RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wobec tego.— Pani, nie jestem czarodziejem.— Simond cofnął się o krok.— Nie należę nawet do Starej Rasy.— Do naszej Starej Rasy — powiedziała z naciskiem.— W twoich żyłach płynie krew ludu Yolta, który dorównywał potęgą największym Adeptom.Twierdzisz, że nie masz talentu magicznego.I chyba tak jest, przynajmniej wedle kryteriów władców Mocy.Możesz jednak wszystko zapamiętać, choć nie otwarto dla ciebie drzwi do pamięci doskonałej.W obecnej sytuacji musisz to zrobić.A gdybym nie dożyła końca tej podróży, podzielisz się swą wiedzą z tymi, którzy będą mogli się nią posłużyć.Chodź.Simond cofał się powoli, a Czarownica szła za nim krok w krok.Znaleźli się poza grupą skał, które ukryły ich przed wzrokiem reszty wędrowców.Młodzieniec chciał uciec przed brzemieniem, którym Śnieżynka zamierzała go obarczyć, ale nie mógł ruszyć się z miejsca.Czarownica podniosła rękę z Klejnotem.Magiczny kryształ nie jarzył się, lecz świecił miękkim, złocistym blaskiem.Simond zapomniał o strachu.Śnieżynka dotknęła Klejnotem jego czoła nad oczami.Ogarnęło go dziwne uczucie.Wydało mu się, że idzie korytarzem, mijając rzędy zamkniętych drzwi.Połyskiwały na nich symbole, które, czuł to, powinien poznać.Wiedział, że są częścią przeszłości, której nie może dokładnie zrozumieć.Wreszcie doszedł do ostatnich drzwi, na końcu korytarza.Te drzwi nie otworzyły się, tylko nagle zniknęły.Stał teraz przed ścianą świecącą takim samym łagodnym blaskiem, jaki towarzyszył mu podczas tej wędrówki.Poczuł lekki podmuch, jakby gigantyczne skrzydła poruszyły powietrze.Jakaś wielka, pazurzasta dłoń zaczęła pisać na niezwykłej ścianie.Każdy znak, który nakreśliła, lśnił błękitem, barwą Światła, obcą Ciemności.Simond nie rozumiał znaczenia tych symboli, wiedział jednak, że nigdy ich nie zapomni.Pozostaną mu w pamięci do końca życia.Coś miękkiego, jak czubki wielkich piór, musnęło jego policzek.Było to błogosławieństwo i zarazem pożegnanie.Młodzieniec zamrugał oczami.Zobaczył przed sobą Śnieżynkę.Jej Klejnot znów poszarzał i zgasł.— Pamiętasz? — zapytała.Simond natychmiast ujrzał w myśli tajemnicze znaki.Wiedział też, że w razie potrzeby wypowie je wszystkie po kolei.Czarownica uśmiechnęła się.— Tak.Światło zawsze przychodzi nam z pomocą w potrzebie —powiedziała.—A teraz.chcesz znaleźć swoją małżonkę i.—zawahała się, marszcząc brwi —.wyczuwam jakieś przyciąganie.Nie rozumiem tego.— Mówiła teraz bardziej do siebie niż do Simonda, który pragnął odejść jak najszybciej.— Coś nas woła.jeśli jednak zrodziła to Ciemność, nigdy nie mieliśmy do czynienia z taką jej odmianą.Simond już szedł, a Stymir za nim, w tym samym kierunku, w którym wyruszyły rankiem obie kobiety.Nie dostrzegli nic niepokojącego w błotnym jeziorku.Od czasu do czasu tryskał z niego gejzer, ale z dala od wędrowców.Lecz śmierdzący muł i spalona ziemia pozostały jako ostrzeżenie, przypominając im o niedawnym ataku.Estcarpianin dostatecznie długo wyprawiał się na zwiady, by bez trudu znaleźć ślady tych, których szukali — tym bardziej, że ani Inquit, ani Tursla nie próbowały ich zacierać.Dlatego szybko dotarli do kamiennych schodów i ruszyli w górę.Zatrzymali się przy rzędzie omszałych czaszek.Simond od razu zauważył runy odsłonięte przez szamankę.— Co one znaczą? — zapytał.W tym zakątku stanowczo było za dużo tajemnic.A jeśli nawet ta pochodziła z dawnych czasów, nic nie świadczyło, że jest nieszkodliwa.Kapitan przykląkł, by lepiej przyjrzeć się niemal niewidocznym znakom, a potem sam zaczął zdrapywać czubkiem noża piasek z tych, które jeszcze były ukryte.— To — wskazał nożem na jedną z run — dawny symbol Władcy Sztormów, używany w naszych najważniejszych kronikach.Ten zaś —wybrał inny symbol — oznacza prośbę.To sulkarski język, ale taki stary, że.nie wiem, co znaczą pozostałe znaki.— To nie są czaszki Sulkarczyków.— Simond przyglądał się szeregowi czaszek porośniętych zielonymi „włosami".— Nie — zgodził się z nim Stymir.— Zresztą moi współplemieńcy nigdy nie brali głów wrogów jako trofeów wojennych, niczym służący Ciemności barbarzyńcy.Przysięgnę jednak na wszystko, że kiedyś przeszli tą drogą.Simond już postawił nogę na następnym stopniu.— One poszły dalej.Patrz, widzisz tę rysę? To ślad buta.Co zaprowadziło tutaj Audę?— A co zaprowadziło nas wszystkich? Szukamy tego, co zaginęło.Czego? Wroga, Bramy, czegoś, co nam zagraża? Czy to, czego szukamy, może posłużyć się jednym z nas dla swoich celów?— Auda złożyła krwawą przysięgę, że się zemści — Simond starał się zachować spokój.— Chcesz powiedzieć, że w ten sposób otworzyła się przed tym, co tak bardzo nienawidzi?W przeszłości inna siła podporządkowała go sobie podstępem, miał być złożony w ofierze, by zaspokoić czyjąś żądzę krwi.To Tursla zerwała niewidzialne więzy, których istnienia nawet nie podejrzewał, i zwróciła mu wolność.Dlatego wiedział, że taka sytuacja jest możliwa.— Kto wie? — odpowiedział pytaniem na pytanie kapitan.Weszli na szczyt starożytnych schodów i patrzyli ponad nierówną powierzchnią lodowca w stronę dalekich szczytów.Niepokój Simonda zamienił się w gniew.Tursla nic nie wiedziała o krainie wiecznych lodów, ale Inquit pochodziła z pomocy i na pewno zdawała sobie sprawę, jakie niebezpieczeństwa mogą im zagrozić.Po chwili zauważył ciemne punkciki wędrujące w stronę gór.Posuwały się powoli, ostrożnie.Ale na samą myśl o łuku z zamarzniętego śniegu, który mógł się zawalić, o niewidocznej szczelinie w lodowcu, gniew i lęk zaparły mu dech w piersi.Kropek było trzy: dwie większe, jedna mniejsza.W takim razie poszukiwaczki jeszcze nie znalazły Audy.Simond widział ślady na śniegu, ale mogły pozostawić je te, za którymi szli, a nie zaginiona Sulkarka.— To Kankil prowadzi — wskazał Stymir.— Może ma jakieś zdolności, które predysponująjądo roli przewodniczki.W owej chwili rozgniewany Estcarpianin pragnął chwycić chowańca Inquit, potrząsnąć nim porządnie, i zaprowadzić całą trójkę z powrotem do obozu.Spojrzał jeszcze raz.Tak, kapitan miał rację.Szamanka szła tuż za Kankil, a Tursla na samym końcu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl