[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyglądało na to, że najchętniej spowodowałby u mnie natych-miastowy i całkowity zanik pamięci, po czym przeprowadziłby tę rozmowę zupełnieinaczej.Teraz już przepadło, doszliśmy do Frania. Jedno było przy drugim rzekł niechętnie. I też nic nie wiem, gdzie to terazjest. Nie wyjechały za granicę?319 Co mnie tu pani wpuszcza w maliny, jakby wyjechały, nie kazaliby pani ichszukać.Zresztą, co tu dużo gadać, przy dobrej cenie same wyjdą.Aakomy towar.Więcejnic pani nie powiem, bo sam nie wiem, a tych dawnych wydarzeń już nie pamiętam.Rzeczywiście, rychło w czas.Wzdragając się zapewne przed ogłuszeniem mnie,sam doznał nagłej amnezji.Widać było, że konferencja ulega zakończeniu, zmobilizo-wał się i na żadne pytanie już odpowiedzi nie uzyskam.Czując w sobie zdecydowany niedosyt wiedzy, poddałam się.Wylazłam z głębo-kiego fotela i opuściłam jego gabinet, a następnie willę.Wymacawszy nogami w ciem-nościach chodniczek i płyt, ruszyłam dookoła oficyny.Gdyby było widno, poszłabymwprost ku wejściu do mojego domu, przez trawnik z głębokimi dołami.Po ciemku wo-lałam nie ryzykować.W ten sposób pan Orzesznik stracił doskonałą okazję ukręcenia mi łba, co było-by dla niego nad wyraz korzystne.Być może, gdybym poszła wprost, nie strzymałbyi wyskoczył za mną z jakimś drągiem, pozbywając się zręcznie głupiego kłopotu.320* * *Całą sprawę omówiłam z Kociem jeszcze tego samego wieczoru, bo jako świeżyamant wizytował mnie codziennie.Uzgodniliśmy między sobą, że śledztwo na Mie-rzei musiało być prowadzone idiotycznie, skoro władze nie poszły drogą poszukiwaniazrabowanych przedmiotów, z drugiej jednakże strony udało nam się nieszczęsnych gli-niarzy nieco usprawiedliwić.Nikt im tam przecież nie powiedział prawdy, skąd mieliwiedzieć cokolwiek o tym niezwykłym zestawie, jaki wyłonił się z morza? Dalsze twór-cze wnioski chwilowo nie miały do nas dostępu.Ania zadzwoniła o poranku. No więc gramy dzisiaj w tego podstępnego brydża u jednej mojej przyjaciół-ki oznajmiła. Zrobiłam, co mogłam, i jutro już powinnam coś wiedzieć.Jak sięumówimy? Jak ci wygodniej.Gdzie wolisz? U mnie czy u ciebie? Wolę u ciebie.U mnie będzie zawracał głowę mój mąż.321 To przyjedz prosto z pracy.Czekam na ciebie z takim zapałem, że nawet zrobięcoś do jedzenia.Aatwe i niedużo, ale zjeść się da. Wzruszyłaś mnie zapewniła Ania i rozłączyła się.Rozszarpana przez dwie namiętności, jedną nową, a drugą zastarzałą, wahałam sięprzez chwilę, co zrobić.Jechać na miasto i popętać się wśród bursztyniarzy czy wlezćdo foliowej klatki i przystąpić do szlifowania.Obiecany Ani posiłek przeważył sprawę,musiałam kupić jakieś produkty spożywcze, pojechałam zatem na miasto.Przez czysty przypadek, w chwili kiedy przejeżdżałam Wspólną, zwolniło się miej-sce na chodnikowym parkingu akurat obok sklepu i szlifierni ojca kumpla syna przy-jaciółki, poniekąd już mi znajomego, którego nazwisko prawie zdołałam zapamiętać.Można powiedzieć, alternatywnie.Nazywał się Szczątek, straszliwie pchała mi się nausta Resztka i w rezultacie nie byłam pewna, co mylę.Bo