[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zobaczyłem, że Milo stężał.Stałem jak wrośnięty w ziemię. Nie obawiajcie się zapewnił Burden. Jestem przyjacielem, niewrogiem.Spojrzał na płonący magazyn, mierząc go zadowolonymspojrzeniem harcerza, któremu udało się wywołać iskrę przezpocieranie dwóch patyków.Ponad hukiem i trzaskiem wciąż docierałydo nas ludzkie krzyki.Na spoconą twarz opadał mi popiół jakkoronkowe, śmierdzące płatki śniegu. Nie wygląda pań dobrze, detektywie Sturgis zauważył Burden.Musimy zawiezć pana do szpitala.Milo z trudem usiłował złapać oddech.W blasku pożogi jego ranywyglądały okropnie zakrzepłe i wyraziste jak jakaś makabrycznacharakteryzacja. No dalej, detektywie ponaglił Burden. Pózniej zbył go Milo.Potrząsnął głową i rozstawił nogi, żebyutrzymać równowagę. Linda Overstreet.Wysłali kogoś do niej.Musimy dostać się do jakiegoś telefonu, uprzedzić ich.Zrobił kilka chwiejnych kroków. Mam lepszy pomysł, detektywie. Burden pstryknął palcami.Z ciemności wyłonił się jeszcze jeden mężczyzna.Trzydzieści kilka lat,przystojna twarz, sumiasty wąs nad przystrzyżoną bródką. Doktorze, pan już zna Gregory ego Graffa.Ze zdjęcia.Oto on, nażywo.Gregory, pomóż detektywowi Sturgisowi.Graff zrobił krok przed siebie, potężny, barczysty.Miał na sobieubranie robocze w ochronnych barwach, które było świeże jakz francuskiego żurnala, a przez ramię przewiesił karabin, podobny dostrzelby Burdena.Robił wszystko z niezwykle skupioną miną, jakchirurg, gdy podwiązuje naczynia.Jedną ręką otoczył ramiona Mila, drugą położył mu na łokciu.Miałco najmniej metr osiemdziesiąt osiem wzrostu.Złapałem Mila pod drugie ramię.Usiłował nas odtrącić. Nic mi nie jest, do diabła.Muszę się dostać do telefonu! Tędy powiedział Burden.Odwrócił się plecami do łuny i ruszyłszybko.Podążyliśmy za nim, opuszczając parking.Sadze wpadały nam dooczu.Milo upierał się, żeby iść bez pomocy, ale ledwo trzymał się nanogach.Wciąż oddychał z wysiłkiem.Graff i ja szliśmy po jego bokach.Patrzyłem na swojego przyjaciela.W końcu oddech mu się wyrównał.Mimo tego, co przeszedł, Milo zdawał się być w niezłej formie.A w jakiej formie jest Linda? Próbowałem nad tym się niezastanawiać, ale nie potrafiłem myśleć o niczym innym. Ktoś, kto wie, jak najlepiej wykorzystać kobietę..Sam zacząłem się dusić.Starałem się opanować.Szliśmy poprzezciemność.Nagle plac spowiło krwawe światło.Wciąż idąc, obejrzałem się za siebie.Płomienie przeżarły się przezdach magazynu i strzelały w niebo.Kilku osobom udało się wydostać na rampę.Płonęły.Jedna z nichpadła na ziemię i poturlała się.Znów wrzaski.Burden odwrócił się nonszalancko, przyłożył karabin do ramieniai nacisnął spust. Daj spokój, do diabła.Szybciej! pospieszał Milo. Ubezpieczam tyły odparł Burden. To przy takich misjachzawsze rozsądna strategia. Ale opuścił karabin i popędził do przodu.Milo zaklął i starał się przyspieszyć kroku.Nogi odmawiały muposłuszeństwa.Graff pomógł mu, przerzucił go przez ramię, jakbydetektyw był zrobiony ze słomy, i szedł dalej równym krokiem.Milo protestował i klął.Graff nie zwracał na niego uwagi. Proszę bardzo powiedział Burden.Metalowa brama była wyważona łomem.Tuż za nią stałafurgonetka zaparkowana przy krawężniku.Ciemnoszara, po każdejstronie jedno okno z przyciemnianą szybą, na dachu anteny.Rzucającerefleksy języki ognia sprawiały wrażenie, jakby jednolite bokisamochodu były pokryte płomiennym malunkiem.Tańczącymmalunkiem.jak piekło na kółkach.Gdzieś w oddali usłyszałem wycie syren.Coś mi to przypomniało.narkotykowy zaułek.Zaczęły ujadać psy.Burden wyjął coś z kieszeni i wcisnął guzik.Metaliczny trzask.Otworzyły się tylne drzwi furgonetki.Milo spojrzał na anteny. Masz pan telefon.Postaw mnie na ziemi i pozwól mi skorzystaćz tego pieprzonego wynalazku! Gregory, dopilnuj, żeby detektyw spoczął wygodnie z tyłu polecił Burden.Graf przeniósł Mila przez próg, jak pannę młodą, i wsunął się dośrodka tylnymi drzwiami furgonetki.Milo zniknął z oczu, klnąc.Drzwi zatrzasnęły się z hukiem.Złapałem Burdena za ramię. Przestań się bawić i szybko znajdzmy telefon! Burden uśmiechnąłsię i zdjął z ramienia moje palce. Och, to nie jest żadna zabawa, doktorze.Wydaje mi się, żewykonaliśmy kawał niezłej roboty, ocalając wam życie.Mógłbyśprzynajmniej mi zaufać. Podszedł do drzwi od strony kierowcyi powiedział: Wskakuj.Otworzyłem drzwi z prawej strony.Z przodu dwa kubełkowerajdowe fotele, pomiędzy nimi konsoleta z komputerem i z modememtelefonicznym.Wsunąłem się na fotel i podniosłem słuchawkę.Głuchacisza.Burden usiadł za kierownicą. Włącz go, cholera jasna! ponagliłem go.Twarz Burdena była pozbawiona wyrazu.Podał swój karabin dotyłu Graffowi i włożył kluczyk do stacyjki.Obejrzałem się za siebie.Milo leżał na podłodze, wyłożonej wykładziną dywanową, pośród kilkumetalowych skrzynek i jakiś przyrządów elektronicznych, których niebyłem w stanie zidentyfikować.Graff uklęknął przy nim, wielką głowąocierał się o sufit.Jedną ścianę furgonetki zajmował stojak na broń.Półautomatyczne strzelby, karabiny, coś podobnego do uzi.Milo dzwignął się i chwycił oparcie fotela Burdena. Ty sadystyczny, mały dupku!Graff odciągnął go i przytrzymał za nadgarstki.Milo zaklął. Ależ wdzięczność powiedział Burden i przekręcił kluczyk.Silnikzastartował i deska rozdzielcza rozbłysła świetlnymi efektami;wskazniki, tarcze, wyświetlacze graficzne, diody [ Pobierz całość w formacie PDF ]