[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Strażnik rozkazuje im wyjść i drzwi sięzamykają.Wciskam twarz w aksamitną poduszkę, jakbym w tensposób mogła oddalić od siebie rzeczywistość.Ktoś wchodzi do pokoju.Podnoszę wzrok i ze zdziwieniemrozpoznaję piekarza, ojca Peety Mellarka.Nie do wiary, że przyszedł39mnie odwiedzić.Przecież niedługo spróbuję za- bić mu syna.Znamysię jednak trochę, a Prim to jego całkiem dobra znajoma.Gdysprzedaje kozie serki na wieku, odkłada dwa dla niego i dostaje wzamian przyzwoitą porcję chleba.Zawsze czekamy z wymianą, aż niebędzie tej wiedzmy, jego żony, bo on jest o wiele milszy.Wprzeciwieństwie do niei, z pewnością nie uderzyłby syna za spalonychleb.Ale po co do mnie przyszedł?Piekarz niezgrabnie przysiada na brzegu eleganckiego fotela.Topotężnie zbudowany mężczyzna o szerokich barach, z licznymibliznami po oparzeniach od wieloletniej pracy przy plecach.Zpewnością właśnie pożegnał się z synem.Z kieszeni kurtki wyciąga paczuszkę w białym papierze l podaje miją.Odwijam papier i widzę ciasteczka.To luksus, na który nas niestać. Dziękuję mówię.Nawet gdy humor mu dopisuje, piekarz niebywa szczególnie rozmowny, a dzisiaj całkiem brak mu słów.Na śniadanie jadłyśmy pański chleb.Mój przyjaciel Gale dał panuwiewiórkę w zamian za pieczywo. Kiwa głową, jakby sobieprzypominał. Raczej kiepski interes dla pana dodaję.Wzruszaramionami, jakby to nie miało ładnego znaczenia.Nic więcej nie przychodzi mi do głowy, więc siedzimy wmilczeniu, aż wreszcie Strażnik Pokoju ogłasza koniec wizyty.Piekarz wstaje i odchrząkuje. Będę miał oko na małą mówi. Dopilnuję, żeby jadła.40Po tych słowach czuję, że ucisk w mojej piersi trochę zelżał.ludzie kontaktują się ze mną, ale naprawdę lubią Prim.Możewystarczy ludzkiej sympatii, aby utrzymać ją przy życiu.Nieoczekiwałam także następnego gościa.Madge podchodzi prosto domnie.Nie jest zapłakana ani zakłopotana, za to w jej głosie słyszęzaskakujący upór.-Na arenie będziesz mogła mieć na sobie jedną rzecz ze swojegodystryktu.Coś, co będzie przypominało ci o domu.Wezmiesz to? Podaje mi okrągłą, złotą broszkę, którą wcześniej widziałam najej sukience.Nie przyjrzałam się jej uważnie, teraz jednak widzę, żeto mały ptak w locie. Dajesz mi swoją broszkę? dziwię się.Noszenie pamiątki zmojego dystryktu jest ostatnią rzeczą, jaka zaprząta mi głowę. Przypnę ci ją do sukienki, zgoda? Madge nie czeka naodpowiedz, od razu się pochyła i dekoruje mnie złotym ptakiem.Katniss, obiecaj, że wyjdziesz w niej na arenę prosi.Obiecujesz? Tak zgadzam się.Ciastka, broszka.Dzisiaj jestem zasypywanaprezentami.Madge ofiarowuje mi jeszcze jeden: pocałunek wpoliczek.Następnie odchodzi, a ja zostaję z myślą, że może zawszebyła moją przyjaciółką.Na koniec zjawia się Gale.Może i nie łączą nas żadne romantyczneuczucia, ale kiedy rozkłada ramiona, bez wahania przytulam się doniego.Ma znajome ciało.Wiem, jak się porusza, jak pachnie dymem,41rozpoznaję nawet bicie jego serca zapamiętałam ten dzwięk zcichych chwil na polowaniach.Tym razem jednak po raz pierwszyczuję go naprawdę, jego szczupłe ciało i twarde mięśnie, do którychprzywieram. Słuchaj mnie żąda. Pewnie bez trudu zdobędziesz nóż, alekoniecznie musisz skombinować łuk.Dzięki niemu wzrosną twojeszanse. Nie zawsze rozdają łuki zauważam i przypominam sobie, jakktóregoś roku trybuci dostali tylko okropne maczugi nabijanekolcami, którymi musieli zatłuc się nawzajem na śmierć. No to zrób go sama radzi mi Gale. Nawet kiepski łuk jestlepszy niż żaden.Wcześniej próbowałam kopiować łuki ojca, ale za każdym razem zmizernym skutkiem.To prawdziwa sztuka.Nawet on musiał czasemwyrzucać na śmietnik to, co skonstruował.Przecież nie wiem, czyznajdę drewno. Kiedyś zafundowano uczestnikom arenę złożonąwyłącznie ze skał, piasku i wyschniętych krzaków.Tamten rok zapadłmi w pamięć jako szczególnie zły [ Pobierz całość w formacie PDF ]