[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ich widok – nagiego, bezgłowego, wzdętego korpusu wynurzającego się ze studni – był tak przerażający, że kilku niewolników wrzasnęło i z wrażenia rozluźniło chwyt na linie.Ciężar okazał się zbyt duży dla tych, którzy usiłowali go utrzymać, i zwłoki poleciały z powrotem na dół.Lina prześlizgiwała się przez zaciśnięte dłonie, parząc i zdzierając skórę, więc puścili ją zupełnie, pozwalając, by zniknęła w szybie w ślad za ciałem.Ta porażka wprawiła co przesądniejszych w nerwowy nastrój.Słyszałem, jak szepczą jeden za drugim: „Lemur!” W nikłym świetle zmierzchu nie mogłem dojrzeć, kto z nich to powiedział.Wszyscy wyglądali na jednakowo przerażonych, zupełnie jakby to słowo wypowiedział sam wiatr.Wtedy właśnie zrozumiałem, że studnia została zatruta w dwojaki sposób: przez rzeczywiste skażenie rozkładającym się ciałem i przez to, że znalazło się ono w wodzie.Niewolnicy będą teraz uważać to miejsce za nieczyste.Będą go unikać, odwracać oczy przy mijaniu studni, może nawet nie będą chcieli już nigdy napić się z niej wody, obawiając się, że nawiedzona jest przez cień zmarłego.Tylko dzięki zręczności Aratusa w postępowaniu z podległymi mu niewolnikami udało się ich zmusić do podjęcia kolejnej próby.Ten, który już był na dole, za nic nie chciał tam schodzić po raz drugi.Nikt inny się tego nie chciał podjąć, więc Aratus sam wyznaczył jednego z nich, a kiedy ten płaczliwie protestował, zagroził mu chłostą i nawet uderzył go w plecy.Niewolnik poddał się i pozwolił założyć sobie uprząż.Ja sam już nie mogłem tam zejść z moimi nadwerężonymi mięśniami, a Metonowi na to nie pozwoliłem.Koniec końców postąpiłem jak każdy właściciel i kazałem ekonomowi zmusić do zejścia po trupa jednego z niewolników wbrew jego woli.Zdawało mi się, że słyszę drwiący śmiech nieboszczyka Katona.Tym razem pojawienie się zwłok nie wywołało już takiego szoku i niewolnicy zdołali utrzymać linę.Niemniej widok był nieprzyjemny: wzdęte ciało było woskowoblade i straszyło ziejącą raną tam, gdzie powinna być głowa.Złożyliśmy je na bruku przy studni.Zebrała się pod nim kałuża wody, rozpływając się na wszystkie strony małymi strumykami.Niewolnicy z krzykiem odskakiwali, nie chcąc, by zmoczyła im stopy.Spojrzałem w stronę domu i w jednym z okien ujrzałem sylwetkę Bethesdy.Posłałem jej wcześniej wiadomość, by zatrzymała Dianę w domu i sama też się tu nie zbliżała.Co ona musiała myśleć, patrząc na grupkę wystraszonych niewolników zgromadzonych wokół studni w gęstniejącym mroku? Szybko dowie się prawdy, podobnie jak wszyscy inni w gospodarstwie.Nie da się tego utrzymać w tajemnicy, jak to zrobiłem z Nemo.Kazałem przynieść więcej pochodni, bym mógł się lepiej przyjrzeć zwłokom.Niewolnicy kręcili się wokół niespokojnie, czekając tylko na sposobność oddalenia się od tego strasznego miejsca.Poleciłem Aratusowi, by ich odprawił, ale też dopilnował, by za godzinę wszyscy zebrali się przed stajnią.Przykucnąłem nad ciałem, krzywiąc się z bólu w nadwerężonych ramionach i pokaleczonych o cembrowinę kolanach i łokciach.Meto przyklęknął obok mnie, trzymając w górze pochodnię.– No, Metonie, cóż tu widzimy?Przełknął z wysiłkiem.Nawet w czerwonawym świetle pochodni widać było, jak bardzo jest blady.– Ciało jest tak spuchnięte, że trudno cokolwiek powiedzieć.Nie wiem, od czego zacząć – przyznał.– Ułóż sobie w głowie listę pytań.Alternatywa wykluczająca, jak mówią filozofowie.Albo, albo.Mężczyzna czy kobieta?– Mężczyzna, oczywiście.– Stary czy młody?– Mniej więcej w wieku Nemo? – powiedział niepewnie.– Dlaczego tak sądzisz?– Wśród czarnych włosów na piersi jest wiele siwych.No i stawy są takie guzowate.Nie był chłopcem, ale i nie starym mężczyzną.– Śniady czy blady?– Teraz trudno cokolwiek powiedzieć o jego karnacji, kiedy jest cały spuchnięty i odbarwiony, choć wygląda raczej na ogorzałego.Włosy na łonie ma czarne.– Niewolnik czy wolny?– Niewolnik – odpowiedział bez wahania.– Dlaczego?– Stamtąd, gdzie stałem, jak go wyciągali, widziałem jego plecy.Podłożyłem dłonie pod zwłoki, by je obrócić na bok, ale były dla mnie za ciężkie.Meto odłożył pochodnię i pomógł mi.– O, tutaj.– Wskazał, unosząc ją znów i przyświecając z góry.W ponurym blasku dowód niewolniczego stanu denata był dobrze widoczny.Ramiona i łopatki miał pokryte bliznami.Niektóre były stare i niemal zatarte, inne świeże i wyraźne.Za życia często go chłostano.– Co mogło być przyczyną śmierci? – spytałem.Meto pochylił głowę, zastanawiając się.– Oczywiście musiał umrzeć, zanim znalazł się w studni, skoro nie ma głowy.Chyba że i głowa jest tam w wodzie.– Zerknął ku studni i znów głośno przełknął.– Nie sądzę.Ja jej nie widziałem, ani też żaden z niewolników, którzy tam schodzili.Ale znów, jak w wypadku Nemo, zakładasz, że został on zamordowany.Nie wiemy tego.Poza kikutem szyi nie ma żadnej widocznej rany.Podobnie jak wtedy, głowę zapewne odcięto już po jego śmierci.Nie można powiedzieć, jak on umarł.– Chyba że się dowiemy, kim był.– I skąd się wziął.– Z pewnością ten, który podrzucił w stajni Nemo, przyniósł tu także.– Meto zmarszczył czoło.– Jak go nazwiemy, tato?Spojrzałem na martwe, nędzne ciało.– Ignotus – powiedziałem.– Nieznany.Po jakimś czasie od strony domu nadszedł niewolnik.– Pani prosi, aby pan przyszedł – oznajmił, rzucając ukradkowe spojrzenia na nagie zwłoki.– A Kongrio mówi, że kolacja panu stygnie.– Powiedz pani, że nie mam dzisiaj apetytu.A skoro już tu jesteś, idź do Aratusa i powiedz mu, by zebrał wszystkich niewolników przy stajni.– Kongrio też ma przyjść?– Tak, Kongrio też [ Pobierz całość w formacie PDF ]