[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podniosłam głowę i spojrzałam na figurę.Pierwsze piętro otaczał wewnętrzny balkonz posągami bogów i bogiń ze wszystkich kultur na świecie.Byli to bogowie greccy, jakPersefona, indiańscy, jak Kojot i Borsuk, celtyccy, jak Balor i Branwen.Jednym słowem,wszyscy członkowie panteonu poza Lokim.Miejsce, gdzie powinna znajdować się jegopodobizna, pozostawało puste.Nigdzie na kampusie nie było posągu nordyckiego bogachaosu.Nic dziwnego, skoro ten bóg złoczyńca usiłował przejąć kontrolę nad światem, a jegożniwiarze chaosu z dużym upodobaniem zabijali wojowników.Oderwałam wzrok od pustego miejsca między kolumnami i spojrzałam prosto w góręna Nike, grecką boginię zwycięstwa.Bogini wyglądała dokładnie tak jak w rzeczywistości.Włosy opadające na ramiona, zwiewna suknia, skrzydła na plecach.Była chłodna, piękna,silna i straszna jednocześnie.To właśnie zawsze odczuwałam w jej obecności: surową siłępłynącą od niej gwałtownymi mroznymi falami.Przypuszczam, że tak ją odbierałam, dlatego że Nike była wcieleniem zwycięstwa,czyli czegoś, co mogło mieć bardzo, ale to bardzo gorzki smak.To właśnie czułam powydarzeniach w koloseum.Mimo że najbliżsi przyjaciele przeżyli, to zginęli inni koledzy ikoleżanki.I nigdy tego nie zapomnę.Niewątpliwie podobnie czuli to członkowie panteonu, kiedy walczyli z Lokim.Siostrazwracała się przeciwko siostrze, wojownik przeciw wojownikowi, bóg przeciw bogu, aż całyświat stanął na krawędzi zniszczenia.Gdyby Loki kiedykolwiek wydostał się z więzienia,świat pogrążyłby się w kolejnej długiej, krwawej wojnie chaosu.Przysięgłam sobie, że niedopuszczę do tego.Teraz już wiedziałam, że sztyletu z Helheimu należy szukać w bibliotece ibez względu na wszystko byłam zdecydowana go znalezć.- Jeśli tego nie zauważyłaś - powiedziałam - to informuję cię, że mam.eee.zwierzaka.Może podpowiesz mi, dlaczego Nott szła za mną aż tutaj?Posąg się nie poruszył, nie zamrugał oczami, nie skrzywił się.Krótko mówiąc, niezrobił nic, co mogłoby sugerować, że jest w nim bogini.Albo że mnie w ogóle słucha.Trudno.Pozdrawianie Nike i mówienie do niej, nawet jeśli nie odpowiadała, zawszemnie trochę podnosiło na duchu.Może naprawdę patrzyła na mnie z Olimpu czy też z innegomiejsca, gdzie w obecnych czasach przebywają bogowie.- Wiem, wiem - ciągnęłam.- Nic mi nie możesz powiedzieć z powodu tego paktu,który zawarli bogowie.Tego, że postanowili nie interweniować w sprawy śmiertelników.Niemniej jeśli kiedyś zechcesz podrzucić mi po kryjomu jakąś wskazówkę, to chętnieposłucham.Posąg się nie poruszył, ale przez moment wydawało mi się, że wargi Nike lekkouniosły się ku górze.No, chyba rozbawienie bogini to nic złego.Zostawiłam posąg w spokoju, wyszłam spomiędzy regałów i podeszłam do lady.Największym pomieszczeniem w bibliotece antycznej była potężna sala przykrytasklepieniem wznoszącym się na wysokości szóstego piętra.Zawsze wydawało mi się, żebiblioteka jest znacznie wyższa, że pnie się w górę bez końca.Wyciągnęłam szyję, usiłując dojrzeć freski pod kopułą ozdobione złotem, srebrem imilionami klejnotów, o których pani Metis wspomniała na wykładzie, lecz widziałam tylkocienie.Może to dobrze.Niewątpliwie freski były równie przerażające i realistyczne jakkamienne posągi na kampusie.Można mieć dość nadprzyrodzonych zjawisk.Lada pośrodku biblioteki dzieliła główne pomieszczenie na dwie części.Przy stołachdo nauki tłoczyli się uczniowie.Pierwszy dzień po przerwie, a nie było ani jednego wolnegostolika - i to bynajmniej nie dlatego, że już tyle zadano.Po prostu bywanie w bibliotece należało do dobrego tonu.Pewnie, że przychodzonotam po to, żeby się uczyć, ale również żeby patrzeć, kto przychodzi i wychodzi, żeby gadać,wysyłać esemesy i plotkować.Podejrzewam, że dziś było tu tak tłoczno, bo wszyscy chcielisię dowiedzieć, co inni robili podczas ferii.Nie wspominając krążących plotek oatakużniwiarzy - i o mojej w nim roli.Co chwila ktoś się na mnie gapił, a potem odwracał się iszeptał coś do znajomych.Zwietnie.Stanęłam za ladą i.wsunęłam pod spód torbę.Ledwie zdążyłam usiąść przykomputerze, gdy skrzypnęły drzwi jednego z pomieszczeń oddzielonych szklanymprzepierzeniem.- Spózniłaś się, Gwendolyn - usłyszałam szept.- Jak zwykle.Uniosłam oczy ku niebu i odwróciłam się na kręconym stołku.Nickamedes.Bibliotekarz stał ze skrzyżowanymi ramionami i bębnił palcami jednej ręki w łokieć drugiej.Wyrazny znak, że go zdenerwowałam - znowu.Tylko, prawdę mówiąc, kiedy on się na mnienie denerwował? Cokolwiek zrobiłam, zawsze było zle, nie mam pojęcia dlaczego.Odwróciłam głowę i spojrzałam na zegar na zewnętrznej szklanej ścianie.- Nie, nie spózniłam się.Przyszłam na czas.Nickamedes odsunął rękaw czarnego swetra i spojrzał na zegarek.- Nie masz racji.Minuta po.Czyli się spózniłaś.Przewróciłam oczami.- Minutę? Poważnie? Ma pan zamiar objechać mnie za minutę spóznienia?Mężczyzna zmarszczył brwi.- Minuta czy godzina, to nieważne.Spóznienie to spóznienie [ Pobierz całość w formacie PDF ]