[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego wezwanie dotarło do krainy, gdzie królował Nnuuurrrr’c’c z Ludu Owadów, najwyższy władca tego narodu.Elryk usłyszał brzęczenie, z którego stopniowo utworzyły się słowa.- Kim jesteś, śmiertelniku? Cóż daje ci prawo, by mnie przyzywać?- Jestem Elryk, władca Melniboné.Moi przodkowie udzielili ci niegdyś pomocy.- Owszem, lecz to było dawno temu.- Wiele czasu minęło też, odkąd po raz ostatni szukali twego wsparcia!- To prawda.Czego oczekujesz ode mnie, Elryku z Melniboné?- Spójrz na mą płaszczyznę.Ujrzysz, że jestem w niebezpieczeństwie.Czy mógłbyś usunąć to zagrożenie, przyjacielu Owadów?Przejrzysty kształt pojawił się przed oczami Elryka.Albinos widział go jak gdyby przez kilka płacht zwiewnego jedwabiu.Melnibonéanin chciał przyjrzeć mu się uważniej, lecz kontury rozmywały się co chwila, po czym ponownie pojawiały.Elryk wiedział, że przenika wzrokiem inną płaszczyznę Ziemi.- Czy możesz mi pomóc, Nnuuurrrr’c’c?- Czyż nie posiadasz żadnego opiekuna pośród własnego gatunku? Czy żaden Władca Chaosu nie może cię wesprzeć?- Moim patronem jest Arioch, lecz to kapryśny demon, mówiąc najogledniej.Ostatnio nieczęsto mi pomaga.- A więc ja muszę wysłać ci sprzymierzeńców, śmiertelniku.Lecz gdy tego dokonam, nie wzywaj mnie więcej.- Nie zrobię tego już nigdy, Nnuuurrrr’c’c.Zwiewna mgiełka znikła, a wraz z nią rozmył się kształt.Bitewny zgiełk znów dotarł do świadomości Elryka i jego uszu znacznie wyraźniej, niż poprzednio dobiegły krzyki żeglarzy oraz syczenie odrażających napastników.Wysunąwszy głowę ze swej kryjówki Melnibonéanin ujrzał, że co najmniej połowa załogi była martwa.Albinos wyszedł na pokład.Podbiegł do niego Smiorgan.- Myślałem, żeś już martwy, Elryku! Co się z tobą działo?- Widok żywego przyjaciela sprawił czarnobrodemu mężczyźnie wyraźną ulgę.- Szukałem pomocy na innej płaszczyźnie, ale nie wygląda na to, by miała się ona zmaterializować.- Myślę, że już po nas.Najlepiej będzie, jeśli spróbujemy popłynąć z prądem i znaleźć schronienie w dżungli - powiedział Smiorgan.- Co z księciem Avanem?- Żyje.Ale te stworzenia zdają się nic sobie nie robić z naszych ciosów.Statek wkrótce zatonie.- Pokład zachybotał nagle.Smiorgan zachwiał się na nogach i wyciągnął rękę, by chwycić zwisającą nie opodal linę.Puścił przy tym swój długi miecz, który zawisł mu u ręki na oplecionym wokół nadgarstka rzemieniu.- Właśnie wstrzymali atak na rufę.Stamtąd możemy ześlizgnąć się do wody.- Zawarłem umowę z księciem Avanem - przypomniał Elryk wyspiarzowi.- Nie mogę go teraz opuścić.- A więc wszyscy zginiemy!- Co to takiego? - Elryk przechylił głowę, nasłuchując uważnie.- Nic nie słyszę.W powietrzu narastał cienki pisk, który wkrótce przeszedł w basowe brzęczenie.Teraz i Smiorgan usłyszał ten dźwięk i rozejrzał się dokoła, szukając jego źródła.Nagle krzyknął, wskazując ręką na niebo.- Czy to jest pomoc, którą wezwałeś?Nadciągały wielką chmurą, czerniejącą na tle błękitnego nieba.Od czasu do czasu słońce wydobywało z niej inne kolory: głęboki błękit, zieleń lub czerwień.Zataczając w powietrzu koła pikowały w stronę statku.Walczące strony ucichły, spoglądając w górę.Uskrzydlone stworzenia wyglądały jak wielkie ważki.Bogactwo i jaskrawość ich ubarwienia wprost zapierały dech w piersiach.To właśnie ruch tych istot napełniał powietrze brzęczeniem, które w miarę jak olbrzymie owady zbliżały się, przybierało na sile i zmieniało ton na coraz wyższy.Ludzie-gady, zdając sobie nagle sprawę, że na nich właśnie kierowany jest atak, zdecydowali o odwrocie i, potykając się o własne, długie nogi, starali się dotrzeć do brzegu, nim dopadną ich skrzydlaci napastnicy.Było już jednak za późno na ucieczkę.Olbrzymie ważki obsiadły gadokształtne potwory, tak że pokryte łuską ciała przestały być widoczne.Syczenie stawało się coraz głośniejsze i brzmiało niemal żałośnie, gdy owady ciągnęły swe ofiary w stronę powierzchni wody, by tam je zabić [ Pobierz całość w formacie PDF ]