RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poprzewracać meble, zwalić na ziemię manekiny, wystrzelić Turkoczące bele materiałów aż pod sufit jak zwinięte chorągwie.Niby Samson w świą­tyni mogłaby rozwalić cały budynek, gdyby tylko zechciała.(nie boję się)Paczka leżała teraz bezpiecznie ukryta na półce w piw­nicy.Zamierzała ją wyjąć.Dziś wieczorem.Otworzyła oczy.Skręt.Biurko uniosło się w powietrze, kołysało się przez chwilę, potem podjechało do góry, prawie pod sam sufit.Opuściła je.Podniosła.Opuściła.Teraz łóżko, z całym swoim cięża­rem.Do góry.W dół.Do góry.W dół.Jak w windzie.Prawie wcale nie była zmęczona.No, może trochę.Nie za bardzo.Nowo nabyta umiejętność, niemal nie istniejąca jeszcze dwa tygodnie temu, była w pełnym rozkwicie.Roz­wijała się z szybkością, która zdawała się.Wręcz przerażająca.A wraz z nią, niemal spontanicznie - jak zrozumienie zjawiska menstruacji - pojawiły się wspomnienia, jakby w jej umyśle pękła jakaś tama, uwalniając wezbrane wody.Wspomnienia małej dziewczynki, niewyraźne, zniekształ­cone, a przecież tak rzeczywiste.Obrazy same poruszają się na ścianach, z kranów nieoczekiwanie zaczyna lecieć woda, mama prosi ją(carrie pozamykaj okna będzie padać)żeby coś zrobiła, i nagle w całym domu okna zatrzaskują się same z donośnym hukiem; w volkswagenie panny Ma-caferty otwierają się wentyle i ze wszystkich czterech kół uchodzi powietrze; kamienie -(!!!!!!!nie nie nie nie nie!!!!!!!)ale nie można już dłużej odrzucać tego wspomnienia, tak jak nie można odrzucać istnienia miesiączki, to wspomnienie nie było niewyraźne, lecz ostre i jaskrawe jak błysk oślepia­jącego światła, mała dziewczynka(mamo przestań mamo nie mogę złapać tchu duszę się o moje gardło o mamo przepraszam że patrzyłam mamo boli o boli krew w ustach)biedna mała dziewczynka(wrzask: ty mała bezwstydnico o już ja wiem jak to jest dobrze wiem co trzeba zrobić)biedna mała dziewczynka leży w drzwiach komórki, po­łową ciała na zewnątrz, a połową w środku, przed oczami tańczą czarne gwiazdy, odległy, słodki szum w uszach, z otwartych ust wystaje opuchnięty język, na szyi głębokie sińce i otarcia w miejscach, gdzie mama ją dusiła, a potem mama wraca, zbliża się do niej ściskając długi rzeźnicki nóż taty Ralpha(zniszczyć muszę zniszczyć zło zgorszenie ohydny grzech cielesny o już ja wiem co to jest twoje oczy wyłupię ci oczy)w prawej ręce, twarz mamy wykrzywia się i trzęsie, ślina cieknie jej po brodzie, w drugiej ręce trzyma Biblię taty Ralpha(nigdy więcej nie spojrzysz na to nagie wszeteczeństwo)i coś skręciło w jej głowie, nie skręt, ale SKRĘT, jakaś ogromna, bezkształtna, tytaniczna siła, której źródło znaj­dowało się jak gdyby poza nią, a potem coś upadło na dach i mama krzyknęła, i upuściła Biblię taty Ralpha, i to było dobrze, a potem znowu coś huknęło i załomotało, i mama wypuściła z ręki nóż i upadła na kolana, i zaczęła się modlić, wznosząc ręce ku niebu i kołysząc się w przód i w tył, podczas gdy krzesła w korytarzu sunęły po podłodze i wpa­dały na ściany, na górze przewracały się łóżka, stół z jadalni próbował wyskoczyć przez okno, a potem mama wytrzesz­czyła oczy i pokazując palcem na małą dziewczynkę, wpa­trzyła się w nią oszalałym wzrokiem(to ty to ty diabelskie nasienie ty wiedźmo ty córko szatana ty to robisz)a potem spadły kamienie i mama zemdlała, podczas gdy dach nad ich głowami trzeszczał i załamywał się, jak gdyby stąpał po nim Bóg, i wtedy.Wtedy ona także zemdlała.Potem nic nie pamięta.Mama nie wspominała o tym ani słowem.Rzeźnicki nóż powrócił do szuflady.Mama zabandażowała jej ogromne czarne siniaki na szyi, Carrie wydawało się, że pamięta, jak zapy­tała mamę, skąd się wzięły te sińce, i przypomina sobie, że mama zacisnęła usta i nic nie powiedziała.Stopniowo za­pomniała o wszystkim.Wspomnienia nachodziły ją tylko we śnie.Obrazy już nie poruszały się na ścianach.Okna nie zamykały się same.A Carrie nie pamiętała, że kiedyś było inaczej.Aż do tego dnia.Leżała na łóżku, wpatrując się w sufit i ociekając potem.- Carrie! Kolacja!- Dziękuję.(nie boję się)-.mamo.Wstała i przewiązała włosy ciemnoniebieską wstążką.Potem zeszła na dół.„Nadejście cienia" (s.59):W jaki sposób przejawiał się „samorodny talent" Carrie i co sądziła o tym Margaret White z punktu widzenia swojej krańcowo ortodoksyjnej chrześcijańskiej etyki? Prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy.Podejrzewam jednak, że reakcja pani White również musiała być dość gwałtowna.- Nawet nie ruszyłaś ciasta, Carrie.- Mama podniosła wzrok znad rozprawy, którą studiowała popijając herba­tę.- Domowe ciasto, świeżutkie.- Dostaję od tego pryszczy, mamo.- Twoje pryszcze to kara boska za grzechy.Zjedz ciasto.- Mamo?- Tak?Carrie nabrała tchu i rzuciła się na głęboką wodę:- Wiesz, Tommy Ross zaprosił mnie na wiosenny bal w piątek.Rozprawka została zapomniana.Mama wpatrywała się w Carrie rozszerzonymi oczami z wyrazem twarzy „chyba-się-przesłyszałam".Nozdrza drgały jej jak u konia, który usłyszał suchy chrzęst grzechotnika.Carrie spróbowała przełknąć kulę, która utkwiła jej w ga­rdle, i tylko(nie boję się o tak tak boję się)częściowo jej się to udało.-.a to jest bardzo miły chłopiec.Obiecał, że wstąpi po mnie, żebyś mogła go poznać i.- Nie.-.odwiezie mnie przed jedenastą.Ja się.- Nie, nie nie!-.zgodziłam.Mamo, proszę cię, zrozum, że muszę w końcu spróbować.spróbować jakoś żyć wśród ludzi.Nie jestem taka, jak ty.Jestem śmieszna - to znaczy koleżanki uważają, że jestem śmieszna.Nie chcę już być śmiesz­na.Chcę spróbować stać się normalną dziewczyną, zanim będzie za późno, żeby.Pani White rzuciła córce w twarz swoją filiżankę z her­batą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl