RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wróciły do rozmowy dopiero, kiedy Justynka napeł­niła szklanki, a Malwina ulokowała potrawkę i maka­ron tak, żeby w jednej chwili móc je zagrzać, potrawkę w garnku z wrzątkiem, makaron na parze, bo Karol bał się mikrofalówki.Zaniosła na stół sernik i bitą śmieta­nę.- Wujek będzie jadł? - spytała ostrożnie Jus­tynka, zdejmując z tacki szklanki z herbatą.Malwina powstrzymała wzruszenie ramionami, bo gdzieś na skraju świadomości błysnęła jej myśl, że swój prawdziwy stosunek do Karola powinna zacząć ukrywać.Dla uniknięcia podejrzeń powinna udawać, że kocha go nad życie i troska o niego stanowi cel i sens jej egzystencji.Żadnych niechętnych odruchów i kąśliwych uwag!- No pewnie, że będzie.I niech ma, na kolację, bo możliwe, że obiad zjadł na mieście.I co dalej, z tym biednym człowiekiem? Trzymają go w więzieniu? W tej piżamie?- Nie w więzieniu, tylko w areszcie - poprawiła Justynka i odkroiła sobie pół porcji sernika.- Poza tym nie trzymają, puścili go do domu i już wiadomo, że prokurator dozna rozczarowania.Nie wytoczy sprawy.- Bo co?- Bo nie będzie miał pokrzywdzonych.Żadnych obdukcji lekarskich, żadnych dowodów, wyjdzie mu, że człowiek latał w piżamie po ulicy ze złamanym parasolem plażowym tak sobie, dla draki.Dla zaży­wania świeżego powietrza.- A latanie po ulicy w piżamie nie jest karalne? - zainteresowała się Malwina i napoczęła swoją porcję deseru.Dwa razy większą niż Justynki.- Nie.Głównie dlatego, że teraz wszyscy noszą wszystko i on może się upierać, że to wcale nie piżama, tylko taki strój.Spacerowy.Karalne jest na­ruszanie nietykalności osobistej.- No to przecież naruszył.?- Komu? Czyjej, znaczy, nietykalności? Ofiar nie ma.Uciekły.I wszyscy, na całym roku, możemy się zakładać, o co kto chce, że nie wrócą i nie będą go skarżyć.Musieliby upaść na głowę.To Malwina rozumiała doskonale.Opisywane przez Justynkę wydarzenie interesowało ją coraz bardziej.- No dobrze.I co?- I tak naprawdę to właśnie dlatego gliny ich tak szybciutko puściły.Połapali się tam, na komendzie, o co naprawdę chodziło, wiedzieli, że prokuratura nie zrobi im nic złego i woleli ich nie trzymać, żeby nie było badania lekarskiego i tak dalej.Spisali ich dane, ale to bez znaczenia, jeśli nawet dostaną wezwania jako pokrzywdzeni, wyprą się wszystkiego.Nic im się nie stało, nie mają do tego pana żadnych pretensji, pijani byli albo co, a on im nic nie zrobił.Niemożliwe jest oskarżać człowieka, który nic nie zrobił.Ale i tak wszyscy zgodnie uważają, że on, ten kuzyn, musiał zwariować i w ogóle miał ślepy fart.- Bo co?- Bo go mogli nawet zabić, a co najmniej przypra­wić o trwale kalectwo.Trzech ich było.Z reguły tych złodziei samochodowych nie wolno dopadać osobiś­cie, na takim ataku najgorzej wychodzi właściciel, bo oni się nie patyczkują.W dodatku mogą się mścić.- Mścić! - podchwyciła Malwina żywo.- Jak mścić?- Zwyczajnie.Zaczają się na niego i ciężko pobiją.- I mogą zabić?- A dlaczego nie?- No to przecież już wtedy.Prokurator.- Iiiii tam, prokurator! Szukaj wiatru w polu, sprawcy nieznani.Prokurator też się ich boi.Malwina nagle zamilkła i prawie przestała słu­chać, otwarły się bowiem przed nią jakieś nowe, niespodziewane możliwości, na razie jeszcze niejas­ne, mgliste i mocno poplątane.Ale jednak.Naj­gorzej wychodzi właściciel.Justynka obdarzyła ciotkę sensacją, którą sama była przejęta, skomentowała ją jeszcze, ale już mniej emocjonalnie, po czym ruszyła się od stołu.Pozbie­rała talerze, wyniosła do kuchni i zaczęta wkładać do zmywarki.Malwina przyszła tam za nią.- A były już takie wypadki? - spytała jakby z lek­kim roztargnieniem.- Jakie wypadki?- Żeby złodzieje zabili właściciela.Justynka odwróciła się od maszyny i obejrzała ga­rnki na kuchni.W jednym stał rondel z potrawką, na drugim leżał durszlak z makaronem.- Chyba tak - powiedziała niepewnie.- Coś mi się obiło o uszy.Zdrowe grzmoty to mnóstwo razy, możliwe, że ktoś tam nie wytrzymał.Przykryć ten durszlak i podpalić?- Podpalić.Malutki ogień.Konkretnie nie wia­domo?- Konkretnie wiadomo, że raczej mordują włamy­wacze.Bandziory.Takie przypadkowe prymitywy.Te zorganizowane szajki i mafie działają dyplomatycz­niej, czyhają na pusty dom, o łupy im chodzi, a nie o mordobicie.- Szkoda.- wyrwało się Malwinie cichutko.- Co? - zdziwiła się Justynka.- Dlaczego szkoda? Malwina się zreflektowała.- Bo może morderców i zbrodniarzy gorliwiej by łapali.Już by ich tak nie mogli lekceważyć.I ludzie.no.mieliby prawo do obrony.Justynka zamknęła zmywarkę.- To kto się ma oddać na ofiarę? - spytała kąśli­wie.- Bo jeden taki wypadek nie wystarczy.Ani nawet dwa.Chyba żeby rąbnęli prokuratora general­nego albo ministra sprawiedliwości, albo komendanta głównego policji, albo paru posłów na sejm, albo.czy ja wiem.? Biskupa.? Bo zwykły człowiek nie wystar­czy, nawet pół tuzina zwykłych człowieków, mam na myśli ludzi, po zwykłych człowiekach nawet nie za­czną debatować nad zmianą prawa karnego.- Tak myślisz.?- No pewnie! Co tu myśleć, wszyscy wiedzą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl