RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A potem nie wiem, co się dzieje, nie wiem, co ty mi takiego robisz.Może powinienem ochrzcić cię zębowiecz-nieszczerzyjotus? Bo zawsze sprawiasz, że obnażam zęby.- Żegnam, Henry - ostrzegła go Andrea.Wciągnął głęboko powietrze.- Przepraszam - powiedział.- Dziękuję, że dotrzy­małaś słowa.A teraz zapomnij, że kiedykolwiek mnie znałaś.- Już dawno to zrobiłam - odgryzła się Andrea i roz­łączyła się.Henry westchnął.Odłożył słuchawkę i siedząc na kanapie wpatrzył się w wiszący na przeciwległej ścianie oprawiony plakat reklamowy Lucky Strike'ów.Wolałby nie pić dzisiaj zbyt dużo.Z drugiej jednak strony, nie było powodu, by przestać.Doszedł właśnie w swym pijaństwie do połowy drogi.Gdyby przerwał teraz picie, ostry ból głowy poja­wiłby się już o szóstej po południu tego samego dnia.Lepiej już przenieść kaca na rano.Nie wątpił wprawdzie, że jutrzejszy będzie jeszcze gorszy od dzisiejszego.Ale przynaj­mniej nie przeszkodzi mu w tym, co czekało go w nocy.W tym samym czasie Gil szedł razem z Susan po prome­nadzie przez Solana Beach.Zabrał ją na lunch do „Taco Auctioneer”, teraz zaś chciałby poznała jego rodzinę.Susan czuła się bardziej szczęśliwa, niż zdarzyło się to od miesięcy, bardziej też była rozgadana, Gil ledwo dawał radę wtrącić czasem słowo.Mówiła tyle, że starczało za ich dwoje.- Nie mogę doczekać się nocy - powtarzała.- Wi­działeś mój kostium?Gil uniósł brwi.- Myślę, że jest bardzo sexy.Wypchnęła go na drogę.- A jeśli tak, to co?- To wspaniale - zażartował.- Im bardziej coś jest sexy, tym lepiej.- A ty sądzisz, że jak wyglądasz w tych twoich obcisłościach? - odgryzła się Susan.- Rudolf Nurejew z Solana Beach.- Słuchaj no, damo, po raz ostatni zabrałem cię na taco.Przekomarzali się jeszcze przez chwilę, aż nagle Susan spoważniała.- Czy sądzisz, że z Henrym wszystko będzie w porząd­ku?- Pod jakim względem? - spytał, usiłując zeskrobać ze swej koszulki plamę z sosu chilli.- Wygląda na to, że cały czas jest pijany.- Miał jakąś nieprzyjemną sprawę z rozwodem, i tyle.Susan odgarnęła włosy z oczu.- Nie twierdzę, że go nie lubię, bo tak nie jest.Nie twierdzę, że mu nie wierzę.Słyszałeś jednak, co powiedział Springer, że to może być dość niebezpieczne.Czy sądzisz, że da sobie z tym radę, gdy będzie pijany?- Nie wiem.Mam wrażenie, że podczas treningu Sprin­ger wybije mu to pociąganie z głowy.Chcę przez to powiedzieć, że Henry pije z nudów i przez to, iż uważa, że nikomu na nim nie zależy, no i nie ma do kogo ust otworzyć.Co niby ma robić innego, jak nie siedzieć w domu i popijać? Ale teraz Springer rzucił mu wyzwanie - tak jak nam wszystkim.Zgodziliśmy się upolować tego diabła, czy co to tam jest, ponieważ pragniemy w życiu czegoś więcej niż to, co poznaliśmy dotąd.Szukamy paru odpowiedzi.Pojawiły się też i pytania.Pytania, o których nigdy dotąd nam się nie śniło.Czy nie zastanawiałaś się nigdy, czy żyjesz właśnie tak, jak naprawdę tego chcesz? Czy to właśnie ma być całe moje życie? Czy nie będzie już niczego więcej? To właśnie pytanie podpowiedział nam Springer, nie sądzisz? I to jest pytanie, na które pragniemy odpowiedzieć.Susan odruchowo ujęła rękę Gila.- Wiesz co - powiedziała - odkąd moi rodzice zginęli w wypadku, nie myślałam praktycznie o niczym, tylko o tym, jak stać się normalną.Gdy nie masz rodziców, ludzie traktują cię z nadmiernym współczuciem albo patrzą na ciebie jak na dziwadło, kalekę czy coś takiego.Tak czy tak, jesteś nieustannie traktowany jak ktoś niezupełnie normal­ny.Byłam raz z babką na spotkaniu senioratu obywateli i jedna z tych truskawkowych staruszek przedstawiła mnie innej zajeżdżającej truskawkami starszej pani: „To jest Susan, oboje rodzice zginęli w wypadku samochodowym, biedne jagniątko, ale zniosła to tak dobrze, że nawet byś nie uwierzyła”.Przy mnie! Tak, jakby nieustannie trzeba było mi przypominać, że oni nie żyją.Tak, jakby nie chcieli mnie normalnie traktować.Czytam normalne książki, noszę nor­malne ubrania, oglądam w telewizji normalne programy, umawiam się z normalnymi przyjaciółmi.Jestem tak nor­malna, że mogę uchodzić za federalny wzorzec normalności.Teraz jednak, gdy zdarzyło się to wszystko, Springer i tak dalej, gdy wiem o Wojownikach Nocy, nie chcę już być normalna.Chcę osiągnąć tyle, ile będę mogła, jeśli to zależy tylko od moich starań.- Możesz nadal próbować być normalna.Ale na pewno ci się nie uda - odpowiedział Gil.Osobiście wcale nie uważam, byś była przeciętna.Ścisnęła jego dłoń.- Czy to komplement?- Może - skrzywił się w uśmiechu.- Tylko trochę nietypowy.Doszli do Mini-Marketu.Phil Miller stał przy kasie, zliczając tygodniowe zakupy spożywcze pani Lim, właś­cicielki chińskiej restauracji „Tian Dan” znajdującej się trochę dalej przy tej samej ulicy.Pani Lim przyglądała się uważnie Philowi, zliczając po cichu to samo w pamięci.Nie wierzyła w dodawanie na elektrycznej maszynie.- Cześć, Gil - przywitał go ojciec, rzucając spojrzenie i na Susan.- Cześć, tato.To jest Susan Sczaniecka.- Cześć, Susan.- Dzień dobry panu.Gil zaprosił mnie na taco.- Ta co? - spytał Phił.- To już tak poważnie?- Nie zwracaj uwagi - powiedział Gil.- To tylko pewien starszy pan, będący moim staruszkiem.Sądzi, że jest bezpośrednim spadkobiercą Dona Ricklesa.- Te małe, drugiej jakości, są po dolarze sześćdziesiąt dziewięć centów - poprawiła Phila pani Lim.- Och, przepraszam.To mnie nauczy koncentracji.Jeśli macie ochotę, to weźcie sobie lody, Gil.- Dzięki, tato.Susan rozejrzała się po wnętrzu.- To fantastyczne mieć sklep.Gil pokręcił głową.- Powinnaś przyjść tu w niedzielne popołudnie, gdy robimy remanent.Zmieniłabyś zdanie.Wzięli sobie po lodzie i przeszli przez pełne drewnianych skrzyń i kartonów podwórko.Wydostali się przez bramę na aleję, która doprowadziła ich do plaży.Na brzegu było upalnie i ruchliwie.Dziesiątki dzieciaków moczyły się na surfingowych deskach, dalsze dziesiątki leżały na ręcznikach plażowych pod piaskowymi skałami, słuchając proroków czarnej muzyki, rzucając orzeszki wie­wiórkom lub po prostu smażąc się na słońcu.Co parę minut Gil spostrzegał kogoś znajomego.Wychowany nad ocea­nem syn właściciela sklepu znał naprawdę wielu ludzi.Susan była rozbawiona tym nieustannym podnoszeniem dłoni do pozdrowienia i wykrzykiwaniem „Cześć!”- Wygląda na to, że jesteś miejscową znakomitością - zauważyła.Bryza zwiewała jej piękne, jasne włosy na twarz.- Wszyscy tu jesteśmy lokalnymi znakomitościami - powiedział Gil liżąc loda.- Gdy byłem młodszy, two­rzyliśmy tu gang.Rekiny z Solana, jeśli potrafisz sobie wyobrazić takie rekiny.Najgorszy pomysł, na jaki wpa­dliśmy, to była walna bitwa z całym tłumem dzieciaków z San Elijo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl