[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— O Boże, nie! — zawołała Kathleen w panice.Reflektory w jednej chwili oświetliły szczupłą, nieprzejednaną sylwetkę Ottona zagradzającego im drogę, w koszulce z krótkim rękawkiem i szarych spodniach, z rękami założonymi na piersi i zwiędłymi ustami pomarszczonymi gniewem.— Przejedź sukinsyna! — krzyknął Lloyd do Franklina.Lecz ten siedział za kierownicą zupełnie sparaliżowany, wlepiwszy oczy w Ottona.Został przez niego wyhodowany i wychowany.Otto panował nad jego wolą od momentu, gdy się urodził.Starzec podszedł do drzwi samochodu i wyciągnął dłoń.— Kluczyki, proszę — zażądał.Rozdział 18— Franklin, jedź! — wrzasnął Lloyd i szarpnął dźwignią zmiany biegów.Franklin spoglądał nań, jak gdyby go nie poznawał.— Ja… co…?— Jedź, Franklin, jedź, na miłość boską! Otto uciął:— Nawet mi się nie waż!Lecz odwołując się w tym krytycznym momencie do poczucia lojalności Franklina, miał Lloyd jedną jedyną przewagę, której Otto nie mógł sprostać.To on nadał Franklinowi imię.— Jedź, Franklin, jedź! — wykrzyknął.Franklin nacisnął do oporu pedał gazu i olbrzymi mercedes szarpnął i zarzucił, spod tylnych kół wyrzucając kamyki i piasek.Otto uczynił rozpaczliwy wysiłek, by wyciągnąć kluczyki ze stacyjki, lecz nie udało mu się ich dosięgnąć.Schwycił jednakże ręką za kierownicę i nie zwalniał uchwytu, tak że kiedy mercedes z rykiem silnika wypadł z podjazdu na ulicę, nadal ją trzymał, z początku biegnąc, potem zaś pozwalając się ciągnąć.Jego biała twarz świeciła za szybą jadącego samochodu niczym zjawa.Na zakręcie w stronę Rancho Santa Fe osiągnęli blisko czterdziestkę i wciąż przyspieszali.— Du bist ein Verräter! — wrzasnął na Franklina.— Wo ist deinen Dankbarkeit?Franklin zaskomlał w przerażeniu, lecz Lloyd w dalszym ciągu na niego krzyczał:— Nie zatrzymuj się! Nie zatrzymuj! Nic ci teraz nie może zrobić!— Verräter! — wołał Otto.— Schon bist du Tot! Franklin gorączkowo kręcił kierownicą z boku na bok, usiłując rozerwać uchwyt Ottona, tak że samochód zataczał się z jednej strony jezdni na drugą, a opony chórem wydawały z siebie przeciągły pisk.Lecz Otto nie puszczał, choć jego buty wlokły się i obijały po asfalcie, sypiąc spod obcasów strumieniami iskier.Kluczyli jasno oświetlonymi ulicami Rancho Santa Fe, a Otto wciąż jeszcze się trzymał.Co chwila spod kół mercedesa wydobywały się strugi ognia, lecz zarzucanie i kołysanie samochodu najwyraźniej utrudniało Ottonowi koncentrację.— Ty zdrajco, zatrzymaj samochód! — dyszał do Franklina.— Zatrzymaj samochód albo zaraz cię zabiję!— Lloyd! Tutaj! — krzyknęła Kathleen z tylnego siedzenia i podała mu do ręki jedną z samochodowych zapalniczek.Spiralny koniec żarzył się czerwonym blaskiem.Bez wahania Lloyd przytknął zapalniczkę do grzbietu dłoni Ottona.Rozległo się skwierczenie marszczącej się skóry i Otto wydał z siebie głęboki ryk oburzenia.Akurat w chwili gdy samochód zarzucił koło wejścia do Holiday Inn w Rancho Santa Fe, puścił kierownicę.Lloyd odwróciwszy się na siedzeniu ujrzał, jak Otto koziołkując przelatuje przez trójkątny skrawek zieleni, na przemian to rękoma, to nogami do przodu, niczym długonogi krawiec z Pracowitej pszczółki.— Udało nam się! — wykrzyknął Franklin.— Udało nam się! Udało! Brawo dla nas!Gdy pędem pokonywali następny zakręt, kierując się ku wybrzeżu, Lloyd nie spuszczał wzroku z Ottona.Sekundę wcześniej, nim trawnik znikł im z oczu, ujrzał, jak Otto staje na własnych nogach.Z przestrachem i rozczarowaniem zdał sobie sprawę, że nie jest on poważnie ranny.Kathleen obserwowała go również, gdyż wyraz jej twarzy, kiedy odwróciła się do niego, był ponury.— On nam tego nie wybaczy — rzekła.— Brawo dla nas! — powtarzał wciąż Franklin.— Dobrze się spisałeś, Franklin — pochwalił go Lloyd.— Pytanie tylko, dokąd się teraz udamy? — chciała wiedzieć Kathleen.— Może i powiodła nam się ucieczka, ale że Otto będzie nas ścigał, to pewne.— Chciałbym tylko — odparł Lloyd — gdzieś przywarować do środy, póki nie dokonają tej transformacji.Wówczas przynajmniej będziemy mieli szansę odzyskania Celii i twojego męża.Zdaję sobie sprawę, że się zmienili.Dobrze wiem, że być może nie będziemy w stanie ich kiedykolwiek pokochać.Być może oni nie będą w stanie kiedykolwiek pokochać nas.Lecz musimy dać im tę ostatnią szansę.Nie mogą pozostać salamandrami.Słyszałaś, co rzekł Otto: są z gruntu nietrwałe.Stanowią takie samo niebezpieczeństwo dla samych siebie, co dla innych ludzi.— Może powinniśmy pojechać na wybrzeże i poszukać jakiegoś cichego hoteliku? — poddała Kathleen.— Mam lepszy pomysł.Jedźmy do tej indiańskiej osady na pustyni Anza–Borrego.Mają tam do wynajęcia przyczepy campingowe, a to bodaj ostatnie miejsce, w którym Otto mógłby nas szukać.Potem, gdy tylko skończy się transformacja, możemy zabrać tego indiańskiego chłopca na policję.— Po co?— Jest naszym jedynym świadkiem.Tylko on może zeznać, że to śpiew Ottona słyszał, kiedy płonął autobus.Ot i po co! Jakich innych mamy świadków?Kathleen wzruszyła ramionami.— Chyba masz rację.— Nie mogę wprost w to uwierzyć — rzekł Franklin.— Udało nam się, uciekliśmy!— To wszystko dzięki tobie, bracie — odpowiedział mu Lloyd.— Nigdy jeszcze nie widziałem Ottona w takim gniewie.— Franklin wyszczerzył zęby.— No i dobrze, od razu poczułem się przez to lepiej.Jak gdyby nie dość był przerażający, kiedy się nie gniewa.— Wiesz, że możemy teraz zadzwonić na policję — rzekła Kathleen.— Przynajmniej znaleźliby salamandry.Lloyd potrząsnął głową.— To by była masakra, nie ma co do tego żadnych wątpliwości.I zaprzepaściłabyś ostatnią szansę ujrzenia znowu Mike’a.Kathleen przyglądała się swemu odbiciu w przyciemnionej szybie.— Nie jestem pewna, czy tego akurat pragnę.— Hm — powiedział Lloyd.Wtem zdał sobie sprawę, że wciąż trzyma w ręku zapalniczkę, i z krzywym uśmieszkiem oddał ją Kathleen.— Życie nie jest usłane różami, ale nie trzeba się poddawać słabości.— Słabości? — odparła i w szybie ujrzał, że płacze.— Nie, nie ulegam słabości.Po prostu jestem trochę zmęczona [ Pobierz całość w formacie PDF ]