RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Okaz ten miał najwidoczniej podwójne lub nawet potrójne stawy u nóg, bowiem bez widocznego wysiłku balansował na jednej, w drugiej dzierżąc pajdę chałki i pchając ją do gęby.Stwór wydawał się ich nie dostrzegać, nie wzbudzał również widocznego zainteresowania pozostałych obecnych w gospodzie.Zamówili śniadanie, rodzaj gęstej owsianki podanej w olbrzymim, parującym kociołku z tkwiącymi w nim drewnianymi łyżkami.Wu Ju-li zamówiła do tego po prostu wodę, a Nathan spróbował czarnej jak smoła herbaty.Sądząc po bardzo gorzkim smaku, musiała być niesamowicie mocna, zostawiała też dziwny posmak, jeszcze jednak z okresu spędzonego kiedyś na Dillii pamiętał, że taka herbata zawsze go ożywiała.Po niedługiej chwili jeden z kierowców ze Slongornu podjął rozmowę.Byli, jak się wydawało, wyjątkowo przyjaznymi i otwartymi ludźmi.Wśród uwag o pogodzie, owsiance i ciężkim, niewdzięcznym żywocie kierowców, Brazil jakoś zdołał wyłożyć cel ich podróży mniej więcej w takim zakresie, w jakim uczynił to w rozmowie z osobnikiem na parkingu.Kierowcy słuchali ich życzliwie, jeden z nich zaofiarował się, ze podwiezie ich do odległej o dziewiętnaście kilometrów bazy w najbliższym mieście Slongornu, zapewniając ich, że będą mogli prawdopodobnie łapać wozy z bazy do bazy na terenie całego kraju.- A więc, Wu Ju-li, żadnych ćwiczeń i żadnego łamania kości, w każdym razie na dziś - rozpromienił się Nathan.- Tak, to miłe - zgodziła się.- Ale, Nathan, nie nazywaj mnie już tym imieniem.To nie moje imię, to imię kogoś, kogo wolałabym zapomnieć.Nazywaj mnie po prostu Wuju.Tak mnie nazywał Jol.- W porządku - roześmiał się.- Niech będzie Wuju.- Jak ładnie to powiedziałeś - stwierdziła.Brazil pomyślał sobie, że za to jemu wcale się nie podobał sposób, w jaki ona to powiedziała.- Przepraszam - ozwał się z tyłu ostry, nosowy, lecz dźwięczny głos - ale nie mogłem nie słyszeć waszych planów i zastanawiam się, czy nie mógłbym się dołączyć.Na razie zmierzamy w tym samym kierunku.Odwrócili się jak na komendę i - jak się Brazil słusznie spodziewał - ujrzeli nietoperza.- No cóż, nie wiem doprawdy.- odpowiedział kapitan, zerkając na pełnego dobrej woli kierowcę, który kręcił głową w tonacji "dlaczegóżby u licha nie?"- Wygląda na to, że kierowca nie ma nic przeciwko temu, nie mamy więc i my.jak masz na imię? Nasze już znasz.Nietoperz roześmiał się: - Nie sposób je wymówić.Translator go nie zgryzie nie tylko dlatego, że składa się ono z dźwięków, które tylko my umiemy generować, ale i dlatego, że słyszalne jest ono na częstotliwościach, które rzadko kto poza nami odbiera.- Stwór zastrzygł swoimi ogromnymi uszami: - Muszę dobrze słyszeć, bo chociaż świetnie widzę w nocy, jestem prawie ślepy w silniejszym świetle.Poruszając się w dzień, całkowicie polegam na swym słuchu.Co się tyczy imienia.może byście mnie nazywali po prostu Kuzynem Nietoperzem? Wszyscy tak mówią.Brazil uśmiechnął się: - No dobrze, Kuzynie Nietoperzu, wygląda na to, że się załapałeś.Zastanawiam się jednak, dlaczego po prostu sobie nie polecisz? Jesteś może ranny?