[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szedłem przez łąki, porośnięte koniczyną, błękitnymikwiatami krzyżownicy i szkarłatnymi orchideami.Powinienem był domyślić sięwcześniej, że Nimue, podopieczna Manawydana, zamieszka gdzieś blisko morza.Południowy brzeg wyspy tworzyło niskie skalne urwisko.Wielkie falerozbijały się z hukiem o kamienie i wciskały w rozpadliny.Spieniona wodaopryskiwała skały.Był letni poranek, ale morze miało szarą barwę stali.Wiał zimnywiatr, a morskie ptaki głośno lamentowały.Przeskakując ze skały na skałę schodziłem w dół, w stronę groznego morza.Wiatr rozwiewał mój podarty płaszcz.Nagle zobaczyłem za skalnym załomemjaskinię, usytuowaną kilka stóp nad ciemną linią naniesionych przez przypływwodorostów i morszczynów.Przed wejściem do niej leżały ułożone w stosy kościptaków i zwierząt.Musiał je tam umieścić człowiek, gdyż każdy z kopczykówznajdujących się w regularnych odstępach od siebie był starannie otoczonywiększymi kośćmi i zwieńczony czaszką.Przystanąłem, czując strach, który ogarniałmnie jak fala przypływu.Miałem przed sobą grotę, która była chyba najbliższą morzakryjówką na tej wyspie potępionych dusz.- Nimue? - krzyknąłem, zebrawszy się na odwagę, by podejść do jaskini.-Nimue? - Wdrapałem się na wąską skalną półkę i szedłem powoli między stosamikości.Bałem się, co zastanę w środku.- Nimue? - powtórzyłem.Pode mną rozbiła się z hukiem o urwisko potężna fala, sięgając białymimackami do skalnego występu.Po chwili woda opadła i spłynęła ciemnymi strugamido morza, ustępując miejsca kolejnemu grzywaczowi.W jaskini było ciemno igłucho.- Nimue? - powiedziałem znowu drżącym głosem.Wejścia do jaskini strzegły dwie ludzkie czaszki, które wepchnięto na siłę wskalne wnęki, tak że szczerzyły na wietrze połamane zęby.- Nimue?Nie było odpowiedzi.Słyszałem tylko wycie wiatru, lamenty mew i szumwzburzonego morza.Wszedłem ostrożnie do środka.W jaskini było zimno, wilgotno i mroczno.Musiałem się pochylić, aby nie uderzyć głową w kamienne sklepienie.Skalnykorytarz zwężał się i skręcał gwałtownie w lewo.Zakrętu strzegła trzecia pożółkłaczaszka.Zaczekałem, aż mój wzrok przywyknie do ciemności, i zrobiwszy jeszczeparę kroków zobaczyłem mroczny koniec jaskini.Leżała tam Nimue.Myślałem początkowo, że nie żyje, bo była naga i skulona.Jej twarzprzesłaniały ciemne, brudne włosy.Obejmowała bladymi rękami chude, podkurczonenogi.Bawiąc się w dzieciństwie na zielonych wzgórzach rozkopywaliśmy czasemstare kurhany w poszukiwaniu złota i znajdowaliśmy szkielety ludzi, pochowanychwłaśnie w takiej pozycji.Leżeli skuleni w ziemi, odstraszając złe duchy.- Nimue? - Aby się do niej dostać, musiałem iść na czworakach.- Nimue? -powtórzyłem, tym razem przez zaciśnięte gardło, bo byłem niemal pewien, że nieżyje.W tym momencie zauważyłem jednak, że oddycha.Leżała nieruchomo, ale niebyła martwa.Odłożyłem miecz i wyciągnąwszy rękę dotknąłem jej zimnego białegoramienia.