RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szybko otworzył drzwiczki, jakby mimochodem dwoma ciosa­mi usunął z drogi dwóch atakujących go ludzi i ruszył tam, gdzie widział Sally, a po chwili również Season.Za nim zdzi­czały tłum zaczął przenikać przez rozwalone drzwi i ludzie rozbiegli się po całej hali.Interesowała ich przede wszystkim żywność, na zemstę było dużo czasu.W ciągu następnych trzech szalonych minut Ed wykorzy­stał wszystko to, czego nauczył go trener futbolu w college'u, a co -jak mu się zdawało -już dawno zapomniał.Przedzierał się przez zdziczały tłum, parował ciosy, zadawane mu zniena­cka, skakał nad kontenerami, przedzierał się przez przeróżne dziwne przeszkody, aż wreszcie, w chwili zbyt radosnej i zbyt szalonej, aby mogła trwać dłużej niż sekundę, znalazł się przy Sally i Season.Szybko pchnął je przed siebie i zaczął wycofy­wać się w kierunku samochodu.- Vee! - krzyknęła Season.- Nigdzie nie widzę Vee!- Wynośmy się stąd! - odpowiedział Ed, również krzy­cząc.- Musimy szybko dostać się do samochodu i stąd wyje­chać!Ktoś pchnął go na półkę i poczuł straszliwy ból w plecach.Zdołał jednak zapanować nad słabością i wraz z żoną i córką wiszącymi mu u ramion ruszyć do przodu.Nie pamiętał, kiedy dotarł do chevy'a i rzucił Sally prosto w objęcia Shear­sona.Następnie pchnął Season na siedzenie obok Petera Kaisera, a sam zasiadł za kierownicą i uruchomił silnik.Powoli, miażdżąc wszystko, co było po drodze, samochód znów zaczął rozdwajać tłum.Teraz, gdy już rozbito najwięk­szy magazyn z zapasami, mało kto zwracał uwagę na ucieki­nierów.To żywność była najważniejsza, a poza tym już nikt w niczym się tu nie orientował.Byli już na zewnątrz, gdy Ed zahaczył zderzakiem o prze­wrócone pinto Roya Gurninga.Samochody sczepiły się i mi­mo że Ed próbował różnych manewrów, nie był w stanie ich odhaczyć.Minęła długa minuta modlitw i szaleńczych ma­newrów, zanim mu się to udało.W tym czasie jednak pojazd zwrócił uwagę ludzi, którzy przybiegli tutaj najpóźniej, tych, którzy byli świadomi, iż będą mieli szczęście, jeżeli za całą zdobycz trafi im się cho­ciażby paczka sucharów.Około dwudziestu z nich zaczęło czepiać się klamek, walić pięściami w szyby, a Ed z przeraże­niem i z coraz większą rezygnacją wpatrywał się w świat wykrzywionych złością twarzy, który teraz, w ostatniej chwi­li, miał go nieodwołalnie pochłonąć.Niespodziewanie, gwałtownie odpadły drzwiczki po stronie Shearsona Jonesa.Senator wrzasnął jak dziewczynka, Peter Kaiser spróbował go przytrzymać, ale kilka par rąk z ze­wnątrz było silniejszych, wyciągnęli Shearsona na bruk, szar­piąc go za ręce, nogi i za ubranie.- Jestem senatorem Stanów Zjednoczonych Ameryki! -krzyknął Shearson.- Jestem senatorem Stanów Zjednoczo­nych!Ale już pochłonął go tłum i nawet jeśli jeszcze krzyczał, nie było go słychać.Łkając ze strachu i przemożnego pragnienia wydostania się z pułapki, Ed znów nacisnął pedał gazu.Powoli, trąc o blachy pinto, chevy ruszył do przodu.Nagle tarcie skończyło się i droga do wolności stanęła otworem.Jeszcze przez prawie ćwierć mili jechał pomiędzy sunącymi w kierunku supermar­ketu ludźmi, ale nic już nie było w stanie go powstrzymać.Ed zatrzymał samochód, gdy dotarli do La Brea, i odwrócił się, aby jeszcze raz popatrzeć na supermarket.Płonął potęż­nym ogniem, unoszącym się wysoko ku ciemnemu niebu, ogniem zwiastującym jedynie nienawiść, ból i żałobę.Ed popatrzył na Season.Miała szeroko otwarte oczy i naj­wyraźniej nie była w stanie wydobyć z siebie słowa.Przerażo­na Sally drżała i płakała, wydając odgłosy przypominające skomlenie małego pieska.Wówczas Ed uniósł rękę do oczu i spróbował powstrzymać łzy, ale nie był w stanie.Szybko, niepowstrzymanie, toczyły się po policzkach, skrząc się w blasku ognia płonącego w od­dali, jakby płomienie objęły również oczy Eda.Następnego poranka, kiedy wypalona skorupa supermar­ketu opustoszała, powrócili.Season kroczyła wśród zwłok, które leżały pomiędzy pustymi półkami, a Ed w ciszy przyglą­dał się zakrwawionym drzwiom.- Vee tutaj nie ma - powiedziała w końcu Season.- Ani Carla.Nie widzę też Mike'a Bulla.Chyba uciekli.A tę dziew­czynkę znałam - dodała, wskazując na jakieś zwłoki.- Miała na imię Clara.Z oddali dobiegł głos Petera:- Ed, chodź tutaj.Jestem na parkingu.Tylko przyjdź tu sam.Broń Boże, nie zabieraj Sally.Ed udał się we wskazanym kierunku.Parking zagracony był koszykami na kółkach i wrakami wypalonych samocho­dów.Peter stał w jego najciemniejszym kącie, tam gdzie ogień, o dziwo, poczynił najmniej zniszczeń.Miał do przejścia jeszcze dziesięć kroków, gdy zdał sobie sprawę, na co wskazuje Peter.Jak padlina leżały przed nim szczątki senatora Shearsona Jonesa.Zanim zginął, oderwano mu obie ręce i straszliwie torturowano.Ed stanął jak wryty i nie posunął się ani o krok dalej.Peter Kaiser wpatrywał się w szczątki wzrokiem, który najlepiej świadczył, że właśnie dowiedział się o stracie kogoś szczegól­nie bliskiego.Dzień był gorący i słoneczny, a oni jechali na północ, przez Santa Barbara.Rozmawiali bardzo mało, a Sally niespokoj­nie spała na tylnym siedzeniu.Peter i Karen odnaleźli samochód Nata Petersena - cały i nie uszkodzony.Nie było tylko ani śladu Nata.Po półgodzin­nej naradzie zdecydowali się ruszyć wraz z Jerrym Stone'em i jego rodziną do Meksyku.Ed ze szczęśliwie odnalezioną rodziną postanowił ruszyć w przeciwnym kierunku, mając nadzieję, że gdzieś w Oregonie lub w Waszyngtonie będzie mógł rozpocząć nowe życie, wśród gęstych lasów albo w ja­kiejś zapomnianej dolinie.Kiedy mijali wzgórza El Encanto, Season powiedziała:- Teraz już wiem, że nigdy nie powinnam była ciebie opuszczać.Wiem już, jaka byłam głupia.Ed uśmiechnął się do niej.Nie był to uśmiech wybaczenia, bo przecież nie miał czego jej wybaczać.Po prostu, istnieje taki rodzaj miłości, który można oddać jedynie smutnym uśmiechem.Zjechali z trasy w okolicach Gavioty.Z miejsca, w którym się zatrzymali, rozpościerał się wspaniały widok na ocean.Tam otworzyli puszkę z konserwą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl