RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tam, gdzie przez cały rok nie brakowało wody,drzewa rosły jednak gęściej.Stagg biegł zaledwie chwilę, gdy trafił na strumyk.Rzuciłsię w wodę z nadzieją, że jej chłód ostudzi nieco pożar jego jąder, ale woda była ciepła.Zerwał się, przeskoczył strumień i pobiegł dalej.Okrążył drzewo i niemal wpadł naniedzwiedzia.Od czasu, gdy wraz z Mary opuścił Wielką Królową, wypatrywał tych zwierząt.Wie-dział, że spotyka się ich tutaj stosunkowo dużo; Pantelflanie czcili je, dokarmiali jeńca-mi a także zbuntowanymi kobietami.Stał oko w oko z wielkim, czarnym samcem.Może był on, a może nie był głodny.Może był, a może nie był przestraszony nagłym pojawieniem się Stagga, tak samo jakStagg przeraził się jego nagłym pojawieniem.Gdyby miał szansę, może by się nawet cof-nął? Ale kapitan wypadł zza drzewa tak szybko, że niedzwiedz musiał stwierdzić, iż zo-stał napadnięty.Umiał zaś bronić się tylko w jeden sposób.więc zaatakował.Wspiął się na zadnie łapy  jak zawsze, gdy miał do czynienia z bezbronną ofiarą,człowiekiem; i prawą, wielką łapą zadał cios, mierząc w głowę.Gdyby trafił, czaszka roz-111 leciałaby się jak upuszczona na ziemię układanka.Nie trafił, ale pazury przeorały skórę na ciemieniu Stagga, który przewrócił się częściowo z powodu siły ciosu a częściowo dlatego, że musiał się gwałtownie zatrzy-mać i stracił równowagę.Niedzwiedz opadł na cztery łapy i zaatakował powtórnie.Stagg zerwał się, wyrwałz pochwy miecz i wrzasnął.Krzyk nie wywarł na zwierzęciu żadnego wrażenia; znówstanęło pionowo.Człowiek machnął mieczem i zranił je w łapę.Rozjuszona bólem be-stia zaatakowała rycząc.Stagg zadał drugi cios, tym razem jednak łapa spadła na mieczz tak niesamowitą siłą, że wytrącona broń poszybowała wysokim łukiem i znikła wśródchwastów.Człowiek skoczył, by ją odzyskać, pochylił się i.niedzwiedz przykrył go swymogromnym cielskiem.Kapitan zarył twarzą w ziemię mając wrażenie, że dostał się podpotężną prasę.Przez chwilę nawet niedzwiedz był zaskoczony, bowiem zle obliczył dystans, sko-czył zbyt daleko i przycisnął człowieka tylko dolną częścią tułowia.Przetoczył się więcjak najszybciej i odwrócił błyskawicznie.Stagg skoczył na równe nogi rzucając się doucieczki.Nim zdołał przebiec dwa kroki, zwierzę dopadło go i uchwyciło przednimi ła-pami.Kosmonauta wiedział doskonale, że twierdzenie, jakoby niedzwiedzie zabijały sweofiary miażdżąc je w łapach, jest absolutnie nieprawdziwe; zdążył jednak pomyśleć, żechyba tym razem spotkał bestię nie mającą pojęcia o tym, jak zachowują się normalniejej pobratymcy.W każdym razie miś próbował powstrzymać człowieka i jednocześnierozerwać mu pierś.Nie zdążył, bowiem Stagg wyrwał się z jego objęć.Nie miał czasuna refleksję, jak potwornej, wręcz herkulesowej siły wymagało rozerwanie uścisku tychniesamowicie silnych łap; gdyby się zastanowił, domyśliłby się zapewne, że siłę tę za-wdzięczał rogom.Odskoczył i odwrócił się, stając twarzą w twarz z przeciwnikiem.Był szybki, zbytwolny jednak, by próbować ucieczki.Na pięćdziesięciu metrach niedzwiedz przegoninajlepszego olimpijskiego sprintera.Zwierzę zaatakowało po raz kolejny i Stagg zdołał wymyślić tylko jeden sposóbobrony.Z całej siły rąbnął pięścią w czarny nos.Cios, który z pewnością zgruchotałbyludzką szczękę, spowodował, że niedzwiedz stanął, jakby zderzył się ze ścianą, sapnął ufff , i zrobił zeza.Z jego nozdrzy trysnęła krew.Człowiek nie tracił czasu na podziwianie precyzji i czystości uderzenia.Obiegł bestięi sięgnął po miecz.Prawa dłoń nie chciała się zamknąć na rękojeści; siła uderzenia spa-raliżowała ją.Ujął więc miecz lewą ręką i odwrócił się.W ostatniej chwili.Niedzwiedzznów atakował, chociaż już nieco wolniej niż poprzednio.Stagg podniósł miecz i bardzo dokładnie zadał nim cios z góry, mierząc w grubą,112 krótką szyję.Ostatnią rzeczą, jaką zobaczył, było niknące w ciele ostrze i szkarłatny, try-skający w powietrze strumień.Gdy odzyskał przytomność, poczuł przede wszystkim przejmujący ból, zauważyłjednak leżącego obok martwego niedzwiedzia i zapłakaną twarz Mary.Po chwili bólstał się nie do zniesienia i Stagg zemdlał powtórnie.Ocknął się z głową na kolanach dziewczyny, lejącej mu wodę z manierki w otwarteusta.Głowa nadal pękała mu na kawałki, odruchowo sięgnął więc ręką szukając przy-czyn tego stanu rzeczy i namacał bandaż.Brakowało prawego rogu. Ten niedzwiedz musiał ci go wyrwać.Usłyszałam z daleka, jak walczycie.Słysza-łam jego ryki i twój wrzask.Przybiegłam tak szybko, jak tylko mogłam.Bałam się. Gdybyś nie przybiegła, pewnie bym umarł. Też tak myślę  stwierdziła Mary rzeczowo. Strasznie krwawiłeś z dziury, któ-rą ten róg zostawił w kości czaszki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl