[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Byłby to przejaw skrajnej lekkomyślności.-A Marder jest lekkomyślny-przerwał jej Brull, patrząc spod przymrużonych powiek.- Świetnie o tym wiesz.I potrafisz sobie chyba wyobrazić, do czego jest zdolny.- Don.- Daj spokój, znam sprawę lepiej od ciebie.Ten podest narzędziowy wcale nie jest wysyłany do Atlanty, wywożą go do portu w San Pedro, gdzie szykuje się już specjalne kontenery do załadowania go na statek.Ach tak, wreszcie wiem, jakimi drogami związki zdobywają informacje, pomyślała Singleton.- To zrozumiałe, Don.Tak dużych elementów nie da się przewieźć samochodami czy koleją.Muszą być transportowane drogą morską.Narzędzia w kontenerach popłyną przez Kanał Panamski.To jedyny sposób dostarczenia ich do Atlanty.Brull pokręcił głową.- Widziałem listy przewozowe.Cały transport zmierza nie do Atlanty, lecz do Seulu.- Do Korei? - Casey zmarszczyła brwi.- Zgadza się.- Przecież to w ogóle nie trzyma się kupy.- Tylko z pozoru.Ktoś chce nam zamydlić oczy, wysyła narzędzia do Seulu, aby stamtąd po kryjomu przewieźć je do Szanghaju.- Skopiowałeś te listy przewozowe? -- Tak, ale nie noszę ich przy sobie.- Chciałabym je zobaczyć.Brull westchnął głośno.- To się da załatwić, Casey.Mogę ci je pokazać.Zrozum jednak, że stawiasz mnie w bardzo trudnej sytuacji.Chłopcy zamierzają zrobić wszystko, żeby nie dopuścić do podpisania kontraktu z Chińczykami.Marder zwraca się do mnie, bym ich uspokoił, ale co ja mogę zrobić? Kieruję okręgowym związkiem zawodowym, a nie zakładowym.- Chcesz powiedzieć, że nie masz na nic wpływu?- Owszem.To nie moja działka.- Don.- Zawsze cię lubiłem, Casey, ale teraz jesteśmy po przeciwnych stronach barykady.Nic na to nie poradzę.Odwrócił się i odszedł bez pożegnania.PRZED HANGAREM NUMER 5GODZINA 10.04Słońce przygrzewało coraz mocniej; w otaczających ją halach tętniła praca, wózki elektryczne jak zwykle krążyły po uliczkach dojazdowych.Nigdzie nie wyczuwało się żadnego zagrożenia, nic nie świadczyło o jakimkolwiek niebezpieczeństwie.Casey wiedziała jednak doskonale, co Brull miał ha myśli: znalazła się na ziemi niczyjej.Opanowując narastającą złość, sięgnęła po telefon komórkowy, żeby zadzwonić do Mardera, kiedy zauważyła przysadzistą postać Jacka Rogersa zmierzającego w tym kierunku.Jack był dziennikarzem „Telegraph Star”, najpoczytniejszego dziennika w całym okręgu Orange, i regularnie pisywał o sprawach związanych z lotnictwem.Dobiegał już sześćdziesiątki i był uważany za solidnego oraz rzetelnego przedstawiciela wymierającej generacji dziennikarzy, obeznanych ze specjalistyczną tematyką nie mniej od ludzi, z którymi przeprowadzali wywiady.Z daleka pomachał jej ręką.- Witaj, Jack - odezwała się pierwsza.- Co nowego?- Przyjechałem w sprawie tego porannego wypadku w hali sześćdziesiątej czwartej.Podobno skrzynia została rozbita na drzazgi.- Tak, zerwała się z dźwigu.- Słyszałem, że godzinę temu miał miejsce kolejny wypadek.Podobno kierowca ciężarówki za ostro wziął zakręt przy hali dziewięćdziesiątej czwartej i druga skrzynia spadła z platformy.Ponosicie coraz większe straty.- Zgadza się.- Wygląda mi to na celowy sabotaż związkowców - rzekł Rogers.- Dowiedziałem się z pewnego źródła, że robotnicy są przeciwni podpisywaniu kontraktu z Chinami.- Ja też o tym słyszałam - przytaknęła Singleton.- Czy to prawda, że w ramach warunków kompensacyjnych umowy technologia montażu skrzydeł ma być przekazana do Szanghaju?- Daj spokój, Jack.To tylko głupia plotka.- Wiesz coś pewnego w tej kwestii? Casey odstąpiła od niego na krok.- Chyba zdajesz sobie sprawę, że nie mam prawa rozmawiać na temat kontraktu.Nikt nie powie ci nic pewnego, dopóki umowa nie jest podpisana.- Rozumiem.- Rogers wyciągnął z kieszeni notatnik.- Twierdzisz zatem, że to tylko bezpodstawna plotka.I rzeczywiście do tej pory żadna firma lotnicza nie udostępniła kontrahentowi narzędzi do montażu skrzydeł.Byłoby to dla niej samobójstwo.- Dokładnie tak.Sama rozumowała w ten sposób.Z jakiego powodu Edgarton miałby się godzić na udostępnienie klientom technologii produkcji skrzydeł? Nie uczyniła tego dotychczas żadna licząca się firma, bo to po prostu nie miałoby żadnego sensu.Rogers uniósł wzrok znad swoich notatek.- Ciekawi mnie, na jakiej podstawie związkowcy podejrzewają, że pakowane części zostaną wysłane za ocean.Casey wzruszyła ramionami- Ich musisz o to zapytać.Doskonale wiedziała, że Jack ma swoje źródła w związku zawodowym.Na pewno znał Brulla, można było jednak w ciemno zakładać, że jego kontakty są znacznie rozleglejsze.- Słyszałem, że wpadły im w ręce jakieś dokumenty.- Pokazywali ci je? Rogers pokręcił głową.- Nie.- Gdyby je faktycznie mieli, to dlaczego by je ukrywali przed wszystkimi? Uśmiechnął się i zapisał coś w notatniku.- Przykro mi z powodu tego pożaru silnika w Miami [ Pobierz całość w formacie PDF ]