- Nie - odpowiedziało monstrum - ale ten chłód faktycznie nie wyszedł mi na zdrowie, a przebyłem już szmat drogi.Szczerze mówiąc, jestem strasznie zmęczony i obolały i wolałbym przerzucić trochę roboty z mięśni na maszyny.Nietoperz poszedł uregulować rachunek, płacąc pieniędzmi, które, jak się domyślał Brazil, były w obiegu w Slongorn.Poczuł nagły, mocny uścisk na ramieniu.Obróciwszy się, ujrzał Wu Ju-li.nie, Wuju - poprawił się.- Zupełnie mi się ten typ nie podoba - szepnęła mu do ucha.- Nie jestem przekonana, że możemy mu zaufać.- Nie powinnaś się uprzedzać - zbeształ ją łagodnie.- Może nie czuje się on najlepiej wśród koni i słoni.Czy macie w twoim rodzinnym świecie nietoperze?- Tak - przyznała.Sprowadzono je przed laty dla zwalczania pewnych miejscowych owadów.Wywiązały się z tej funkcji aż za dobrze i okazały się gorsze niż te robaki.Brazil potrząsnął z namysłem głową: - Tak też myślałem.No cóż, spotkamy po drodze może jeszcze mniej sympatyczne okazy, ten przynajmniej wydaje się dość szczery.Przekonamy się, jak to tam jest z tą szczerością.Jeśli nie ma czegoś w zanadrzu, będzie znakomitym nocnym stróżem i nawigatorem.Dała za wygraną i na razie postanowili nie wracać do sprawy.W rzeczywistości jednak, Brazil miał jeszcze inny, ukryty powód.Pomyślał sobie, że obecność Kuzyna Nietoperza powinna utrzymać na wodzy emocje poprzedniego wieczora.Droga przeszła bez problemów.Kuzyn Nietoperz zasiadł obok kierowcy ze Slongorn i natychmiast zasnął, podczas gdy Brazil i Wuju ulokowali się na tylnej ławeczce, jedynym miejscu, które mogło ją pomieścić.Miasto w Slongorn było na tyle nowoczesne, iż zdarzały się tu zarówno korki drogowe, jak i sygnalizacja świetlna i policja.Gdyby nie grzybiaste budowle i zupełnie absurdalny wygląd mieszkańców, mogłoby być bardzo wygodne.Po dwóch godzinach znaleźli inną ciężarówkę, jadącą w ich kierunku, na którą dałoby się załadować Wuju, jednakże pozycja, którą musiała teraz zająć nie była zbyt wygodna.Poruszali się jednak szybciej, niż mogłyby ich unieść własne nogi.Krótko po zapadnięciu zmroku znajdowali się mniej więcej w połowie drogi przecinającej sześciokąt w poprzek.Kuzyn Nietoperz czuwał.Ponieważ po drodze nie było gospody, która mogłaby zapewnić schronienie komuś rozmiarów Wuju, rozbili obóz na polu przyjaznego rolnika.W świetle dnia Nietoperz wyglądał jak łotrzyk z komiksu, w mroku stawał się jednak rzeczywiście przerażający, oczy gorzały mu groźnie, odbijając najmniejszy refleks światła.- Masz zamiar teraz polatać, Kuzynie Nietoperzu? - spytał Brazil, gdy już się roztasowali.- Polatam chwilkę - odparł stwór - po części dla treningu, ale też dlatego, że widzę tu w okolicy trochę małych gryzoni i owadów.Mdli mnie na myśl o pszenicznych placuszkach i takich tam przysmakach.Nie jestem stworzony do takiej diety.Mówili mi jednak, że Murithel, następny sześciokąt, jest dość paskudny.Jak już razem jesteśmy, będę się was trzymał aż do Czill.Brazil zapewnił go, że nie ma przeszkód, a Nietoperz wzniósł się w wieczorne niebo, trzepocząc błoniastymi skrzydłami i znikł.- Nadal mi się nie podoba - upierała się Wuju.- Skóra mi cierpnie na jego widok.- Będziesz się musiała do niego przyzwyczaić - powiedział Brazil.- Przynajmniej do czasu, aż zdołam przejrzeć jego grę.- Co? - wykrzyknęła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl