dyscyplinarnie?- Proszę darować sobie podobne uwagi - warknął Mathias.- Są nieuprzejme.Z tego, co słyszeliśmy, imperium rzadko odwdzięcza się należycie tym, którzy naprawdę wytrwale bronią jego spraw.Szczegóły rozstania się pułkownika ze służbą nie mają dla nas znaczenia.- Pan wybaczy - powiedział Parral.- Słuchamy.- Nie ma za co przepraszać.Ostatecznie obaj wiemy, na czym polega prowadzenie interesów.- Sten uniósł szklanicę.Czuł wpatrzone w siebie zaciekawione oczy.- Pan zajmuje się handlem.Ja zaś walką, i to też jest interes.- Ale gdzie tu miejsce na lojalność? Przecież żołnierz walczy dla ideałów - odezwał się Theodomir.- Wierny i oddany jestem temu, kto mnie wynajmuje.Gdy już podpiszę kontrakt, dotrzymuję słowa.Jak zwykły przedsiębiorca.- Spojrzał na Parrala i mrugnął okiem.- Bo przecież, gdybym zaczął oszukiwać, to nikt by nie korzystał z moich usług.Prawda?Parral roześmiał się, ale dziwnie chłodno.- A co dokładnie może nam pan zaoferować?- Jeśli o pana chodzi, to proponuję uzyskania monopolu na handel w obrębie Gromady Wilka.Panu zaś - spojrzał na Theodomira - ponowne zjednoczenie kościoła.Theodomirowi pojaśniała twarz.- To moje największe marzenie - powiedział cicho.- A gdzie pańska armia, pułkowniku? - spytał zgryźliwie Parral.- W zasięgu ręki.- Aby obalić Inglida i zniszczyć Jannów, potrzebne będzie naprawdę liczne wojsko.- Na Sanctusie macie wspaniałe puszcze - odparł obojętnym tonem Sten.- Pewnie rosną w nich wysokie drzewa.Takie wielkie rośliny umierają, ale dalej stoją.Ile siły musi użyć drwal, by ściąć podobne drzewo? Moim największym atutem jest wiedza podobna do tej posiadanej przez dobrego drwala.Wiem, z jaką mocą należy uderzyć i w którym miejscu.Ku uciesze Theodomira Parral przytaknął, wyraźnie ukontentowany.- Skoro przybywa pan tak dobrze.wyposażony, to podejrzewam, że ma pan również gotowy preliminarz budżetowy całego przedsięwzięcia?Sten wyjął z wewnętrznej kieszeni kartkę ze słupkami liczb, a następnie wręczył ją kupcowi.- Dziękuję, pułkowniku.Na razie będziemy musieli pana przeprosić.Chcielibyśmy podyskutować z prorokiem o wysuniętej propozycji.Sten wstał.- Nie sądzę jednak, abyśmy natrafili na jakieś trudności - dodał Parral.- Zaprowadzę pana do specjalnie przygotowanych apartamentów - rzekł Mathias.- Mam nadzieję, że chętnie przeprowadzi się pan do pałacu?Mantisowiec podziękował uśmiechem, przyjmując propozycję, skłonił się Theodomirowi i podążył za Mathiasem.Ledwie drzwi zamknęły się za gościem, prorok wychylił resztę wina i zaczął nerwowo krążyć po pokoju.- Co o tym sądzisz, Parralu? Mów szczerze? Czy możemy mu zaufać?Doradca wzruszył ramionami i ponownie nalał wina prorokowi.- W zasadzie to nieważne.Przynajmniej jak długo będziemy pilnie strzegli naszych tyłków.- Czyż nie byłoby pięknie - westchnął Theodomir - gdyby tak ten bałwan, czciciel złotych cielców, Inglid, został wreszcie obalony.zmiażdżony [ Pobierz całość w formacie PDF ]