RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Powiedzmy, że zmieniłam zdanie, że naszła mnie skrucha i postanowiłam się przyznać.Odczekałem chwilę i przewróciłem się na bok.- Co ty pleciesz?Na tle sufitu widziałem jej czarną sylwetkę.- To tylko zabawa, sytuacja czysto hipotetyczna.Milczałem.- Poszedłbyś do więzienia - szepnęła.- Zabiłem ich dla ciebie, Saro.Dla ciebie i dla Amandy.Poruszyła się niespokojnie.Łóżko zatrzeszczało.Za­brała nogę.- Pedersona zabiłeś, żeby chronić Jakuba, tak mó­wiłeś.Myślałem o tym sekundę.Fakt, to prawda, ale jakby nieprawda.Spróbowałem obejść problem.- Nie mógłbym tego zrobić - odrzekłem.- Po prostu poszedłbym do więzienia, i tyle.- Chciałem jej dotknąć, ale niechcący musnąłem Amandę.Dziecko obudziło się i rozpłakało.- Ciiicho, kochanie, ciiicho - szepnęła Sara.Leżeliśmy nieruchomo, dopóki mała nie zasnęła.- A wiedziałeś, że mógłbyś zabić Jakuba, zanim go zabiłeś? - spytała po chwili.- To co innego.I dobrze o tym wiesz.- Jak to co innego?- Tobie ufam.Jemu nie ufałem.Nim zdążyłem zamknąć usta, zdałem sobie sprawę, jak to musiało zabrzmieć.Nie to miałem na myśli, lecz nie dopowiedziałem nic więcej.Doszedłem do wniosku, że jeśli zacznę się tłumaczyć, będzie jeszcze gorzej.Sara wpadła w zadumę.- Chyba wiesz, o co mi chodzi - dodałem.Było ciemno, prawie nic nie widziałem, ale czułem, że kiwnęła głową.Wyśliznęła się z łóżka, zaniosła Amandę do kołyski, wróciła i przylgnęła do mnie całym ciałem.Jej oddech parzył mi szyję.Zadrżałem.Po chwili namysłu spytałem:- A ty? Zabiłabyś mnie?- Och, Hank.- Ziewnęła.- Chyba nie mogłabym zabić człowieka.W garażu zawył pies.Zdawało się, że wyje gdzieś blisko, znacznie bliżej niż w rzeczywistości.Duch Jakuba, pomyślałem.Sara podniosła głowę i cmoknęła mnie w policzek.- Dobranoc - szepnęła.W środę po powrocie z pracy na kuchennym stole znalazłem trzy wycinki z gazet, odbitki kserograficzne artykułów z „Ostrza Toledo”.Pierwszy pochodził z 28 listopada 1987, a jego nagłówek głosił:Zbrodniczy duet morduje sześć osób, porywa córkę multimilionera i żąda wielkiego okupu.W artykule opisywano tragiczna historię niejakiej Alice McMartin, siedemnastoletniej córki Byrona McMartina, multimilionera z Detroit.Wieczorem 27 li­stopada uprowadzono ją z posiadłości ojca w Bloomfield Hills w stanie Michigan.Porywacze byli przebrani w policyjne mundury, mieli pałki, służbowe odznaki i rewolwery.Wkroczyli na teren posiadłości kilka minut przed ósmą pod pozorem konieczności wyjaś­nienia jakiejś błahej sprawy.Kamera systemu bez­pieczeństwa sfilmowała, jak zakuwają w kajdanki czte­rech ochroniarzy, pokojówkę i szofera, jak każą im uklęknąć pod ścianą domu z rękami na karku i jak mordują ich strzałami w głowę.Strzelali z rewolwerów ochroniarzy.Byron McMartin był w tym czasie na przyjęciu.Wrócił do domu po dziesiątej, odkrył nieobecność córki i zwłoki sześciu pracowników.Według bliżej nie okreś­lonych źródeł porywacze zostawili list z żądaniem okupu w wysokości czterech milionów ośmiuset tysięcy dolarów.Drugi artykuł, z 8 grudnia, też pochodził z „Ostrza Toledo”.FBI zidentyfikowało zwłoki spadkobierczyni wielomilionowej fortuny.Ojciec traci córkę i okup.Była to korespondencja z Sandusky w stanie Ohio.Piątego grudnia miejscowi rybacy wyłowili z jeziora Erie zwłoki zakneblowanej i skutej kajdankami Alice McMartin.Ciało musiało przebywać w wodzie od dłuż­szego czasu, ponieważ specjaliści z FBI zidentyfikowali je tylko dzięki dokumentacji dentystycznej lekarza nieszczęsnej dziewczyny.Patolodzy ustalili, że zabito ją strzałem w głowę i wrzucono do jeziora mniej więcej dwadzieścia cztery godziny po uprowadzeniu.Ponieważ agenci FBI twierdzili, że zapłacenie okupu ułatwi im schwytanie porywaczy, Byron McMartin stracił nie tylko córkę, ale także prawie pięć milionów dolarów.Ostatni artykuł pochodził z trzeciej strony „Ostrza Toledo”„FBI identyfikuje porywaczy Alice McMartinDetroit, 14 grudnia (AP).Dzięki kamerze filmowej systemu bezpieczeństwa, która 27 listopada zarejestrowała przebieg porwania Alice McMartin, siedemnastoletniej córki multimilionera Byrona McMartina, byłego właściciela fabryki wy­twarzającej papierowe kubki i talerze, FBI ustaliło toż­samość dwóch podejrzanych o dokonanie napadu i za­mordowanie sześciu pracowników McMartina.Ogólno­krajowe poszukiwania sprawców tragedii trwają.Porywaczami okazali się: Stephen Bokovsky, lat dwadzieścia sześć, oraz Vernon Bokovsky, lat trzydzie­ści pięć.Pochodzą z miejscowości Flint w stanie Michi­gan i są braćmi.Agenci FBI założyli, że mordercy są byłymi pracow­nikami Byrona McMartina.Przejrzano tysiące akt per­sonalnych, porównano tysiące zdjęć z niewyraźnymi, gruboziarnistymi zdjęciami wykonanymi przez kamerę systemu bezpieczeństwa.Trop okazał się właściwy: akta personalne Stephena Bokovsky'ego mówiły, że w roku 1984 pracował u McMartina jako ogrodnik.Vernona Bokovsky'ego zidentyfikowano po rozmo­wie z rodzicami porywaczy, z Georginą i Cyrusem Bokovsky, zamieszkałymi w miejscowości Flint.Oboje utrzymują, że w listopadzie synowie nie wyjeżdżali z miasta.Cyrus Bokovsky powiedział nam w rozmowie telefonicznej, że od dwudziestego siódmego listopada, czyli od dnia uprowadzenia Alice McMartin, nie mieli od nich żadnej wiadomości”.Vernon Bokovsky został warunkowo zwolniony z więzienia stanowego w Milan - skazano go w roku 1977 - po odsiedzeniu siedmiu z dwudziestu pięciu lat pozbawienia wolności za zabójstwo sąsiada podczas kłótni o pieniądze ze sprzedaży samochodu.Agenci FBI wyrażali pewność, że mordercy zostaną schwytani.„Zidentyfikowaliśmy ich - powiedział jeden z nich - i już się z tego nie wywiną.Mogą uciekać dokąd zechcą, wcześniej czy później ich dopadniemy.Za ty­dzień, za miesiąc czy za rok, dopadniemy ich na pewno.To tylko kwestia czasu”.Na zakończenie autor artykułu przytaczał słowa tego samego agenta wyrażające oburzenie brutalnością zbrodni popełnionej przez braci.„Zamordowano ich z zimną krwią - mówi agent Teil.- To oczywiste, że porywacze zaplanowali wszystko z niezwykłą starannością.Nie zabili w przypływie paniki.W filmie uderzyło mnie jedno: ich spokój, ich opanowanie.Doskonale wiedzieli, co robią”.Teil przypuszczał, że mordercy zastrzelili sześciu pracowników McMartina, żeby ludzie ci nie rozpoznali Stephena Bokovsky'ego.„Chcieli pozbyć się świadków, to oczywiste.Na szczę­ście zapomnieli o kamerze systemu bezpieczeństwa”.Wróciłem do pierwszego artykułu i przeczytałem go jeszcze raz.Później po raz drugi przeczytałem dwa pozostałe.Trzeci artykuł zilustrowano trzema fotogra­fiami.Pierwsza przedstawiała Stephena Bokovsky'ego; pochodziła z akt personalnych firmy McMartina.Był mężczyzną drobnym i ciemnowłosym; uśmiechał się na zdjęciu wąskimi ustami; oczy miał zapadnięte i zmę­czone [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl