RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.57  No wiÄ™c?  spytaÅ‚ Montag. Mówi pan zupeÅ‚nie serio? NajzupeÅ‚niej. Trzeba przyznać, że to podstÄ™pny plan. Faber zerknÄ…Å‚ nerwowo na drzwi swejsypialni. Ujrzeć w caÅ‚ym kraju pÅ‚onÄ…ce strażnice, niszczone jako wylÄ™garnie zdrady.Salamandra pożera swój wÅ‚asny ogon! O, Boże! Mam listÄ™ wszystkich mieszkaÅ„ strażaków.RozporzÄ…dzajÄ…c czymÅ› w rodzaju or-ganizacji podziemnej. Nie możemy wierzyć ludziom, w tym caÅ‚y szkopuÅ‚.Pan, ja i kto jeszcze zechce roz-niecać pożary? Czy nie ma profesorów takich jak pan, byÅ‚ych pisarzy, historyków, lingwistów.? Nie żyjÄ… albo sÄ… bardzo starzy. Im starsi, tym lepiej  nikt na nich nie zwróci uwagi.Zna ich pan caÅ‚ymi tuzina-mi, niech siÄ™ pan przyzna! Och, jest mnóstwo choćby aktorów, którzy nie grali Pirandella, Shawa czySzekspira od niepamiÄ™tnych czasów, ponieważ te sztuki zbyt wiele mówiÄ… o Å›wiecie.MoglibyÅ›my wykorzystać ich gniew.I moglibyÅ›my posÅ‚użyć siÄ™ uczciwÄ… wÅ›ciekÅ‚oÅ›ciÄ…tych historyków, którzy od czterdziestu lat nie napisali ani jednej linijki.OczywiÅ›cie,moglibyÅ›my rozpocząć lekcje myÅ›lenia i czytania. Tak! Ale to wszystko dotyczy zaledwie spraw marginesowych.CaÅ‚a kultura zostaÅ‚a za-bita.Jej szkielet należy stopić i uksztaÅ‚tować na nowo.Mój Boże, to nie jest tak proste jakwziÄ™cie do rÄ™ki książki, którÄ… czÅ‚owiek odÅ‚ożyÅ‚ przed pół wiekiem.Niech pan pamiÄ™ta,że strażacy rzadko sÄ… potrzebni.Ludzie sami przestali czytać, z wÅ‚asnej chÄ™ci.Wy, stra-żacy, urzÄ…dzacie teraz od czasu do czasu cyrk: podpala siÄ™ budynek i gromadzÄ… siÄ™ tÅ‚u-my, by podziwiać piÄ™kny ogieniek, ale to tylko maÅ‚e marginesowe przedstawienie i na-wet niezbyt potrzebne, by wszystko utrzymać w porzÄ…dku.Bardzo nieliczni chcÄ… być te-raz buntownikami.A z tych nielicznych wiÄ™kszość, podobnie jak mnie, Å‚atwo zastraszyć.Czy potrafi pan taÅ„czyć szybciej niż BiaÅ‚y Klaun, krzyczeć gÅ‚oÅ›niej niż pan Iluzjonistai telewizyjne  rodzinki ? JeÅ›li pan potrafi, to przeprowadzi pan wszystko, na co pan maochotÄ™.W każdym przypadku jest pan gÅ‚upcem.Ludzie siÄ™ bawiÄ…. PopeÅ‚niajÄ…c samobójstwa! MordujÄ…c!Dywizjon bombowców przelatywaÅ‚ na wschód przez czas ich rozmowy i dopiero te-raz obaj mężczyzni zatrzymali siÄ™ i sÅ‚uchali z drżeniem ciężkiego huku odrzutowców. CierpliwoÅ›ci, Montag! Pozwólmy wojnie wyÅ‚Ä…czyć  rodzinki.Nasza cywilizacjasama rozdziera siÄ™ na kawaÅ‚ki.Nie dotykaj centryfugi. KtoÅ› powinien być gotów, kiedy to wybuchnie.58  Co? Ludzie bÄ™dÄ… cytować Miliona? Mówić, że pamiÄ™tajÄ… Sofoklesa? Przypominaćtym, co przeżyli, że czÅ‚owiek ma również swoje dobre strony? Przeciwnie  bÄ™dÄ… tyl-ko zbierać kamienie, by siÄ™ nimi wzajemnie obrzucać.Montag, idz pan do domu.PołóżsiÄ™ spać.Po co tracić swe ostatnie godziny szalejÄ…c w klatce, zaprzeczajÄ…c, że siÄ™ jest wie-wiórkÄ…? WiÄ™c już panu na tym nie zależy? Zależy mi tak bardzo, że aż mi mdÅ‚o. I nie chce mi pan pomóc? Dobranoc, dobranoc!DÅ‚onie Montaga chwyciÅ‚y BibliÄ™.ZobaczyÅ‚, co zrobiÅ‚y jego dÅ‚onie, i patrzyÅ‚ ze zdzi-wieniem. ChciaÅ‚by pan to mieć? DaÅ‚bym za to moja prawÄ… rÄ™kÄ™  rzekÅ‚ Faber.Montag staÅ‚ i czekaÅ‚, co dalej nastÄ…pi.Jego dÅ‚onie same z siebie, jak dwoje pracujÄ…-cych razem ludzi, zaczęły wyrywać kartki z książki.RÄ™ce wyrwaÅ‚y kartÄ™ tytuÅ‚owÄ…, a po-tem pierwszÄ… stronÄ™ i drugÄ…. Idioto, co robisz?!  Faber skoczyÅ‚ jak oparzony.RzuciÅ‚ siÄ™ na Montaga.MontagodepchnÄ…Å‚ go i pozwoliÅ‚ rÄ™kom prowadzić dalej dzieÅ‚o zniszczenia.Dalsze sześć kartekupadÅ‚o na podÅ‚ogÄ™.PodjÄ…Å‚ je i zgniótÅ‚ na oczach Fabera. Nie rób tego, och, nie!  krzyknÄ…Å‚ stary czÅ‚owiek. Kto mnie może zatrzymać? Jestem strażakiem.MogÄ™ ciÄ™ spalić!Stary czÅ‚owiek staÅ‚ patrzÄ…c na niego. Nie zrobisz tego. Ale mogÄ™! Książka.Nie niszcz jej. Faber opadÅ‚ na fotel, jego twarz byÅ‚a bardzo blada, ustadrżaÅ‚y. Nie maltretuj mnie jeszcze bardziej.Czego chcesz? ChcÄ™, żeby pan mnie uczyÅ‚. Dobrze, dobrze.Montag poÅ‚ożyÅ‚ książkÄ™.ZaczÄ…Å‚ rozprostowywać pognieciony papier i wygÅ‚adzać go,a stary czÅ‚owiek patrzyÅ‚ ze zmÄ™czeniem.Faber potrzÄ…snÄ…Å‚ gÅ‚owÄ…, jak by budziÅ‚ siÄ™ ze snu. Montag, czy ma pan pieniÄ…dze? TrochÄ™ mam.JakieÅ› czterysta, pięćset dolarów.A dlaczego? Niech je pan przyniesie.Znam pewnego czÅ‚owieka, który przed pół wiekiem dru-kowaÅ‚ nasze pismo uniwersyteckie.To byÅ‚o w tym roku, kiedy wszedÅ‚em do sali, by za-cząć nowy semestr, i odkryÅ‚em, że tylko jeden student zapisaÅ‚ siÄ™ na wykÅ‚ady o drama-cie od Ajschylosa do O Neilla.Rozumie pan? Jakie to byÅ‚o podobne do piÄ™knego po-sÄ…gu z lodu, topiÄ…cego siÄ™ w sÅ‚oÅ„cu! PamiÄ™tam, jak gazety konaÅ‚y niby wielkie motyle.Nikt ich nie chciaÅ‚.Nikomu ich nie brakowaÅ‚o.A potem rzÄ…d widzÄ…c, jak korzystne jest,59 gdy ludzie czytajÄ… tylko o namiÄ™tnych wargach i ciosach w żoÅ‚Ä…dek, otoczyÅ‚ plac waszy-mi pożeraczami ognia.Tak, Montag, ten bezrobotny drukarz istnieje.Możemy zacząćod kilku książek i czekać, aż wojna zÅ‚amie caÅ‚y system i doda nam bodzca, którego po-trzebujemy.ParÄ™ bomb i  rodzinki na Å›cianach wszystkich domów zamilknÄ… jak karna-waÅ‚owe bÅ‚azny! W tej ciszy nasz sceniczny szept może siÄ™ rozlec daleko.Obaj stali patrzÄ…c na leżącÄ… na stole książkÄ™. UsiÅ‚owaÅ‚em zapamiÄ™tać  powiedziaÅ‚ Montag. Ale, diabli, wyleciaÅ‚o mi, gdytylko odwróciÅ‚em gÅ‚owÄ™.Boże, jak pragnÄ™ powiedzieć coÅ› kapitanowi.On czytaÅ‚ dużoi na wszystko ma odpowiedz albo przynajmniej wydaje siÄ™, że ma.ZrobiÅ‚ siÄ™ bardzosÅ‚odki.BojÄ™ siÄ™, że z powrotem namówi mnie do tego, czym byÅ‚em.Zaledwie tydzieÅ„temu, trzymajÄ…c w rÄ™kach węża z na5àÄ…, myÅ›laÅ‚em sobie: Boże, ale to frajda!Stary czÅ‚owiek skinÄ…Å‚ gÅ‚owÄ…. Ci, co nie budujÄ…, muszÄ… burzyć  rzekÅ‚. To rzecz równie stara jak historiai nieletni przestÄ™pcy. Taki wÅ‚aÅ›nie jestem. CoÅ› z tego tkwi w nas wszystkich.Montag ruszyÅ‚ ku drzwiom. Czy mógÅ‚by mi pan dziÅ› jakoÅ› pomóc z moim kapi-tanem? PotrzebujÄ™ parasola, ażeby schronić siÄ™ przed deszczem.Diabelnie siÄ™ bojÄ™, żeutonÄ™, kiedy on siÄ™ znowu do mnie zabierze [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl