[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Teraz muszę zająć się innymi, ale wrócę – powiedziała Jesionna.– Przyniosę ci talerz zimnej pieczeni z rogaczaka, nawet gdybym musiała sama go upolować – zażartowała.Ku jej radości, w odpowiedzi uśmiechnęły się nie tylko usta, lecz także oczy Hynnela.– Zawsze mówiłem, że jesteś od ważną kobietą – odparł.– Dziś znowu to udowodniłaś.– Zaśnij, jeśli możesz – poradziła Jesionna.– Będę w pobliżu.Wstała i wróciła do swoich obowiązków.Daleko na północy smoczy jeździec Farod czekał przed lodową kurtyną osłaniającą Wielkiego, Któremu Wszyscy Służą, od bluźnierczych spojrzeń niegodnych oczu.Już wkrótce Wielki przemówi, a Farod nie bardzo miał ochotę usłyszeć, co jego pan i władca ma do powiedzenia.Fakt, że po niego posłano, źle wróżył, więc Farod kulił się na samą myśl, że to on zostanie obarczony wyłączną winą za katastrofalną stratę, jaką ponieśli.Zsunął na plecy kaptur lekkiej opończy.Gdyby spojrzał na swoje odbicie w lodowej kurtynie, zobaczyłby, jak służba u Wielkiego odmieniła jego rysy.Złociste niegdyś włosy i skóra, która opalała się latem na ciemny brąz, wyblakły w ciągłym zimnie, były białe, jakby odmrożone.Alabastrowa skóra ciasno opinała wystające kości policzkowe i nos, a oczy, jedyne kolorowe plamy w twarzy, zapadły się głęboko, przesłonięte pozbawionymi rzęs powiekami.Ciało Flavielli leżało na wykutych z lodu marach, które zajmowały środek komnaty, gdzie czekał Farod.Własnoręcznie obmył krew ze śmiertelnej rany czarodziejki, rany, której nigdy by nie odniosła, gdyby on, Farod, był w pobliżu.Mógł ją teraz pieścić, co stanowczo zbyt rzadko robił za jej życia.Wyprostował jej ręce i nogi, ubrał ją w przejrzystą białą szatę i położył tutaj, aby czekała.Wpatrywał się w nią z tęsknotą, dotykając wydrążonego metalowego pręta, który znalazł przy jej zwłokach.– Przysięgam, że od dziś nie użyję w bitwie innej broni – powiedział półgłosem.– Ach, moja Flaviello, najdzielniejsza ze wszystkich kobiet, gdybyś tylko.Odpowiedział mu szept spoza lodowej zasłony:– Ona nie żyje.Nie może cię usłyszeć.Choć cichy, szept wypełnił lodowe pomieszczenie i odbił się echem od ścian.– Kochałeś ją.– To nie było pytanie.– Była moim dowódcą.Tak, darzyłem ją miłością i szacunkiem.– To coś więcej.Kochałeś ją i nadal kochasz jak mężczyzna kocha kobietę.To prawda.Kochał ją nad życie, bardziej niż kogokolwiek innego, nawet Wielkiego; uszczęśliwiała go nawet ta odrobina czułości, którą mu okazywała, gdy nie miała innego zajęcia.Zazdrościł każdej chwili, którą Flaviella spędzała z kimś innym, ale nie na wiele to się zdało.Niepodzielnie władała tą stroną swojego życia, jak zresztą każdą inną.Farod nie pamiętał, żeby kiedykolwiek przedtem czuł tak wściekłą nienawiść, jak wtedy, gdy wrócił po Flaviellę i zastał ją martwą z jej ostatnim kochankiem, a obok oddział znienawidzonych Nordornian.Wrogowie byli uzbrojeni w długie i ciężkie włócznie, które mogły zagrozić nawet jemu.Musiał się wycofać, dopóki nie odeszli.Dopiero wtedy mógł zabrać martwe ciało swojej ukochanej i przywieźć je do lodowego pałacu, siedziby Wielkiego.Gdyby zwłoki jej kochanka nadal tam były, na pewno by je zbezcześcił, ale zniknęły.Przypuszczał, że zabrali je Nordornianie z sobie tylko znanego powodu.Głos spoza kurtyny szeptał dalej:– Dziwiłbym się, gdybyś nie płonął do niej miłością.Sam pragnąłem jej i kochałem ją.tak, nawet ja.Byłaby pierwszą małżonką u mego boku, jak już podbiłaby dla mnie świat.Miała tylko jedną słabość.Pragnęła władzy dla swojego kochanka, takiej jak jej własna.Trudno mi było przymknąć na to oko.Nogi ugięły się pod Farodem i padł na kolana.Niekiedy Flaviella szeptała mu do ucha, mówiąc o władzy, którą mogą się podzielić.To gorsze niż gdyby oskarżono go o jej śmierć.Wielki wiedział o wszystkim!– Wybacz mi, panie!– Och, nie o tobie mówiłem.– Szept Wielkiego głośno rozbrzmiewał w głowie Faroda.– Pozwalałem jej na pewne.przyjemności.Tobie wybaczam, bo jesteś jednym z tych, którym ufam.Ale ona opuściła nas, szukając innych rozrywek.Obawiam się, że to ją zgubiło.Farod pochylił głowę w milczeniu.Miał nadzieję, że Wielki rzeczywiście przyjął to obojętnie i że w następnych słowach nie skaże go na śmierć.A potem smużka cudzej walki, delikatna jak mgiełka, przeniknęła przez lodową zasłonę i zakradła się do mózgu Faroda.Instynktownie walczył z tym atakiem, zwłaszcza gdy zdał sobie sprawę, jakich wspomnień szuka Wielki [ Pobierz całość w formacie PDF ]