[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Zawsze takbyło.Ranger pokiwał głową. To jeszcze dziwniejsze.Pomachałam mu na do widzenia i poszłam do domu. Zostało jeszcze trochę puddingu oznajmiła matka, ledwie otworzyłam drzwi.103 Zastrzeliłaś kogoś? dopytywała się podniecona babcia. To była duża robo-ta? Mała odpowiedziałam. I nikogo nie zastrzeliliśmy.Prawie nigdy nie strzela-my do ludzi.Ojciec wychylił się z fotela w salonie. Kto strzela? Stephanie.Ale dziś nikogo nie zastrzeliła wyjaśniła matka.Ojciec przyjrzał się nam nieruchomym wzrokiem, jakby zastanawiał się, czy by nieruszyć w półroczną podróż samolotem, po czym odwrócił się znów do telewizora. Nie mogę zostać powiedziałam do matki. Wstąpiłam tylko, żebyście wie-dzieli, że wszystko jest w porządku. W porządku? krzyknęła matka. Wybiegasz w środku nocy za jakimś mor-dercą! Jak możesz mówić, że coś tu jest w porządku! I spójrz tylko na siebie! Co się sta-ło z twoimi spodniami! Masz wielką dziurę! Upadłam.Matka zacisnęła usta. Więc chcesz ten pudding czy nie? Oczywiście, że chcę.Otworzyłam oczy w kompletnych ciemnościach z niesamowitym uczuciem, że niejestem sama.Nie miałam żadnych faktów na poparcie tej tezy.Zostałam wyrwana zesnu przez bardzo wyrazne przeczucie.Być może to przeczucie powstało pod wpływemświstu wiatru lub ruchu firanki.Z mocno bijącym sercem zaczęłam nasłuchiwać odgło-sów ruchu.Wciągnęłam powietrze, by poczuć zapach cudzego potu, szukałam jakiego-kolwiek potwierdzenia swoich obaw.Rozejrzałam się, ale zauważyłam tylko znajome kształty.Na elektronicznym budzi-ku cyferki pokazywały godzinę piątą trzydzieści.Poderwałam się na dzwięk zatrzaśnię-tej szuflady bielizniarki i wreszcie znalazłam natręta.Spodnie od dresu poszybowały w powietrzu i uderzyły mnie w głowę. Jeśli mamy pracować razem, musisz poprawić kondycję oznajmił natręt. Ranger, to ty? Zrobiłem ci herbaty.Stoi na szafce przy łóżku.Włączyłam światło.Faktycznie, przy łóżku stała filiżanka parującej herbaty.Tyle natemat baśni o Stephanie Plum, kobiecie o instynkcie dzikiego zwierzęcia. Nie znoszę herbaty powiedziałam pociągając nosem.Upiłam jeden łyk.Yyy! Co to? %7łeń szeń. Dziwne.Okropny smak.104 Dobrze ci zrobi na krążenie pouczył mnie Ranger. Pomaga się dotlenić. Co robisz w mojej sypialni? W normalnych okolicznościach spytałabym raczejo sposób wejścia.W przypadku Rangera pytanie nie miało sensu.Ranger miał swojesposoby na wszystko. Chcę cię wyciągnąć z wyra.Już pózno. Jest wpół do szóstej! Zaczekam w salonie.Będę się rozgrzewać.Odprowadziłam go tępym wzrokiem.O co mu chodzi? Do czego zamierza się roz-grzewać? Wciągnęłam spodnie i podreptałam za nim.Ranger robił pompki im jednejręce. Zaczniemy od pięćdziesięciu zarządził.Położyłam się na podłodze i spróbowałam go naśladować.Po pięciu minutach Ran-ger skończył, a ja prawie zrobiłam jedną pompkę. Dobra odezwał się Ranger podskakując w miejscu. A teraz na ulicę. Ja chcę jeść. Przebiegniemy dwa kilometry i wrócimy na śniadanie.Dwa kilometry? Na głowę upadł? Było wpół do szóstej rano.Ciemno.Zimno.Wyj-rzałam przez okno.Jasny gwint, padał śnieg! Fajnie powiedziałam. Bułka z masłem.Ubrałam się w puchówkę, załadowałam kieszenie chusteczkami do nosa i balsamemdo ust, włożyłam narciarkę, omotałam szyję szalikiem, naciągnęłam na ręce wielkie weł-niane mitenki i podążyłam za Rangerem.Przebiegł bez śladu zmęczenia przez pół dzielnicy.Jego kroki były pewne i rów-ne.Uwaga skierowana do wewnątrz.A ja galopowałam za nim, zasmarkana, rzężąca,z uwagą skierowaną na przeżycie następnej minuty.Na boisku za liceum wbiegliśmy na bieżnię.Zwolniłam i posmarowałam usta bal-samem.Ranger trzepnął mnie w głowę, więc znowu potulnie zaczęłam poruszać siętruchtem [ Pobierz całość w formacie PDF ]