[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Chodz tu, Tommy, nitka ci się przyczepiła.- Pokiwała na niego palcem.Podszedł posłusznie.Urwała długą nitkę zaczepioną o guzik.Nie patrzącwygładziła jego surdut.- Szkoda, żeby taki drobiazg psuł całą elegancję, prawda, Tommy? - spytałaz cieniem goryczy w głosie.Nie miał pojęcia, jak sobie poradzić z jej strachem, goryczą i dumą.Milczał.Wiedział, że ona zinterpretuje milczenie jako współczucie i że będzie wściekła.Odpewnego czasu czuła się zbyt pewnie w roli diwy, unikała pozostałych dziewcząt,traktowała je chłodno, spózniała się na próby, a po występach zachowywała się jakpiersiasta cesarzowa otoczona dworkami.Tom wiedział o niej wszystko, podobniejak i ona o nim.Być może, zachowywała się w ten sposób, by zapomnieć oprzeszłości.On też uciekał od tego, co było - budował teatry, organizował pikantneprzedstawienia i gromadził pieniądze.Ale to on dał Daisy scenę do występów i ten cesarski tron.Dzięki niemuzostała gwiazdą.Nigdy się nie wyzbyła prostactwa w mowie.Nawet niepróbowała.On, dla odmiany, systematycznie zmieniał swój sposób mówienia,przysłuchując się dżentelmenom i imitując ich intonację, ucząc się nowych słów zesłuchu i odgadując ich znaczenia.Chował dumę do kieszeni i zadawał pytania.Dzięki urokowi osobistemu nauczył się czytać.Daisy miała po prostu fantastycznybiust i nie musiała się o nic starać.- Ty tez się starzejesz, draniu jeden - powiedziała cicho.Nie groziła ani nieoskarżała.Brzmiało to raczej jak prośba.Zrobiło mu się bardzo przykro.Postanowił zmienić temat- Nie zgadniesz, kogo dzisiaj widziałem, Daisy.Biggsy'ego Biggensa.- Biggsy ego! - Oczy jej rozszerzyły się ze zdziwienia.- Dobry Boże! Gdzieśty go spotkał? Wisiał na jakimś drzewie? - To nie do końca brzmiało jak żart.- Napadł na powóz, którym jechałem, wiesz?Daisy prychnęła.- Biggsy zawsze miał dobre serce, ale za mało wyobrazni.Jeszcze kiedyś zleskończy.- Pytał o ciebie.- No widzisz, Tommy? To dlatego, że nawet po tylu latach robię na ludziachwrażenie.- Odwróciła się niby do lustra, ale jednocześnie twardo spojrzała w oczyToma, z dumą, wyzwaniem& i z niepokojem.Ten niepokój bardzo mu się niepodobał.Disy była dumna i barwna jak paw, była primadonną; niepokój do niej niepasował.Poczuł się jak łajdak.Niby przypadkiem przeniósł wzrok na karafkę zbrandy, ale przyznał w duchu, że na spotkaniu z inwestorami wypił jużwystarczająco.- Ale do ciebie nie strzelał, co nie?- Udało mi się go przekonać, żeby dał mi spokój, przez pamięć dawnychczasów.Zażyczył sobie buziaka od jednej z pasażerek.Takiej ceny zażądał za to,że nas nie obrabuje ze wszystkiego.Daisy się uśmiechnęła.- Cofam to, co powiedziałam o jego wyobrazni.Dostał tego całusa?Tom zamilkł na moment- Dostał.Jedna z pań się.zgłosiła na ochotnika.Przypomniała mu się ta scena.Szczupłe ciało Sylvie, jej napięte ramiona&Musiała stanąć na palcach, żeby dosięgnąć ust odrażającego brzydala.Widział, jakBiggsy niemal pokornie się zgadza na tę laskę.Zachwyt i wdzięczność miałwypisane na twarzy.Poczuł niepokój, ta rozmowa była stanowczo za długa; nadszedł czas, żebypostawić sprawę jasno.- Daisy, rolę Wenus dostanie inna dziewczyna.Jeszcze nie zdecydowałemktóra.Aha, poza tym zatrudniłem nową tancerkę.Zmierzyła go ostrym spojrzeniem.- Zatrudniłeś nową? Kiedy?- Dziś.- Generał wie?Sprytna ta Daisy.Uśmiechnął się lekko.- Już wie.Przyglądała mu się w lustrze z namysłem.- Kto to jest? Przyszła na miejsce Kitty?- Nie przyszła na niczyje miejsce - odparł ostro.- To od niej Biggsy dostałcałusa.Daisy zacięła usta.Mimo to wyglądała na zaciekawioną.- Wziąłeś ją z litości? Niemożliwe - dodała oschle.Tom poczuł się urażony.Daisy odniosła więcej korzyści z jego umiejętnościorganizacyjnych i pragmatyzmu niż ktokolwiek inny.Nie był bez serca i onadobrze o tym wiedziała.Pewnie uraził jej dumę i próbowała się odciąć.Zignorowałwięc ten przytyk, świadom, że jeszcze bardziej ją tym pognębia.Nic widział innegowyjścia.- Zatrudniłem ją, że tak powiem, pod wpływem impulsu.- Uznał, że Daisyłatwiej zaakceptuje taką odpowiedz.Uśmiechnął się łobuzersko.- Poza tymdzgnęła mnie szydełkiem, gdy tylko dotknąłem jej ramienia.Daisy była wyraznie zaintrygowana.- Aadna jest?- Nie.Pomyślałem sobie, że dla odmiany zatrudnię jakąś przeciętnądziewczynę.- Czy ta nowa.to Wenus? - Głos jej zadrżał, gdy to mówiła.Tak, och tak.Nie.Być może.- Jeszcze nie podjąłem decyzji.- Ale zdecydowałeś już, że to nie będę ja.- Cieszę się, że to rozumiesz, Daisy - oświadczył natychmiast.Wychodząc, kątem oka spostrzegł, że szczęka opadła jej niemal doobojczyka.Daisy była jednak na tyle mądra, że nie odezwała się ani słowem.ZnałaToma nie od dziś i wiedziała, na ile może sobie pozwolić.Generał męczył je przez trzy godziny, a niezmordowana Josephine grała wkółko te same melodyjki.Ktoś inny może by oszalał; Sylvie rozumiała sens takiejpracy.Przez całe życie tańczyła wciąż do tych samych melodii i powtarzała tesame ruchy, by doprowadzić je do perfekcji.Wysiłek fizyczny był minimalny, natomiast psychicznie czuła sięsponiewierana.Dziewczęta podchodziły do tej pracy pogodnie, a przynajmniej bez oporów,rzeczowo [ Pobierz całość w formacie PDF ]