może nazywał się Reszt-ka, a pchał mi się niepotrzebnie Szczątek.Zważywszy ilość okropnych pomyłek, jakiew tej dziedzinie zostały popełnione, wolałam w razie czego nie ryzykować i, korzystającze szczęśliwej okazji, postanowiłam sprawdzić.Nie zamierzałam głupio pytać, wystar-322czało spojrzeć, nazwisko musiało być napisane na szyldziku zewnętrznym i licznychdyplomach wewnątrz.Szlifiernia mieściła się w podwórzu.Przeszłam przez bramę, obok gabloty wysta-wowej ze strzałką skierowaną w głąb, i natychmiast wyleciało mi z głowy, że mamspojrzeć na szyldzik.W otwartym wejściu do pracowni stał i kłaniał się grzecznie mójeks-wymarzeniec.Niepewna, co mnie tknęło, wrosłam w bruk dziedzińca.Mogły mi piknąć dawne uczucia, obecnie gruntownie przekształcone w bunt i nie-chęć, wzmożone triumfem i satysfakcją, bo ja miałam teraz więcej bursztynu niż on,a do tego własnego mini-crafta.Zarazem bunt i niechęć ostatnimi czasy trochę zdechły,złagodzone Kociem.Mogło mnie zatem dziabnąć złe przeczucie, podejrzenie, mocnobrzęczące wspomnieniami, jak to przed laty węszył dookoła Floriana.I na odkryciezwłok trafił.I do milicji latał, a mnie właściwie nic nie powiedział.Co on tu robi? Jakie ma interesy do ojca kumpla syna mojej przyjaciółki? Och,podsłuchać.!323Może bym się i wygłupiła z podsłuchiwaniem, w którym nie miałam najmniejszejwprawy, bo idiotyczne dobre wychowanie wzbraniało mi go przez całe życie i nara-ziłabym się jakoś kretyńsko, gdyby nie to, że on wyraznie się żegnał.Wychodził już.Rozmaite uprzejme wyrazy doskonale mogłam sobie wyobrazić bez żadnego podsłu-chiwania i od razu zrezygnowałam z pomysłu.Za to cofnęłam się ku bramie i ukryłam w wejściu na klatkę schodową.Nie wiadomopo co, może na wszelki wypadek, a może na złość.Skoro nie mogę wiedzieć, po co on tuprzyszedł, niech i on nie wie, że ja w ogóle przyszłam, i nie ma znaczenia, że przyszłamcałkiem niewinnie.Odczekałam długą chwilę, bo te uprzejme wyrazy bardzo mu się przedłużyły, upew-niłam się, podglądając, że wyszedł na ulicę, i popędziłam do szlifierni. Dzień dobry panu powiedziałam do ojca kumpla syna przyjaciółki. Coon tu robił, ten pan, co właśnie wyszedł? To zły człowiek, podpuścił mnie kiedyś nawiercenie dziurek wiertełkiem ręcznie.Ojciec kumpla syna przyjaciółki o nazwisku, jak dla mnie, ciągle podwójnym, pa-miętał mnie, rozpoznał i zaczął się śmiać.324 Może widział w pani konkurencję? Pani go zna? No pewnie! Od wieków! Ale jestem na niego obrażona. Nic dziwnego, ja bym też się obraził, gdyby mnie ktoś namawiał do wierceniaręcznie.Wie pani zatem, że on się trochę tym zajmuje.?Nie zamierzałam posuwać się zbyt daleko i demaskować go całkowicie. Owszem, niekiedy.Jak ma powód.Hobbystycznie. To chyba właśnie ma jakiś powód, bo znów szuka ładnego bursztynu. U pana? zdziwiłam się. Nie u tych kupców-pośredników? Nie chce suro-wego? Chce, chociaż godzi się i na szlifowany, byle coś ekstra.Ponadto wpada czasemokazjonalnie, żeby się zorientować, czy jest jakiś większy napływ towaru.Interesują goróżne nowinki, ostatnio kleje, no i to samo, co panią [ Pobierz całość w formacie PDF ]