RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wyglądała jednak na zwyczajną kobietę.Zasalu­tował, witając ją jak jednego z kolegów-kapitanów.- Jestem Koityi Stymir.Przybyłem na twoje wezwanie, Mądra Pani.- Celowo użył tytułu, z jakim zwracano się do czarownic, aby zobaczyć jej reakcję.- A ja jestem Jaelithe Tregarth - odpowiedziała, nie nawiązując do jego pozdrowienia.- Powiedziano mi, kapitanie, że wkrótce wypływasz na morze, aby pa­trolować.- Napadać na wybrzeża Alizonu - poprawił ją.Sokół poruszył się, patrząc na Sulkarczyka jasnymi, mądrymi oczami.Kapitan miał wrażenie, że ptak oczekiwał jego odpowiedzi z takim samym zainteresowaniem, jak ta niezwykła kobieta.- Napadać - powtórzyła.- Przybyłam, aby zapropo­nować ci coś zupełnie innego niż najazd na wybrzeża Alizonu, ale to nie napełni łupami twoich pustych ładowni.Może też narazić cię na znacznie większe niebezpieczeńst­wo niż miecze czy strzały Alizończyków.Jaelithe uważnie przyjrzała się żeglarzowi.Wysoki, dob­rze zbudowany, o szerokich ramionach i jasnych włosach.Mimo młodego wieku jego zachowanie cechowała spokoj­na pewność siebie, świadcząca o sukcesach w przeszłości i wierze w pomyślną przyszłość.Nie miała czasu, aby po gruntownym namyśle wybrać najlepszego z licznych kan­dydatów.Jednak to, co usłyszała o Stymirze, sprawiło, że właśnie jego wybrała spośród wszystkich kapitanów obec­nych w porcie u ujścia rzeki Es.Sulkarczycy znani byli z zamiłowania do przygód i śmia­łych, połączonych często z dużym ryzykiem, czynów.Wiele razy właśnie dlatego rezygnowali z pewnego zysku w handlu czy z łupów na wojnie.; Byli zarówno odkrywcami nieznanych lądów, jak i dobrze znanymi w zamorskich krajach odważnymi kupcami.Jaelithe zamierzała wykorzy­stać te cechy charakteru Sulkarczyków, aby nakłonić Stymira do przyjęcia u niej służby.- A co masz mi do zaoferowania, pani? - zapytał Sulkarczyk.- Szansę odnalezienia bazy Kolderu - odpowiedziała otwarcie.Nie miała czasu na szermowanie słowami.Z co­raz większym trudem panowała nad targającym nią niepo­kojem, a czas był decydującym czynnikiem w całym przed­sięwzięciu.Stymir przez dłużą chwilę patrzył na nią w milczeniu.Potem powiedział ostrożnie: - Szukaliśmy jej przez wiele lat, pani.Jak to się stało, że mówisz tak, jakbyś miała w ręku mapę z naniesionym położeniem kolderskiej bazy?- Nie mam takiej mapy, lecz znam sposób, w jaki można ją znaleźć.Mam jednak mało czasu, a powodzenie tego planu zależy przede wszystkim właśnie od czasu.“I przestrzeni - dodała w myślach.Czy Simon mógł zostać wywieziony tak daleko, że straciłaby z nim kon­takt?"Zwinęła w dłoni, dostarczony z Moczarów Toru, zwój z kory, który był ważnym argumentem w dyskusji ze Strażniczkami.Jej wewnętrzne rozdarcie mogło udzielić się wielkiemu sokołowi, gdyż stroszył teraz pióra i wydawał, jak podczas walki, przenikliwe okrzyki.- Rzeczywiście wierzysz w to, co mówisz, pani - przy­znał Stymir.- Baza Kolderu.- powiedział i urwał.Nakreślił palcem jakiś wzór na stole.- Baza Kolderu! - powtórzył, jakby nie dowierzał własnym uszom.Ale kiedy znów podniósł wzrok, dostrzegła w jego oczach nieufność.Powiedział z rezerwą w głosie: - Wśród nas krążą opowieści, że Kolderczycy potrafią zupeł­nie zmieniać ludzkie umysły i wysyłają tych, którzy kiedyś byli naszymi przyjaciółmi, z którymi piliśmy z jednego puchara, aby zwabiali nas w zastawione pułapki.Jaelithe skinęła głową: - To wszystko prawda, kapita­nie, i dobrze postępujesz myśląc o takim ryzyku.Ale ja pochodzę ze Starej Rasy i byłam niegdyś czarownicą.Wiesz przecież, że skaza Kolderczyków nie może splamić nikogo z nas.- Byłaś niegdyś czarownicą? - podchwycił Sulkarczyk.- Dlaczego teraz nią nie jestem? - Jaelithe zmusiła się do spokojnej odpowiedzi na to pytanie, chociaż sam fakt, że musiała tak uczynić, sprawił jej wielki ból.- Jestem teraz żoną tego, który jest Strażnikiem Granic Estcarpu.Czyż nie słyszałeś o cudzoziemcu imieniem Simon Tregarth, który umożliwił wzięcie szturmem Sipparu?- O nim? - W głosie kapitana zadźwięczał niekłama­ny podziw.- Tak, słyszeliśmy o nim.A więc to ty, pani, pojechałaś do naszego miasta, aby pomóc Sulkarowi w je­go ostatniej bitwie.Tak, ty spotkałaś już i dobrze znasz Kolderczyków! Powiedz mi teraz, co zamierzasz uczynić.Jaelithe zaczęła wcześniej już przygotowaną opowieść.Kiedy skończyła, Sulkarczyk nie ukrywał swego zdumienia.- Uważasz, że możemy to uczynić, pani?- Sama wezmę w tym udział - odpowiedziała.- Znaleźć bazę Kolderu i naprowadzić na nią flotę.Tak, to jest czyn, o którym przez setki lat będą śpiewali bardowie! To rzeczywiście wielkie przedsięwzięcie, pani.Ale gdzie jest flota? - zapytał Stymir.- Flota popłynie za nami, ale prowadzić ją może tylko jeden statek.Nie wiemy, jakie urządzenia mają Kolder­czycy w swych łodziach podwodnych i czy mogą widzieć wszystko, co jest na powierzchni.Jeśli zauważą samotny statek i to niezbyt blisko - nie będą niczego podejrzewali.Co innego, gdyby dostrzegli flotyllę - to mogłoby mieć dla nich tylko jedno znaczenie.Czy wtedy z własnej woli zaprowadziliby nas do swej nory? - wyjaśniła Jaelithe.Kapitan Stymir skinął głową: - Dobrze pomyślane, pani.A więc w jaki sposób sprowadzimy flotę?Jaelithe wskazała dłonią klatkę: - W ten sposób.Ten ptak został wytresowany przez sokolników, aby powracać tam, skąd przybył, przynosząc wieści.Ustaliłam już wszyst­ko z Radą Strażniczek.Flota zbierze się i będzie krążyć po morzu.Kiedy otrzymają wiadomość, wtedy ruszą do ataku.Ale powodzenie tego planu jest ściśle związane z właś­ciwym rozłożeniem wszystkiego w czasie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl