[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy to panie zadowoli, hę?Kobieta z wielkim nosem gwałtownie przełykała ślinę.Możliwe, że nie zdawała sobie sprawy, co ze sławną doktor Cocciolone łączy starców, których obgadywały i teraz bardzo się zmieszała.- Nie rozmawiałyśmy o pani teściach, ale o nierobach w ogóle.- Aha.Cieszę się, że także z innymi grubymi rybami mieszkają nieroby.Czy mogłaby pani wymienić ich nazwiska? Chciałabym wysłać tym rodzinom wyrazy współczucia, kiedy ich zamkną na klucz, by umarli z głodu tylko dlatego, że są starzy i zbyt słabi, aby mogli pracować dla wspólnego dobra.Wówczas nawet Dolores zaczęła się wycofywać.Jak większość tchórzów była odważna, póki nie doszło do konfrontacji.- Oczywiście, nie chciałyśmy nikogo urazić - oznajmiła.- Pragnęłyśmy tylko znaleźć im jakieś zajęcie.Puszysta jednak nie ustąpiła.- Nieroby zużywają tyle samo nieodnawialnych zasobów, ile ludzie w wieku produkcyjnym.Jeśli w ogóle jakoś funkcjonują, powinni się zajmować przynajmniej sprzątaniem, lecz skoro rzeczywiście są tak słabi i niedołężni, że nawet tego nie mogą robić, należałoby ich uśpić, a ciała zutylizować.- Bardzo to praktyczne - odparła Carol Jeanne.- Świetny pomysł.Najpierw wycisnąć z ludzi, co się da, a później się ich pozbyć, kiedy są za starzy, by pracować.A propos, ile pani ma lat?Puszysta wyglądała na co najmniej milion z okładem.- Wciąż jeszcze jestem w wieku produkcyjnym - oświadczyła.- Ależ naturalnie.I zajmuje się pani taśmową produkcją plotek oraz złej atmosfery.Oj, Carol Jeanne potrafi komuś dogryźć, jeśli tylko chce.Puszysta odwróciła się do niej tyłem.Ja jednak wiedziałem - i Carol Jeanne również - że puszysta miała rację.Starców nie należało wpuszczać na "Arkę".Jeżeli zaś już tu są, powinni coś robić, bo w przeciwnym wypadku nigdy się nie staną naprawdę świadomymi członkami społeczności pionierów.Po tej utarczce Carol Jeanne w milczeniu wróciła do swojego prywatnego świata, któremu poświęcała tak dużo czasu.Nawet wówczas, gdy obierała pomidory, mieszała w kotle czy napełniała pojemniki próżniowe - już drugi raz tego dnia - miała pusty wzrok i myślami była gdzie indziej.Ja za nią wszystko obserwowałem i rejestrowałem w pamięci, bo to mój obowiązek.O ile puszysta była tak bezwzględna, jak jej uwagi, o tyle ta z dużym nosem wydała mi się osobą dość przyzwoitą.Widocznie włączyła się do rozmowy o nierobach raczej dlatego, że ta sprawa ją martwiła, niż z wrogości do Carol Jeanne.Kilkakrotnie spostrzegłem, jak pomagała słabszym od niej nosić ciężkie garnki czy podawała szklankę zimnej wody starszej kobiecie, wyczerpanej upałem.Gdyby jednak liczyła, że Carol Jeanne to widzi i zmieni o niej zdanie, próżne jej wysiłki.Moja pani bowiem, jako prawdziwa introwertyczka, zdawała się takich rzeczy nie dostrzegać.Właściwie nie obchodziła jej także owa sprzeczka, co jest niemal równoznaczne z wybaczeniem, prawda?Wreszcie zespół brakarzy uznał, że przecier wyprodukowany po południu jest dobry.Byliśmy wolni.Chociaż przez cały dzień siedziałem na ramieniu Carol Jeanne, mając zakaz dotykania czegokolwiek, to jednak byłem zmęczony i wciąż czułem skutki wczorajszej nocnej przygody z niską grawitacją i straszliwie bolesnym, lecz cudownym autoerotyzmem.Bardzo potrzebowałem odpoczynku.Okazało się, że muszę z tym poczekać.Praca komunalna zwyczajowo kończyła się wspólnym piknikiem, jedną z wielu obowiązkowych imprez, podtrzymujących więź między władzami miasteczka a jego mieszkańcami.Kiedy po drabinie wyszliśmy z metra, odniosłem wrażenie, że wybuchły rozruchy.Tymczasem to był właśnie piknik, który wcale nie okazał się spokojną imprezą.Mayflower liczy sobie pięciuset mieszkańców i prawie wszyscy tłoczyli się na głównym placu.Dzieci grały w coś na trawniku, kobiety rozkładały na ziemi obrusy dla swoich rodzin, a na długie bankietowe stoły wnoszono półmiski pełne jedzenia.Wdrapałem się na głowę Carol Jeanne, by mieć lepszy widok, i mój wysiłek został nagrodzony, bo spostrzegłem wspaniałą rzecz: kosz z setkami bananów.Mnie by to wystarczyło do końca życia.Na piknik przyniesiono ich dokładnie pięćset, ale przewidywałem, że kilkanaście osób zrezygnuje ze swojego przydziału.Po tak marnym drugim śniadaniu w fabryce konserw czułem, że na kolację mógłbym zjeść prawie dwa banany, resztę zachowałbym na później.Zauważyłem Stefa; zmęczony siedział pod drzewem, opierając się o donicę, w której rosło.Mizerny klon dawał niewiele cienia, ale i to Stef potrafił wykorzystać.Ojciec Reda wyglądał na znużonego i jakby się postarzał - nie dość, że wyczerpała go podróż w kosmosie, to w dodatku musiał pracować.Nie wiem, co mu kazano robić w wylęgarni ryb, lecz taki stary i słaby człowiek nie mógł być zbyt przydatny.- Widzisz dziewczynki? - spytała Carol Jeanne męża.- Jeszcze nie.- Lovelocku, pomóż nam je znaleźć - zwróciła się do mnie.- Z pewnością czują się zagubione w tym tłumie."Ojej, co za matczyna troska!", pomyślałem."A o moje dzieci się nie martwisz? No pewnie, bo nigdy nie zostaną poczęte".Rozkazu nie wykonałem natychmiast i zaczął mnie ogarniać głęboki niepokój.Odezwał się mój odruch warunkowy.Pomyślałem, że lepiej się rozejrzeć za tymi bachorami.- Wcale nie czują się zagubione, bo są z moją mamą - powiedział Red dość ostrym tonem.Zaszła w nim zdumiewająca zmiana.To już nie był ten wesoły, rozśpiewany brat-łata, który tak ciężko pracował w fabryce - teraz oklapł i byle co go drażniło [ Pobierz całość w formacie PDF ]