- Nimue?Rzuciła się na mnie, sycząc i szczerząc zęby.W miejscu wyłupionego okamiała krwawy oczodół, a drugim wywracała tak, że widać było tylko jego białko.Próbowała mnie gryzć i drapać, pluła, rzucała klątwy i chciała wykłuć mi oczydługimi paznokciami.- Nimue! - krzyknąłem, ale ona nadal pluła, toczyła ślinę z ust, szarpała się ikłapała na mnie brudnymi zębami.- Nimue!Rzuciwszy kolejną klątwę złapała mnie prawą ręką za gardło.Miała siłęszaleńca.Krzyknęła triumfalnie, zaciskając palce na mojej tchawicy.W tymmomencie uzmysłowiłem sobie nagle, co muszę zrobić.Nie zważając na to, że mniedusi, chwyciłem jej lewą dłoń i przytknąłem do swojej, tak by zetknęły się blizny nanaszych przegubach.Potem znieruchomiałem w oczekiwaniu.Jej uścisk zaczął stopniowo słabnąć.Zdrowe oko Nimue wróciło powoli donormalnej pozycji i zobaczyłem znowu jasną zrenicę mojej ukochanej.Spojrzała namnie i nagle wybuchnęła płaczem.- Nimue! - powiedziałem.Zarzuciła mi ręce na szyję i przylgnęła do mnie.Szlochała głośno, drżąc nacałym ciele.Tuliłem ją mocno i powtarzałem jej imię.W końcu przestała płakać, ale długo jeszcze trzymała mnie w objęciach.Wpewnej chwili uniosła głowę i zapytała dziecinnym głosem:- Gdzie jest Merlin?- W Brytanii - odparłem.- Więc musimy ruszać w drogę.- Zdjęła mi ręce z szyi i przykucnęła, abyspojrzeć mi w oczy.- Marzyłam, że się zjawisz - powiedziała.- Kocham cię - wyznałem wbrew swojej woli, choć wcale nie kłamałem.- Dlatego tu jesteś - stwierdziła, jakby było to oczywiste.- Masz się w co ubrać? - zapytałem.- Wystarczy mi twój płaszcz - odparła.- Nie potrzebuję niczego więcej.Wypełznąwszy z jaskini schowałem do pochwy Hywelbane a i otuliłempłaszczem drżące ciało Nimue.Wysunęła rękę przez dziurę w podartym suknie imocno się mnie chwyciła.Przeszliśmy między stosami kości i wspięliśmy się nawzgórze, skąd patrzyli na nas ludzie morza.Rozstąpili się, kiedy dotarliśmy na szczyturwiska, i nie poszli za nami, gdy zaczęliśmy schodzić powoli w kierunkuwschodniego brzegu wyspy.Nimue milczała.Jej szaleństwo minęło z chwilą, gdyzłączyliśmy nasze dłonie, była jednak bardzo osłabiona.Pomagałem jej w miejscach,gdzie ścieżka biegła stromo w dół.Minęliśmy bezpiecznie jaskinie pustelników.Może spali, a może bogowie zaczarowali całą wyspę, gdy podążaliśmy na północ,oddalając się od potępionych dusz.Wzeszło już słońce.Widziałem teraz, że włosy Nimue są matowe od brudu ipełne wszy.Wyglądała niechlujnie i nie miała swego złotego oka.Była tak słaba, że ztrudem się poruszała, więc gdy zeszliśmy ze wzgórza w stronę grobli, wziąłem ją naręce i stwierdziłem, że waży mniej niż dziesięcioletnie dziecko.- Jesteś bardzo słaba - powiedziałem.- Taka się urodziłam, Derfel - odparła.- Ale w życiu trzeba zawsze udawać,że jest inaczej.- Potrzebujesz odpoczynku - zauważyłem.- Wiem.- Położyła mi głowę na piersi, po raz pierwszy mając poczucie, żektoś się nią opiekuje.Zabrałem ją na groblę i przeniosłem przez pierwszy mur.Po lewej stroniewidzieliśmy wzburzone morze, a po prawej lśniące w porannych promieniach słońcawody zatoki.Nie miałem pojęcia, jak zdołam przejść obok strażników [ Pobierz całość w formacie PDF ]