RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lecz nie miałem żadnej pewności, że w ciągu najbliższych lat ktoś zareaguje na naszą wiadomość; może już nigdy nie doczekalibyśmy się reakcji.Co wtedy? Zacząłem odpędzać od siebie tę natrętną myśl.Powinienem przecież skupić się na tym, co czeka mnie w ciągu najbliższych godzin, a nie lat.A w ciągu najbliższych godzin miałem przecież sprawdzić helikopter.Jeżeli został porzucony, lub jeśli znajdowały się w nim jedynie zwłoki, stanowił dar fortuny.Moglibyśmy już nie obawiać się wędrówki przez krainę lawy.Wiedziałem jaką udręką byłoby przejście przez nią na nogach, z bardzo ograniczonymi zapasami, bez przewodnika, bez żadnej szczegółowej mapy.Skręciłem trochę w lewo z dotychczasowego szlaku, idąc za wskazaniami kompasu.Wkraczałem do gęstego lasu, chociaż drzewa nie były tu jeszcze tak potężne jak te na dole.Zrozumiałem, że teraz dopiero tak naprawdę przyda mi się wiedza, jaką zdobyłem kształcąc się na Strażnika.Tak, jak się spodziewałem, w miarę, jak schodziłem w dół, drzewa były wyższe, a wędrówka wśród nich trudniejsza.Co Jakiś czas zatrzymywałem się i słuchałem.Jednak nigdy nie dotarł do mnie żaden dźwięk, poza typowymi odgłosami lasu.Mimo iż tego nie odczuwałem, musiałem iść dość szybko, bo ściana drzew rozstąpiła się przede mną niespodziewanie.Znalazłem się na małej polanie, na której stal helikopter.Cofnąłem się szybko i zacząłem uważnie przypatrywać się maszynie.Jej drzwiczki były do połowy otwarte.Kiedy zrozumiałem, dlaczego maszyna tutaj wylądowała, wyszedłem na polanę i ruszyłem w kierunku helikoptera, mimo że wiedziałem, iż za kilka chwil ujrzę widok, który wcale nie będzie przyjemny.Rozdział czternastyW środku znajdowało się czterech pasażerów; jeden z nich z pewnością znalazł się tutaj wbrew własnej woli.Siedział na miejscu pilota i miał na sobie ubranie pochodzące niewątpliwie z Beltane, podczas gdy osobnik znajdujący się za nim miał na sobie niekompletny mundur uchodźcy i miotacz laserowy w zaciśniętej ręce.Łatwo było domyśleć się, że groził nim pilotowi do samego końca.Pozostali dwaj pasażerowie helikoptera także mieli mundury.Wolałbym nie przypominać sobie następnej godziny.Nie miałem przy sobie niczego, co mogłoby posłużyć mi do kopania w ziemi.W tej sytuacji zrobiłem dla zmarłych tyle, ile byłem w stanie: wydobyłem z helikoptera i zasypałem ich zwłoki suchym piaskiem.Gdy tego dokonałem, byłem skrajnie zmęczony, jednak dysponowałem helikopterem, który okazał się sprawny i zdolny do natychmiastowego lotu.Mogłem jedynie spekulować, dokąd ci ludzie lecieli w swej ostatniej godzinie.Może chcieli dotrzeć do jakiegoś miejsca za górami, może chodziło im nawet o Butte Hold, bo przecież w okolicy nie było żadnego obozu, ani osiedla.Martwi byli już Jednak co najmniej od kilku dni.Lot ku schronisku na zboczu góry okazał się niezwykle łatwy.Maszyna była dobrze utrzymana, nawet lepiej niż te z Kynvet, którymi do tej pory posługiwałem się.Ponieważ Jednak nie posiadała urządzenia rejestrującego loty, nie mogłem dowiedzieć się skąd tutaj przybyła, ani dokąd zmierzała w chwili, kiedy jej pilot i pasażerowie umarli.Zmierzchało już, kiedy osadzałem helikopter na polanie przed schroniskiem.Wyszedłszy z kabiny, z ulgą stwierdziłem, że wszystkie dzieci są w komplecie.— Do domu! — krzyknęła Annet, kiedy ujrzała mnie i helikopter.— Nareszcie będziemy mogli polecieć do domu.— Nie tak od razu — powiedziałem.— Dlaczego? — zawołała gwałtownie.— Musimy wrócić do Kynvet i dowiedzieć się wreszcie, co się stało.— Jeśli o mnie chodzi, to mniej więcej wiem już, co się stało.— Wiedziałem, że prędzej czy później, będę musiał powiedzieć im wszystkim.— W tym helikopterze leciał jeniec i jego strażnicy.Jeniec był człowiekiem z Bekane, a jego strażnikami — uchodźcy ze statku.— Kto to był? — zapytała Annet.Potrząsnąłem głową.— Nie wiem.Ku mojej uldze Annet nie upierała się, zadała mi natomiast bardziej praktyczne pytanie:— A więc, dokąd, jeżeli nie do domu?— Do Butte Hold [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl